Pjongjang może zagrozić Zachodowi nie tylko bronią jądrową, ale i gigantyczną armią z licznymi świetnie wyszkolonymi komandosami. Na co dzień wielu Koreańczyków korzysta z poczty elektronicznej i niczym nieograniczonej sieci, słucha zachodniej muzyki i dobrze wie, co dzieje się na świecie. Wszystko to w kraju, którym w rzeczywistości rządzą starcy, a reżim broni bajecznego majątku Kimów – to zaledwie wycinek tego, co warto wiedzieć o Korei Północnej.
Skoro zdaje się, że temat napięcia na Półwyspie Koreańskim nie zakończy się zbyt szybko, w naTemat postanowiliśmy stworzyć krótki podręcznik przybliżający naszym czytelnikom wszystkie najważniejsze informacje na temat tego, co każdy powinien wiedzieć o Korei Północnej, a czego trudno dowiedzieć się z doniesień medialnych, które w całości poświęcone są wojennej tematyce.
1. Najbezpieczniejszy kraj świata...
Choć o władzach w Pjongjangu mówimy zwykle jako o reżimie szaleńców, Koreańczycy mogą pochwalić się także kilkoma dokonaniami, których mogłyby im nieco pozazdrościć najbardziej rozwinięte społeczeństwa. Tak jest na przykład z poziomem przestępczości. Ulice koreańskich miast są wyjątkowo bezpieczne, co zwykle podkreślają korespondenci pochodzący z USA, gdzie powszechny dostęp do broni palnej sprawia, że codziennie na ulicach miast dochodzi do licznych strzelanin, napadów i morderstw.
Tymczasem w Korei Północnej statystyki kryminalne są jeszcze niższe niż w słynącej ze spokoju Norwegii. W przeciwieństwie do skandynawskiej demokracji, koreański reżim zawdzięcza to jednak głównie temu, że nawet największe koreańskie miasta pozbawione są jakiegokolwiek życia nocnego. Skoro nikt nie wraca z klubu, kina, teatru, czy kolacji na mieście, to najzwyczajniej w świecie nie ma i kogo tam napadać. Pomijając już wszelkie rygory państwa policyjnego.
2. Komórka i książki mogą zabić
By kryminaliści nie przeniknęli do Korei Północnej z zagranicy, władze tego kraju nielicznych odwiedzających go cudzoziemców natychmiast pozbawiają "narzędzi do zabijania". Na liście przedstawianej przekraczającym granicę północnokoreańską można więc znaleźć: telefony komórkowe, czy wszelkiego rodzaju książki zagranicznych wydawnictw. Do niedawna każdy telefon komórkowy lub tablet na koreańskich lotniskach natychmiast trafiał do zaplombowanej foliowej torby.
Kilka tygodni przed zapowiedzą gotowości na rozpętanie globalnego konfliktu nuklearnego reżim Kim Dzong Una zdecydował sięjednak niespodziewanie pozwolić części obcokrajowców nie tylko na korzystanie z (horrendalnie drogiej...) telefonii komórkowej, ale także z mobilnego internetu, dzięki czemu na Twittera i Instagram natychmiast spłynęły najnowsze zdjęcia z Korei Północnej.
3. Demokracja ludowa? Korea Północna to raczej...
Z pewnością żaden zagraniczny turysta, a tym bardziej dziennikarz nie zdoła jednak zrobić zdjęcia najwyższemu przywódcy w Korei Północnej. Co ciekawe, zgodnie z koreańskim prawem konstytucyjnym po wsze czasy nie będzie w państwie nikogo ważniejszego niż Kim Ir Sen (dziadek Kim Dzong Una). Twórca północnokoreańskiego państwa nie żyje od 18 lat. Koreańczykom z północy nie przeszkadza to jednak wymieniać go wśród władz konstytucyjnych. Stąd właśnie niektórzy specjaliści od prawa ustrojowego twierdzą, że od 1994 roku Korea Północna stałą się pierwszą na świecie... nekrokracją.
Nieco bardziej uszczypliwi komentatorzy zwracają zresztą uwagę, że oprócz Kim Dzong Una większość północnokoreańskich liderów politycznych rządzi krajem będąc jedną nogą już na "tamtym świecie". – On nie jest samodzielnym politykiem, więc jaki by nie było, jest zależny od ludzi którymi się otacza – kreślił w rozmowie z naTematsylwetkę Kim Dzong Una ekspert ds. Azji Wschodniej, Oskar Pietrewicz.
Gdy dokładnie sprawdzi się biografię innych wysoko postawionych osób w Korei Północnej, okazuje się, że w rzeczywistości tym krajem rządzą sami starcy. Średnia wieku osób piastujących najwyższe stanowiska, bez uwzględnienia młodego Kima i jego nieżyjącego dziadka, to 76 lat. Przewodniczący Najwyższego Zgromadzenia Ludowego Kim Yong Nam to 85-latek, a premier Pak Pong Ju jest 73-latkiem. Szefem armii, która podobno ma stawić czoła nawet zjednoczonym siłom USA, Rosji i Chin dowodzi natomiast 70-latek Kim Kyok-sik.
5. Niczym pigmeje
W starciu oko w oko na linii frontu żołnierze z Korei Północnej mieliby utrudnione zadanie także z przeciwnikami z południa. Choć z genetycznego punktu widzenia mieszkańcy obu krajów na Półwyspie Koreańskim są jednym narodem, to od kilkunastu lat naukowcy zauważają wyraźny trend, z którego wynika, że obywatele reżimu Kimów to ludzie wyraźnie niżsi od swoich sąsiadów z demokratycznej Korei Południowej.
Z najnowszych badańwynika, że za północną granicą żyją ludzie przeciętnie nawet o 8 cm niżsi od obywateli Korei Południowej. Skąd ta zaskakująca różnica? Koreańczycy z północy są coraz niżsi od południowców tylko dlatego, że ich kraj od dziesiątek lat walczy z powszechnym głodem. Przeciętny mieszkaniec Korei Północnej nie ma więc szans na dorastanie w takich warunkach żywieniowych, jak mieszkańcy krajów rozwiniętych, czy nawet rozwijających się.
6. Songun, czyli cały naród to gigantyczna armia
Słaba kondycja całego narodu nie zmienia jednak faktu, iż w wojennym starciu po stronie Korei Północnej jest kilka asów. Najważniejszy to wielka armia. W chwili obecnej w północnokoreańskich jednostkach skoszarowanych musi być co najmniej 1 mln 100 tys. żołnierzy. Oprócz tego w ramach mobilizacji reżim w Pjongjangu mógłby sięgnąć po około 4 mln 810 tys. rezerwistów i kolejne 4 mln 850 tys. rezerwistek. "Koreańska Armia Ludowa to podstawowa organizacja społeczno-ekonomiczna Korei Północnej.
Wojsko nie tylko straszy sąsiada z Południa, ale też zatrudnia, żywi i uczy obywatela Korei Północnej. Dlaczego? Wynika to z ideologii północnokoreańskiej, która kładzie nacisk na rolę wojska w systemie politycznym tego kraju. Od roku 2003, kiedy Kim Dzong Il oficjalnie wprowadził politykę Songun („najpierw armia”), militaryzując wszystkie aspekty życia społecznego Korei Północnej, to wojsko jest najważniejszą organizacją w tym kraju" – tłumaczył na łamach ostatniego "Policy Paper" Fundacji Aleksandra Kwaśniewskiego Amicus Europae znawca problematyki koreańskiej, dr Nicolas Levi.
7. Lepszych komandosów mają tylko w USA?
Z drugiej strony, siłą koreańskiego wojska nie jest tylko niezwykła liczebność i zdolność do użycia broni jądrowej. Wielka armia szybko może mieć problem z utrzymaniem wysokich morali, a broń jądrowa podobno częściej się psuje, niż jest w stanie kogokolwiek wystraszyć. Jednak oprócz rakiet dalekiego zasięgu z głowicami nuklearnymi, Pjongjang jest w stanie odpalić o wiele bardziej skuteczne rakiety przenoszące broń chemiczną i biologiczną. Od wielu lat ujawniane informacje wywiadowcze mówią, że oprócz rozwoju arsenału jądrowego koreańscy naukowcy nie porzucili także prac nad zastosowaniem bojowym wirusów wąglika, cholery, czy ospy oraz gazu musztardowego, sarinu i gazu VX. Jednak najważniejszym asem w rękawie północnokoreańskich dowódców w razie wojny mogą okazać się siły specjalne. Ten biedny i zacofany pod każdym względem kraj dysponuje bowiem trzecią co do liczebności siłą na świecie jeśli chodzi o elitarne jednostki bojowe.
Wiele osób z pewnością zadaje sobie też pytanie, czemu 30-letni przywódca, który cały okres dojrzewania spędził w Europie ucząc się w najlepszych szwajcarskich szkołach za wszelką cenę próbuje utrzymać status quo w kraju słynącym z powszechnego głodu. Zapewne zależy mu na utrzymaniu bajecznego majątku, który przez dziesiątki lat ciułała dynastia Kimów. Tylko za czasów Kim Dzong Ila powstało podobno kilkadziesiąt nowych pełnych luksusu rezydencji, w tym kilka bajecznych nadmorskich ośrodków wypoczynkowych, gdzie złoto służy za ozdobę w każdym kącie. Standardem są już rodzinne okazje, które zamieniały się w święta państwowe. Każda z nich zwykle kosztuje Kimów kilka milionów dolarów...
9. Koreańczycy wiedzą, co dzieje się na świecie
Wbrew pozorom nadzieje, że Koreańczycy poddadzą się dobrowolnie tak szybko, jak tylko będą mogli przekroczyć granicę i zobaczyć zachodni świat mogą okazać się naiwnością. Wielu z nich podobno już i tak świetnie to wie. Przekonuje o tym we wspomnianym felietonie Nicolas Levi.
"Ci, którzy mieszkają blisko granicy chińskiej i południowokoreańskiej są dobrze poinformowani o sprawach międzynarodowych (i lepiej niż ci, którzy mieszkają w stolicy kraju). Korzystają ze źródeł chińskich, słuchają muzyki chińskiej i południowokoreańskiej, oglądają komedie południowokoreańskie i chińskie (jest to wciąż zakazane, ale nikt tego w praktyce nie kontroluje). Ci obywatele są bardziej otwarci niż ci, którzy mieszkają w centrum kraju" - obala mity na temat koreańskiego społeczeństwa ekspert.
10. W Korei jest sieć...
Nie jest właściwie też tak, że obywatele Korei Północnej nie mogą korzystać z sieci. Owszem, mogą. Ci, którzy mają komputery i stać ich na korzystanie z usług jedynego państwowego operatora Kwangmyong, dobrze wiedzą na czym polega poczta elektroniczna, znają portale internetowe i potrafią wyszukać w sieci materiały pomocne podczas nauki czy pracy.
Cały problem w tym, że cała ta sieć nie ma nic wspólnego z dobrze nam znanym internetem. Koreańczycy po prostu postanowili stworzyć mu konkurencję, która jest od globalnego pierwowzoru oddzielona wirtualną żelazną kurtyną. Zamiast cenzurować internet jak robią to reżimy Iranu, Arabii Saudyjskiej, czy Chin, w Korei Północnej postanowili dać obywatelom internet od początku ocenzurowany pod każdym względem.
Jeszcze więcej najświeższych informacji o sytuacji w Korei Północnej znajdziesz na naszym blogu poświęconym politycy międzynarodowej:
"Dynastia Kimów ma obsesję na punkcie cyfry 9, z którą związane są najważniejsze wydarzenia w historii Korei Północnej" – pisze brytyjski "Guardian", sugerując jednocześnie, że to 10 kwietnia okaże się przełomowy. Wskazówką potwierdzającą taką hipotezę może być fakt, że reżim ogłosił, iż po 10 kwietnia nie będzie w stanie zagwarantować bezpieczeństwa zagranicznym dyplomatom. CZYTAJ WIĘCEJ