
Początkujący pisarz nie jest zdany tylko i wyłącznie na krwiożercze wydawnictwo. Zjawisko self publishingu, bardzo popularne za granicą, zaczyna zataczać coraz szersze kręgi w Polsce. Czy tego chcemy, czy nie, digitalizacja książek postępuje. Młodzi pisarze coraz częściej nie przejmują się odmową wydawnictwa i biorą sprawy w własne ręce. W końcu niewiele brakowało, by przez opór wydawcy "Władca Pierścieni" Tolkiena nie ujrzał światła dziennego.
Szacuje się, że majątek Joanne Rowling (autorka "Harry'ego Pottera") przewyższa wartość dóbr angielskiej królowej Elżbiety II. Dziś wielu wydawców stanęłoby w szranki, byle tylko zawrzeć z nią współpracę, nawet, jeśli w grę wchodzi książka niepewna. Lecz Brytyjka nie zawsze miała z górki. Gdy napisała Harry'ego Pottera i Kamień Filozoficzny" nie mogła znaleźć wydawcy, który podjąłby się publikacji książki. Jako powody odmowy podawano zbyt skomplikowany świat, który przerośnie młodego czytelnika (a to główny adresat "Harry'ego Pottera"). Autorka musiała iść na ustępstwa, dokonywać zmian w tekście, podpisać się tylko inicjałami, by czytelnik od razu nie rozpoznał z okładki jej płci.
John Ronald Reuel Tolkien również nie miał łatwo. "Władca Pierścieni" nie był debiutem pisarza, dodatkowo powstał na życzenie wydawnictwa. Gdy saga została ukończona, wydawnictwu nie odpowiadała forma. Tolkien był jednak na tyle uparty i przywiązany do swojego kultowego już dzieła, że odmówił nanoszenia zmian. Dopiero po jakimś czasie jeden z pracowników namówił szefów wydawnictwa na publikację. Tolkiena można lubić, lub nie znosić, lecz bez jego dzieła kanon światowej fantastyki byłby o wiele bardziej ubogi. To bez wątpienia niejedyny przypadek, gdy wydawca źle wyczuł nastroje rynku.
Mniej znana jest historia książki "Klątwa Tygrysa" autorstwa Colleen Houck, która przebojem wdarła się na rynek wydawniczy. Początki – jak można się domyślić – nie byłī łatwe. Autorka nie mogła znaleźć wydawcy, który byłby zainteresowany taką formą powieści. Skończyło się tym, że książkę wydała na własną rękę i teraz może święcić triumfy.
Dziś czasy są inne. Młody pisarz ma wiele alternatyw. Nie jest zdany tylko na wielkich graczy rynku wydawniczego - są małe, agresywne i przebojowe wydawnictwa, czasopisma, ale jest także self-publishing. Metoda stosowana już m. in. przez muzyków, teraz rozszerza się na inne dziedziny.
W Polsce mamy już kilka portali tego rodzaju, lecz zjawisko wciąż raczkuje. Prawdziwi giganci self-publishingu pracują chociażby w USA - kolebce e-booków. J. A. Konrath, Amanda Hocking, John Locke, to tylko niektórzy pisarze, którym self-publishing przyniósł sławę i bogactwo. Ten ostatni sprzedał w ciągu kilku miesięcy milion e-booków. Ceny bywają kuriozalne - nawet 99 centów.
[Co przesądza o sukcesie e-booka? przyp. red.] Chciałoby się rzec, że ciekawa treść i profesjonalizm wszystkich tych, którzy współtworzą książkę (autor, edytor, korektor, grafik). Rzeczywistość jest jednak taka, że o sukcesie ebooka przesądza też siła marketingu (i promocji), no i szczypta szczęścia też nie zaszkodzi. CZYTAJ WIĘCEJ
Człowiek-orkiestra
Self-publisher to nic innego jak pisarz, grafik, marketingowiec w jednym. Dzięki portalom self-publishinogwym ma większe pole do manewru. Takie portale zapewniają pomoc w publikacji, korekcie, projektowaniu okładki, rozpowszechnianiu utworów w formie cyfrowej lub w niektórych przypadkach - papierowej. Oczywiście nie za darmo. W zależności od portalu, ceny są różne, jedne pomagają gratis, a dopiero później naliczają sobie prowizję od całkowitego zysku, jaki zdobył autor. Inne oczekują symbolicznych wynagrodzeń już w początkowej fazie publikacji. W wielu przypadkach to autor decyduje, ile ma kosztować jego dzieło.
Płyta kosztuje 25 - 30 złotych. Do tego dochodzi marża sklepu jak np. Empik. Powiedzmy, że jest to około 10 zł. W ten sposób płyta kosztuje 40 zł, zespół dostanie 5 - 10 proc. z tych początkowych 25 zł. Resztę weźmie wytwórnia. Dodatkowo artyści zysku nie dostaną od razu. Są okresy rozliczeniowe, które potrafią ciągnąć się latami, nie wspominając już o autorskich prawach majątkowych, które przejmuje wytwórnia. Małe sklepy z płytami zniknęły, przynajmniej w wielkich miastach. Nie ma się co dziwić, że płyty nie będą tanieć. CZYTAJ WIĘCEJ
Nieatrakcyjny debiutant
Podobnego zdania jest Andrzej Pilipiuk. W jednym ze swoich tekstów przekonywał, że pisarz nie może liczyć na kokosy, zwłaszcza początkujący. Tłumaczył, jak wygląda debiut w czasopiśmie. Nie każde płaci autorowi za publikację, a jeśli już płaci, nie są to ogromne pieniądze. Choć tego rodzaju debiut tworzy mocne fundamenty dla początkującego pisarza, nie można oczekiwać od czasopisma, że będzie co chwilę promowało jakiś tekst tej samej osoby. Publikując we własnym zakresie nie jesteśmy niczym ograniczeni.
Z punktu widzenia wydawcy, człowiek wchodzący z ulicy z maszynopisem powieści pod pachą, to zbyt duże ryzyko. Wypromowanie autora jest działalnością trudną i często kosztowną. Trzeba zadbać o reklamę, uruchomić fundusz łapówkowy, przyszantażować lub przekupić recenzentów... A nakłady zwrócą się albo i nie. Dlatego debiutowanie książką jest niezwykle trudne i zdarza się nieczęsto. (aczkolwiek czasem się zdarza). I znowu prawo debiutu. Wydawca dużo chętniej rozmawiał będzie z człowiekiem posiadającym już jakiś dorobek i rozpoznawalnym przez fanów. CZYTAJ WIĘCEJ
Oczywiście self-publishing nie jest receptą idealną na debiut w literackim świecie. Początkujący literat ma ten komfort, że żadne wydawnictwo patrząc przez pryzmat zysków nie będzie decydowało o jakości jego tekstów. Werdykt należy do wyższej instancji - czytelników. Jednak by zaistnieć konieczna jest ciężka praca i dobre wyczucie rynku. Nawet najlepszy portal self-publishinogwy nie stworzy czegoś z niczego.
O sukcesie e-booka przesądza dokładnie to samo, co przesądza o sukcesie każdej książki. Dobry pomysł i dobra jego realizacja plus reklama i promocja. Ostateczny werdykt należy jednak zawsze do czytelników. CZYTAJ WIĘCEJ
Bez zaplecza
Self-publishing nie jest też zbawieniem młodych pisarzy, lecz alternatywą. Rezygnując ze współpracy z tradycyjnym wydawnictwem debiutant ma większą swobodę. Lecz jak głosi stare porzekadło, na tym świecie nie ma nic za darmo. Za kontrolę nad swoim dziełem początkującemu literatowi przyjdzie słono zapłacić. Publikowane samodzielnie utwory często nie są zbytnio konkurencyjne. Brakuje im znanego nazwiska, marki wydawnictwa, która nobilituje dzieło debiutanta oraz kontaktów i wpływów na rynku literackim, dzięki którym wydawnictwo może skuteczniej wypromować autora.
