Piractwo to coraz większy problem w Polsce. Trudno go rozwiązać. Z jednej strony burzą się internauci, uważając, że legalna kultura kosztuje zbyt dużo, z drugiej burzą się artyści, którzy nie chcą ograniczać swoich zysków. Państwo próbuje pośredniczyć, co w przypadku ustawy ACTA rozsierdziło internautów jeszcze bardziej. W ten sposób błędne koło się zamyka, a problem piractwa pozostaje nierozwiązany. Pojawia się jednak iskierka nadziei. Powstał serwis muzyczny, który sprzedaje albumy w wersji cyfrowej. Na pierwszy rzut oka nic specjalnego, ciekawostka polega jednak na tym, że to użytkownik decyduje, ile za piosenki zapłaci.
Twórcy strony musicrage.org Tomasz Stachewicz i Michał Michalski nie ukrywają frustracji z powodu tego, co dzieje się na rynku.
Skąd wziął się taki pomysł?
Tomasz Stachewicz: Strona jest muzycznym odpowiednikiem "Humble Indie Bundle", który w ten sposób sprzedaje gry. Jesteśmy pierwszym tego typu serwisem w Europie. Podobny powstał w Stanach Zjednoczonych kilka dni przed startem naszego. Mieliśmy dość obecnej sytuacji. Nie chcemy być uważani za piratów, bo wolimy muzykę w wersji cyfrowej, dodatkowo potrzebujemy dostępu do legalnej kultury.
Michał Michalski: Aktualnie ten dostęp jest dla Polaków ograniczany, blokuje go zasobność portfela. My oferujemy pakiet pięciu albumów. Cena minimalna to jeden dolar - wynik wymogów technicznych, a nie nasz kaprys. Początkowe proporcje tego dolara ustalone są automatycznie, wynoszą 20 procent dla nas jako pośredników, 80 procent do podziału między czterech autorów. Piąty album jest gratisem. Użytkownik może zapłacić zarówno jednego, jak i piętnaście dolarów. To jego decyzja, na ile wyceni twórczość tych artystów. Dodatkowo to kupujący decyduje, ile procent z danej kwoty ma iść dla muzyków, a ile dla nas. Może nie dać nam niczego. O ile zdobędzie się na zapłacenie co najmniej jednego dolara za 4 albumy plus bonusowe demo lub "EP", to dysponuje pełną kontrolą nad rozporządzaniem zyskami.
MM: Jestem muzykiem, wiem co nieco o tym, jak wygląda relacja zespół - wytwórnia. W Polsce doszło do tego, że płyty sprzedają się nie najlepiej. Platyna to chyba 40 000 płyt, w kraju o 40 mln mieszkańców. Płyta kosztuje 25 - 30 złotych. Do tego dochodzi marża sklepu jak np. Empik. Powiedzmy, że jest to około 10 zł. W ten sposób płyta kosztuje 40 zł, zespół dostanie 5 - 10 proc. z tych początkowych 25 zł. Resztę weźmie wytwórnia. Dodatkowo artyści zysku nie dostaną od razu. Są okresy rozliczeniowe, które potrafią ciągnąć się latami, nie wspominając już o autorskich prawach majątkowych, które przejmuje wytwórnia. Małe sklepy z płytami zniknęły, przynajmniej w wielkich miastach. Nie ma się co dziwić, że płyty nie będą tanieć.
Dystrybucja cyfrowa jest rozwiązaniem?
TS: Obecna sytuacja na rynku muzyki w formie cyfrowej bardzo nas frustruje. Weźmy takiego iTunesa. Apple odniósł duży sukces przekonując wytwórnie do dystrybuowania pojedynczych utworów. Ale w ostatecznym rozrachunku trzeba zapłacić tyle samo, co za komplet utworów kupionych w sklepie. A przecież nie ma prawie żadnych kosztów produkcji. Nie trzeba płacić za tłoczenie płyt, nie trzeba płacić za drukowanie książeczek i transport tych albumów.
I postanowiliście obalić ten system?
MM: Tak, co więcej zespołom mniej znanym opłaca się sprzedawać swoje utwory w taki sposób, jaki my oferujemy. Jak jest się młodym zespołem, to są wytwórnie, które każą ci zrobić wszystko na własny koszt - nagrać muzykę, wytłoczyć płytę. Oni zajmują się tylko dystrybucją. Opłaca się takim zespołom oferować swoje utwory w formie cyfrowej, dostaną więcej pieniędzy niż od wytwórni.
Liczycie zyski?
TS: Nie robiliśmy tego dla zysku, obaj mamy pracę, nie próbujemy się tą stroną utrzymać. Celujemy w rynek globalny, stąd też aktualna forma płatności w postaci "PayPal", ale pracujemy nad poszerzeniem tej oferty, wprowadzeniem łatwiejszych form płatności. Oczywiście jeśli zaczniemy liczyć sprzedane kopie w tysiącach, to stanie się to dla nas rentowne. A jeszcze bardziej rentowne dla zespołów. Użytkownik jednak nie zapłaci wiele.
Co przepełniło "czarę goryczy"?
Przez dwa tygodnie użytkownik może kupić dany pakiet. Ile czasu musi czekać na następny?
MM: Niezbyt długo, ale też nie wrzucimy nowego od razu, jak skończy się oferta na stary. Nie chcemy powtórzyć błędu "Groupona". Następny pakiet wrzucimy, gdy będzie coś naprawdę ciekawego do zaoferowania. Lepiej poczekać tydzień, niż obniżać poziom serwisu.
Jak rekrutujecie zespoły?
TS: Paradoksalnie sami jesteśmy trochę jak wytwórnia, bo są zespoły, które musimy odrzucić. Kierujemy się, póki co, naszym gustem.
MM: Są oczywiście zespoły, które się same zgłaszają, niektórym nawet musimy podziękować, w imię utrzymania wysokiego poziomu oferowanej muzyki.
Czy Wasza oferta będzie tylko i wyłącznie obejmować szeroko pojętą muzykę rockową/metalową?
TS: Nie, negocjujemy z przedstawicielami innych gatunków. Możemy zdradzić, że w następnej odsłonie będzie równoległy pakiet z muzyką trudną do sklasyfikowania, nazwijmy ją "indie rock". Będzie więc to, plus pakiet czegoś mocniejszego.
MM: Bardzo chcemy rozszerzyć ofertę o muzykę elektroniczną. Marzy nam się także hip-hop, ale z tym będzie problem.
Dlaczego?
TS: Jest bardzo lokalny, zamknięty. Jako, że celujemy w rynek globalny, kawałki hip - hopowe w danym języku mogą się nie przyjąć. W tym gatunku muzycznym najważniejsze są słowa, trudno będzie nam zrozumieć dajmy na to ten, śpiewany po francusku. Nie wiem, czy hip-hop się przyjmie, ale ofertę rozszerzymy na pewno.