W środowych spotkaniach Episkopatu Polski brał udział Juliusz Paetz - duchowny oskarżony swojego czasu o molestowanie seksualne. Historia stara, ale niesmak zupełnie nowy.
Biskup diecezji w Łomży. Arcybiskup metropolita poznański, a następnie arcybiskup senior archidiecezji poznańskiej. Według rozmaitych relacji, bliski kolega Jana Kulczyka. Życiorys księdza Juliusza Paetza byłby piękny, gdyby nie skaza w postaci molestowania.
Historia z trudnym początkiem
Sprawa Paetza to idealny przykład kościelnej afery i tuszowania takich spraw. Wszystko zaczęło się w 1999 roku, kiedy to klerycy z poznańskiego seminarium poinformowali władze kościelne o molestowaniu. Wszyscy duchowni, którzy mieli kontakt z tą aferą, unikali opisywania zachowań arcybiskupa. Z dostępnych strzępków relacji wynika, że dotykanie pośladków i genitaliów to były jedne z łagodniejszych przypadków.
Prasa po raz pierwszy napisała o tym w sierpniu 2001 roku, w "Faktach i Mitach". Jeden z księży, znający aferę od środka, przyznał w wywiadzie dla "Wyborczej", że chociaż "FiM" to nie najbardziej wiarygodne źródło w kwestii Kościoła, to "zupa się rozlała". Trzeba było załagodzić sytuację.
Kościelne relacje nie do zrozumienia
Sprawę szerzej opisał ksiądz Tomasz Węcławski, ówczesny dziekan Wydziału Teologicznego UAM. W wywiadzie dla "GW" ksiądz ujawnił wszystkie szczegóły kościelnego dochodzenia. Były one jednak na tyle liczne i zawiłe, że przytoczenie ich zajęłoby cały oddzielny artykuł.
Dość powiedzieć, że duchowni pisali listy, rozmawiali, spotykali się, radzili. Odwoływali do najwyższych instancji, z Watykanem włącznie. Ze słów ks. Węcławskiego wynika, że w sprawę był zamieszany ówczesny kardynał Ratzinger, a obecny papież Benedykt XVI. Miał wiedzieć o tym także Ojciec Święty, ale to akurat kwestia sporna. Włoska gazeta "La Stampa" twierdziła, na przykład, że kardynał Dziwisz ukrywał przed Janem Pawłem II informacje o molestowaniu.
Sam abp. Paetz wszystkiemu, oczywiście, zaprzeczył. Miał za sobą wsparcie wielu duchownych, naukowców, artystów i biznesmenów. W jego obronie napisali oni list, pod którym podpisało się 26 osób. W tym m.in. Jan Kulczyk, Sławomir Pietras czy Magdalena Abakanowicz.
Mimo to, sytuacja Paetza była słaba. Poszkodowani klerycy napisali oficjalne zeznania, przekazane Nuncjuszowi Apostolskiemu. A to już ciężki argument, przed którym trudno było się bronić.
Kontrowersyjny koniec
Ostatecznie, na skutek wielu nacisków, abp Juliusz Paetz sam zrezygnował z pełnienia funkcji metropolity poznańskiego. Swoją decyzję tłumaczył "potrzebą jedności i spokoju". Twierdził też, że "ma na uwadze dobro Kościoła". Tym samym przestał rządzić archidiecezją. Jego dymisja była interpretowana na dwa sposoby. Jedni wierzyli w uczciwość duchownego i jego tłumaczenia, inni, co zrozumiałe, twierdzili, że to przyznanie się do winy.
W pełnieniu urzędu zastąpił go Stanisław Gądecki. Złożył on wniosek o zakaz sprawowania funkcji biskupa dla Paetza. Giovanni Batista Re, ówczesny prefekt Kongregacji ds. Biskupów wniosek podpisał. Zakaz dotyczył jednak tylko diecezji poznańskiej i funkcji głównego biskupa. Paetz mógł więc być biskupem pomocnikiem. Sprawa ucichła.
Minęło parę lat, Watykan mu darował
W 2010 roku abp. Juliusz Paetz wrócił w medialnych doniesieniach. Władze Kościoła cofnęły wtedy część zakazu. Arcybiskup mógł na nowo wyświęcać księży, konsekrować kościoły i przewodniczyć liturgii. "Wyborcza" donosiła wtedy, że ks. Stanisław Gądecki chce zrezygnować ze swojej funkcji na znak protestu. Kuria poznańska zdementowała te doniesienia. Sprawa ponownie rozeszła się po kościach.
Dowodów winy, ani oficjalnych orzeczeń o winie, nigdy nie było. Mimo to, wielu duchownych, którzy zajmowali się sprawą molestowania, było pewnych win arcybiskupa.
Kościół zapomniał, opinia publiczna - nie
Dziś mamy 2012 rok, a abp Juliusz Paetz w środę uczestniczył w konferencji Episkopatu Polski na temat pedofilii. W redakcji zastanawiamy się: czy Episkopat naprawdę sądził, że nikt nie zauważy? I jak to się ma do zapewnień sprzed dwóch dni: "zero tolerancji dla pedofilii"?
Swoje zdanie na ten temat wyraził dziś Tomasz Nałęcz w programie Moniki Olejnik "7 dzień tygodnia" w Radiu ZET.
- Biskupi z pewnością nie mieli żadnych narzędzi, żeby zabronić Paetzowi udziału w konferencji Episkopatu - stwierdził doradca prezydenta. Zdaniem Nałęcza, obecność arcybiskupa Paetza na spotkaniu o tak delikatnej tematyce jest "jak belka w oku".
Niestety sami biskupi, z którymi udało nam się skontaktować, nie chcieli komentować tej sytuacji. Jak mówili, nie uczestniczyli w konferencji i nie wiedzą o co chodzi albo "nie mieli czasu rozmawiać".
My zaś przypominamy historię sprzed dziesięciu lat. Nie ze złośliwości, nie w poszukiwaniu sensacji. Po to, by pokazać, że deklaracje to jedno, czyny to drugie, a wiarygodność obietnic kleru może budzić wątpliwości.
Niewybredne, kłamliwe ataki i oskarżenia ze strony kilku osób uruchomiły lawinę oskarżeń i pomówień bez nazwiska, bez imienia i bez twarzy. (…) Nieludzkie jest też to, że atak na moją osobę nastąpił podczas mojej choroby i rekonwalescencji, wykorzystując ludzką słabość człowieka chorego. Zaprzeczam wszystkim faktom podawanym w mediach i jednocześnie zapewniam Was, że jest to nadinterpretacja moich słów i zachowań.