- Jeśli gry to jest to co lubisz, to śmiało mogę powiedzieć że jest to praca marzeń - mówi naTemat Matylda Walczak, zawodowa testerka gier. I choć na co dzień zajmuje się wyszukiwaniem błędów w grach, to nie wyobraża sobie bez nich życia. - Bywa, że tą samą grę w jednym tygodniu trzeba przejść niemalże codziennie - mówi.
Matylda Walczak: Wakacje w czasie studiów są wystarczająco długie, żeby znaleźć też czas na pracę dorywczą. W ten sposób znalazłam ofertę pracy na zlecenie w Testronic Labs. Dla kogoś studiującego informatykę praca w branży związanej z grami brzmi bardzo obiecująco. Po rozmowie kwalifikacyjnej i dwudniowym szkoleniu spełniłam wymagania i zaczęłam przygodę z testowaniem. Dość szybko umowa zlecenie stała się umową stałą i mogę o sobie pięknie mówić Senior QA Technician.
Czy dzieciństwo spędziła pani na graniu?
W dużej mierze tak. Podczas gdy koleżanki bawiły się w salon piękności, ja wolałam oddać się przyjemności grania ze starszym bratem na Pegasusie. Z wiekiem platformy na których grałam się zmieniały: konsole przenośne od Nintendo, klasyczne gry PC’towe aby w końcu najwięcej czasu spędzić przy konsoli Xbox360.
Pracując jako tester gier, spełniła pani swoje dziecięce marzenia?
Można powiedzieć że marzeniem była sama styczność z branżą gier, choć początkowo nie bardzo wiedziałam, czego można się spodziewać po pracy testera gier. Po prawie dwóch latach pracy śmiało mogę stwierdzić, że marzenie w dużym stopniu się spełniło.
Rodzice często krzyczą na swoje dzieci, że te spędzają zbyt wiele czasu przed konsolą. Czy pani też musiała "swoje wysłuchać"?
Oh, chyba każdy zapalony gracz chociaż kilkanaście razy w życiu był upominany przez rodziców. Zresztą, w moim przypadku bardzo długo nawet już jak zaczęłam pracować słyszałam niezbyt przyjemne komentarze bagatelizujące powagę mojej pracy. Z pierwszymi credits’ami przyszedł czas na zmianę. Po tym jak mogłam z dumą pokazać moje nazwisko w All Zombies Must Die - świetnej arcadowej gierce na XBLA/PSN, praca jaką wykonuję nareszcie została doceniona.
Ile godzin dziennie zajmuje granie?
To co testerzy robią w ciągu 8 godzin pracy ciężko nazwać graniem. Z reguły jest to wykonywanie przeróżnych kombinacji przy których gra może nie wytrzymać, a co za tym idzie, mamy potencjalne bugi (błędy). Na granie też znajdzie się czas kiedy trzeba np. przejść grę od początku do końca sprawdzając jej wszystkie podstawowe funkcje. Jeśli chodzi o to, co poza pracą, to chyba większość z nas znajdzie godzinkę na mały romans z ulubioną grą.
Na czym polega testowanie? Musicie przejść ją jak najszybciej?
I tutaj wszystko zależy od projektu przy którym się pracuje i zadaniu jakie zostanie Ci przypisane. Z reguły jeden tester skupia się na przejściu gry najpierw w jak najszybszy i najprostszy sposób, a potem zdobywając maksymalną ilość punktów czy np. wypełniając wszystkie możliwe zadania poboczne. Bywa, że tą samą grę w jednym tygodniu trzeba przejść niemalże codziennie.
Czego pani szuka podczas grania?
Szukamy wszelkich możliwych błędów, począwszy od tak zwanych blocker’ów, czyli defektów nie pozwalających przejść dalej w grze, poprzez błędy zdecydowanie utrudniające rozgrywkę i wpływające na stabilność tytułu, a skończywszy na graficznych niedociągnięciach. Naszym zadaniem jest upewnienie się, że użytkownik od początku do końca gry będzie mógł czerpać pełną przyjemność nawet jeśli przez przypadek kot przebiegnie mu przez klawiaturę.
Co "najdziwniejszego" udało się pani znaleźć w grze?
Jest wiele błędów, które w firmie urastają do miana legend, głównie przez ilość czynników wymaganych do ich powtórzenia. Najwięcej satysfakcji przynosi chyba znajdowanie exploitów, czyli takich dziur w oprogramowaniu dzięki którym można czerpać korzyści z gry – np. otrzymać dodatkowo płatną zawartość gry bez płacenia ani złotówki. Najdziwniejsze są chyba błędy graficzne w rozbudowanych grach konsolowych, takich jak np. Silent Hill: Downpour. Zdarzało się, że na przykład po użyciu określonych przedmiotów ręce bohatera wykrzywiały się w nienaturalny sposób, lub np. gra nie nadążała wczytywać tekstur tuż za drzwiami i bohater nieskończenie spadał w otchłań.
Czy są błędy, które powtarzają się w wielu grach?
Z doświadczenia mogę powiedzieć, że najczęstsze są błędy specyficzne dla platformy. Testujemy zarówno gry konsolowe, PC’towe, jak i mobilne. Dla przykładu gdy podstawowe cechy urządzenia (takie jak klawisze, czy specjalne udogodnienia) nie są wspierane przez grę, dla nas to już jest błąd.
Wiele osób marzy o tym, aby za grani na konsoli dostawać pieniądze. Czy to dochodowe zajęcie?
Jeśli ktoś nie ma żadnego doświadczenia w tej branży, zatrudniany jest na umowę zlecenie, która jest formą okresu próbnego. Wymagania nie są duże: dobry język angielski, spostrzegawczość i oczywiście zainteresowanie grami video. Wyjściowa stawka za godzinę brutto to 13 złotych, z czasem (kilka miesięcy) rośnie do 15 i 17 złotych. Kolejny etap to umowa na stałe z pensją od 3 tysięcy brutto w górę i pakietem socjalnym.
Jak wiele osób się tym zajmuje?
Wszystko zależy od projektu/tytułu jaki testujemy. W firmie pracuje aktualnie ponad 100 testerów (tylko przy grach, bo testujemy też filmy), z czego są projekty na których wystarczą 3-4 osoby, a są takie do których potrzeba około 30. Wszystko zależy od tego jak bardzo rozbudowany jest tytuł i na ilu platformach jednocześnie jest testowany.
Czy jest jakaś "super liga testerów gier"? Od czego zależy, czy tester jest dobry, poszukiwany?
Super liga testerów gier brzmi co najmniej jak grupa bohaterów. Branża jest na tyle wąska, że niektórych testerów po prostu się już kojarzy, bo przewinęli się w kilku dużych tytułach. Z mojego punktu widzenia, dobry tester to taki, który potrafi wyobrazić sobie potencjalne sytuacje w których można znaleźć błąd, które nie koniecznie przychodzą na myśl przeciętnemu człowiekowi. Poza tym zdolność pracy w grupie też jest mocno doceniana. W wielu sytuacjach aby opisać jeden z błędów robimy szybką burzę mózgów żeby zapewnić programistom jak najwięcej detali dotyczących istoty błędów. Tutaj to chyba właśnie programiści powinni się wypowiedzieć jaki to jest dobry tester, w końcu to oni muszą znosić nasze liczne prośby.
Czy to jest "praca marzeń"?
Jeśli gry to jest to co lubisz, to śmiało mogę powiedzieć że tak. Miejsce w którym poznasz stado wariatów takich jak ty, których bawią podobne rzeczy. A na koniec oprócz wcześniej już wymienianych Creditsów można dostać też małą niespodziankę od deweloperów. W moim przypadku w trakcie pracy przy Angry Birds Trilogy na konsole X360, PS3 i Nintendo 3DS w biografiach postaci jeden z ptaków został ochrzczony moim imieniem, a że jest dość oryginalne, „Rzucanie Matyldą” przeszło do porządku dziennego.
Każda praca ma też swoje minusy. Jakie są w tym zawodzie?
W sumie jednym z minusów jest to, że nie zawsze pracujesz nad szałowym tytułem którym potem mógłbyś się pochwalić znajomym. Czasem bywa to np. flashowa aplikacja na Facebooka na którą nie koniecznie zwróciłbyś uwagę, bo wolał byś konsolową strzelankę. Chociaż przy byciu testerem granie już nigdy nie będzie takie samo. Często ubolewamy z kolegami i koleżankami(!) gdy w ulubionej grze dostrzegamy jakieś niedopuszczalne błędy...ale co tu zrobić? Takie życie testera. Z drugiej strony, możemy mieć styczność z najnowszym sprzętem dużo wcześniej niż reszta użytkowników. Tym sposobem miałam przyjemność testować kilka tytułów na Kinecta w momencie kiedy większość użytkowników nie bardzo potrafiła sobie wyobrazić jak będzie wyglądało obsługiwanie konsoli za pomocą ciała.
Macie pewnie dużo tajemnic służbowych. Jest to problematyczne?
Dla dobra klienta jesteśmy zobowiązani nie zdradzać nad czym w danym momencie pracujemy – wiadomo, dostajemy tytuł który na dobrą sprawę na rynek wyjdzie najwcześniej za kilka miesięcy, a w między czasie jeszcze dużo rzeczy potrafi się zmieniać. W rezultacie na teren firmy nie można wnosić żadnych nośników danych, telefonów, a przy wyjściu musimy przechodzić też kontrolę.
Czytaj także: Microsoft goni Sony. Premiera nowego Xboxa już w czerwcu