W sobotę 27 kwietnia na warszawskim Torze Służewiec rozpocznie się kolejny sezon wyścigów konnych. – Niepowtarzalny klimat tego miejsca to zasługa połączenia jeszcze przedwojennych tradycji i atmosfery niedzielnego pikniku, doprawionego szczyptą nieszkodliwego hazardu – mówi jeden z jego bywalców.
– W tym tygodniu skończyłem 25 lat i będą to już trzecie moje urodziny z rzędu, które świętować będę z przyjaciółmi na Służewieckich Wyścigach – mówi Paweł z Warszawy. – Przyznaje, że bywa tam nie tylko przy tego typu okazjach, ale traktuje wizytę na Służewcu jako sposób na spędzenie letniego, weekendowego popołudnia.
– Niepowtarzalny klimat tego miejsca to chyba zasługa połączenia jeszcze przedwojennych tradycji i atmosfery niedzielnego pikniku, doprawionego szczyptą nieszkodliwego hazardu – standardowy zakład to z tego co pamiętam to 3 zł – a to wszystko na łonie natury – mówi Paweł, który jest jednym z coraz liczniejszych przedstawicieli młodszego pokolenia bywalców toru.
Historia i hazard
Tak o modzie na wyścigi pisała “GW” w 2010 roku. Wydaje się, że po trzech latach popularność tej formy spędzania czasu wśród warszawian tylko wzrosła.
– To prawda, mam wrażenie, że coraz więcej jest zwłaszcza ludzi młodych, choć przychodzą do nas osoby w każdym wieku – mówi Przemysław Stasz, rzecznik prasowy Toru Służewiec. Sporą grupę stanowią rodziny z dziećmi, ale także gracze, którzy pamiętają jeszcze gonitwy z lat 60-tych i 70-tych, gdy wyścigi były jedyną w PRL legalną formą hazardu.
– Na mniej prestiżowych wyścigach są właściwie tylko oni – ocenia Adam, również fan Służewca. – To starsi już panowie, często w typie drobnych cwaniaczków, którzy rozpamiętują, jak 10 lat temu wszedł im zakład i mogli postawić wszystkim wódkę – śmieje się. Jego zdaniem na Służewcu króluje drobny hazard. – Jak ktoś postawi 100 zł, to już jest całkiem sporo – ocenia.
– Jeśli chodzi o obstawianie, to zalecam wszystkim rozwagę i zdrowy rozsądek – mówi dyplomatycznie rzecznik prasowy Toru Służewiec. Wszyscy, którzy chcieliby spróbować, muszą przeznaczyć na ten cel co najmniej 2 lub 3 zł. Obstawiać można na wiele sposobów: grając na jedną lub wiele gonitw, wskazując zwycięskiego konia, określając “porządek”, czyli dwa pierwsze konie, które dotrą do mety itd. Bardziej wtajemniczeni zdecydują się zaś na “2 z 3”, “Trójkę”, “Czwórkę”, “Duble”, “Triplę”, “Kwintę” lub “Siódemkę”.
Architektura i konie
Aby emocjonować się gonitwami, nie trzeba jednak być hazardzistą: – Czas na Wyścigach płynie inaczej. Jednak co pół godziny, gdy zaczyna się gonitwa, z sennego i spokojnego miejsca przenosimy się w sam środek emocjonującego wydarzenia sportowego – mówi Paweł. Wtóruje mu Przemysław Stasz, który podkreśla, że wiele osób śledzi gonitwy tylko po to, by podziwiać piękno koni i jeźdźców uczestniczących w sportowej rywalizacji.
– Ktoś, kto kocha konie, na pewno będzie pod wrażeniem prezentacji, które odbywają się przed wyścigiem na padoku – mówi Adam. Dodaje, że wielu “znawców” na podstawie tych właśnie oględzin stara się wywnioskować, który koń ma największe szanse na zwycięstwo.
Wizyta na Służewcu to także spora porcja rozrywki dla tych, którzy lubią modernistyczną architekturę. Zbudowany w latach trzydziestych XX wieku kompleks, na który składają się m.in. mieszkania dla pracowników, magazyny, stajnie, studnie, czy wieża ciśnień, uważany jest za jedną z najciekawszych tego typu inwestycji na świecie. – Choć obecnie jest nieco zaniedbany, robi wrażenie – mówi Adam.
“Fajny klimacik”
Najważniejsze imprezy na warszawskim Służewcu to Derby, Dzień Arabski i Wielka Warszawska – w te dni do Warszawy ściągają fani wyścigów konnych z całej Polski. – Szczególnie polecam wizytę w czasie Wielkiej Warszawskiej, która odbywa się na jesieni. Przepiękny park położony obok toru robi wtedy największe wrażenie – zachwala Stasz.
Zobacz też:Hipsterzy reanimują maluchy, polonezy i duże fiaty. Legendy PRL-u wracają na drogi
Wydaje się, że mieszanka hazardu, historii i leniwej atmosfery weekendowego popołudnia spędzanego pod gołym niebem sprawia, że rzeczywiście mamy w Warszawie do czynienia z “modą na Wyścigi”: – Wydaje mi się ona bardziej autentyczna i mniej nachalna niż wszelkiego rodzaju letnie plenerowe knajpy – mówi Paweł.
– Odwiedzająca Wyścigi młodzież zupełnie naturalnie wtapia się w tłum, gdzie znaleźć możemy też rodziny z dziećmi i starszych panów analizujących dyspozycję dnia danego konia i dżokeja – mówi. – To miejsce ma fajny klimacik, myślę, że to ciekawa forma lokalnego, warszawskiego folkloru – dodaje Adam.
Wyścigi na Służewcu powoli znów stają się modne. Oprócz stałych bywalców pojawia się coraz więcej młodych ludzi. Niektórzy z nich nie mają pojęcia, co to znaczy "padok" czy "bomba w górę", ale tak samo emocjonują się kolejnymi gonitwami. Również coraz więcej pań przychodzi na wyścigi pochwalić się fantazyjnymi kapeluszami. CZYTAJ WIĘCEJ
"Gazeta Wyborcza"
Do 1989 roku wyłączność na dostarczanie takich wrażeń miały Państwowe Tory Wyścigów konnych na Służewcu. Przez długie lata wyrazy pokroju bukmacher, kasyno czy ruletka były symbolem kapitalistycznej zgnilizny i dlatego zostały skrzętnie usunięte z obiegu. Wyścigi konne natomiast, były obiektem innej kategorii. Nawet w czasach stalinowskiego terroru, każdy, kto poczuł w sobie żyłkę hazardzisty, mógł spokojnie udać się na tor, obstawić kupon i w razie uśmiechu losu, spokojnie zabrać wygraną do domu. CZYTAJ WIĘCEJ