
Reklama.
Jest maj 2012 roku i Beata Sawicka w ocenie Sądu Okręgowego w Warszawie jest winna płatnej protekcji. Dowody na to, że żądała i przyjęła łapówkę są dla wymiaru sprawiedliwości tak mocne, że skazuje ją na 3 lata pozbawienia wolności i orzeka o przepadku uzyskanej korzyści majątkowej, oraz pozbawieniu jej praw publicznych na 4 lata. Minął niespełna rok od tego momentu i niespodziewanie cała Polska dowiaduje się, że była posłanka Platformy Obywatelskiej jest niewinna. Tak uznał w piątek warszawski Sąd Apelacyjny, który ocenił, iż działania Centralnego Biura Antykorupcyjnego przeciwko Sawickiej były bezprawne. To tylko z powodu osławionego Agenta Tomka chciała łapówki i ją wzięła, stąd nie można uznać jej winną.
Uzasadnienie wyroku przedstawione w piątek przez sędziego Pawła Rysińskiego wielu wprawiło w osłupienie. Od kilku lat Beata Sawicka była przecież dla wszystkich koronnym dowodem na to, jak skorumpowana jest wciąż polska scena polityczna. "Tam dostała trójkę, tu jest niewinna. Oj, zależy kto nosi tego orła na szyi" - tak na Twitterze tuż po ogłoszeniu piątkowego wyroku sądu apelacyjnego skomentował go znany dziennikarz śledczy Michał Majewski. "Żeby dwa sądy wydały tak rażąco różne wyroki w sprawie Sawickiej... Jakoś mnie to jako obywatela niepokoi, że od doboru sędziego tyle zależy" - stwierdził Konrad Piasecki z RMF FM. Związany z redakcją "Gazety Polskiej" portal Niezależna.pl sugeruje tymczasem, że należy dopatrywać się związków w tym, iż to sędzia Rysiński nie doszukał się w przeszłości dowodów na agenturalną przeszłość Lecha Wałęsy.
Jaka władza, takie wyroki?
Skoro niezwykła rozbieżność sądów w ocenie winy byłej posłanki Platformy zaskakuje nawet ludzi zawodowo zajmujących się kulisami wielkiej polityki, nic więc dziwnego, że zaskoczeni są także zwykli Polacy. "To jest kuriozum", "Środowisko sędziowskie w Polsce, to ramię mafii", "Jaka władza takie wyroki" - w takim tonie najczęściej pierwsze doniesienia o uniewinnieniu Beaty Sawickiej komentowali dziś czytelnicy naTemat. Po prawej stronie polskiej sieci komentujący informacje w sprawie Sawickiej rozpoczynają tymczasem lustrację sędziego Pawła Rysińskiego na wzór tej, której dokonano kilka miesięcy temu na Igorze Tuleyi, za wyrok w sprawie doktora Mirosława G. i również zakwestionował metody stosowane przez CBA, gdy kierował nim Mariusz Kamiński.
O odrobinę zaufania do wymiaru sprawiedliwości i znacznie więcej zdrowego rozsądku apelują tymczasem doświadczeni prawnicy. - Abstrahujmy już nawet od tego, czy mówimy o sprawie tej posłanki, czy nie. Po to są dwie instancje w polskich sądach, by można było błędne wyroki korygować. Takie sytuacje, jak dzisiejsza wynikają więc z pewnej zasady zgodnie z którą funkcjonuje wymiar sprawiedliwości. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, że sąd apelacyjny wydaje diametralnie inny wyrok, niż ten I instancji - tłumaczy prof. Marian Filar, karnista z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Zdaniem prof. Filara, najmniejszego sensu nie ma dziś też analizowanie życiorysu i drzewa genealogicznego każdego sędziego, który orzeka w kontrowersyjnej sprawie z polityką w tle. - Takie decyzje to norma w demokratycznym państwie. Niedopuszczalne są więc żadne polowania urządzane na sędziego, a właściwie sąd, który dany kontrowersyjny wyrok wydał. To jest całkowite nieporozumienie, by doszukiwać się w każdym wyroku sądu personalnych uwarunkowań wynikających z doboru składu orzekającego - stwierdza doświadczony prawnik.
Jak "dziadek z Wehrmachtu"
- Wyższa, bardziej doświadczona instancja ma prawo weryfikować błędy popełniane przez sąd I instancji - podkreśla także karnista Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, były minister sprawiedliwości, prof. Zbigniew Ćwiąkalski. Profesor tłumaczy, szczególnie w tej sprawie sąd niższej instancji miał prawo się pomylić. Dowody były bowiem zebrane w możliwy do zakwestionowania sposób i mniej doświadczony sąd mógł niewłaściwie skorzystać z przysługującej mu zasady swobodnej oceny dowodów. - Sprawa jest precedensowa, stąd było możliwe, by sąd I instancji ocenił ją na początku zupełnie inaczej. Choć muszę dodać, że osobiście zgadzam się właśnie z wyrokiem sądu apelacyjnego - mówi naTemat.
Zbigniew Ćwiąkalski pytany o komentarze sugerujące, iż polskie sądy są pozbawione niezawisłości, gdy rozstrzygają sprawy dotyczące świata polityki stwierdza, że tego typu opinie nie powinny padać z ust osób, które chcą reprezentować sobą pewien poziom. - Przede wszystkim należy pamiętać, że w II instancji orzeka skład trzyosobowy. W związku z tym nie jest tak, że jeden sędzia jest w stanie zdominować cały skład sędziowski. Gdyby pozostali sędziwe byli innego zdania, to by je jasno wyrazili. W głosowaniu, w którym przegłosowano by inne rozstrzygnięcie, lub w zdaniach odrębnych. Każdy sędzia ma bowiem nieograniczone możliwości wyrażenia swojego stanowiska - tłumaczy prof. Ćwiąkalski. - Dlatego zawsze lepsza jest dyskusja merytoryczna, a nie dyskusja ad personam i doszukiwanie się wszędzie "dziadka z Wehrmachtu" - podsumowuje.