"Oj, zależy kto nosi tego orła na szyi" - komentował uniewinnienie Beaty Sawickiej dziennikarz śledczy Michał Majewski. "Jakoś mnie to jako obywatela niepokoi, że od doboru sędziego tyle zależy" - wtórował mu Konrad Piasecki. "Środowisko sędziowskie to ramię mafii" - komentujecie w naTemat. - Diametralnie inne wyroki w różnych instancjach to norma. Nie wolno urządzać polowania na sędziego - tłumaczą tymczasem karniści - prof. Marian Filar i prof. Zbigniew Ćwiąkalski.
Jest maj 2012 roku i Beata Sawicka w ocenie Sądu Okręgowego w Warszawie jest winna płatnej protekcji. Dowody na to, że żądała i przyjęła łapówkę są dla wymiaru sprawiedliwości tak mocne, że skazuje ją na 3 lata pozbawienia wolności i orzeka o przepadku uzyskanej korzyści majątkowej, oraz pozbawieniu jej praw publicznych na 4 lata. Minął niespełna rok od tego momentu i niespodziewanie cała Polska dowiaduje się, że była posłanka Platformy Obywatelskiej jest niewinna. Tak uznał w piątek warszawski Sąd Apelacyjny, który ocenił, iż działania Centralnego Biura Antykorupcyjnego przeciwko Sawickiej były bezprawne. To tylko z powodu osławionego Agenta Tomka chciała łapówki i ją wzięła, stąd nie można uznać jej winną.
Skoro niezwykła rozbieżność sądów w ocenie winy byłej posłanki Platformy zaskakuje nawet ludzi zawodowo zajmujących się kulisami wielkiej polityki, nic więc dziwnego, że zaskoczeni są także zwykli Polacy. "To jest kuriozum", "Środowisko sędziowskie w Polsce, to ramię mafii", "Jaka władza takie wyroki" - w takim tonie najczęściej pierwsze doniesienia o uniewinnieniu Beaty Sawickiej komentowali dziś czytelnicy naTemat. Po prawej stronie polskiej sieci komentujący informacje w sprawie Sawickiej rozpoczynają tymczasem lustrację sędziego Pawła Rysińskiego na wzór tej, której dokonano kilka miesięcy temu na Igorze Tuleyi, za wyrok w sprawie doktora Mirosława G. i również zakwestionował metody stosowane przez CBA, gdy kierował nim Mariusz Kamiński.
O odrobinę zaufania do wymiaru sprawiedliwości i znacznie więcej zdrowego rozsądku apelują tymczasem doświadczeni prawnicy. - Abstrahujmy już nawet od tego, czy mówimy o sprawie tej posłanki, czy nie. Po to są dwie instancje w polskich sądach, by można było błędne wyroki korygować. Takie sytuacje, jak dzisiejsza wynikają więc z pewnej zasady zgodnie z którą funkcjonuje wymiar sprawiedliwości. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, że sąd apelacyjny wydaje diametralnie inny wyrok, niż ten I instancji - tłumaczy prof. Marian Filar, karnista z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Zdaniem prof. Filara, najmniejszego sensu nie ma dziś też analizowanie życiorysu i drzewa genealogicznego każdego sędziego, który orzeka w kontrowersyjnej sprawie z polityką w tle. - Takie decyzje to norma w demokratycznym państwie. Niedopuszczalne są więc żadne polowania urządzane na sędziego, a właściwie sąd, który dany kontrowersyjny wyrok wydał. To jest całkowite nieporozumienie, by doszukiwać się w każdym wyroku sądu personalnych uwarunkowań wynikających z doboru składu orzekającego - stwierdza doświadczony prawnik.
Jak "dziadek z Wehrmachtu"
- Wyższa, bardziej doświadczona instancja ma prawo weryfikować błędy popełniane przez sąd I instancji - podkreśla także karnista Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, były minister sprawiedliwości, prof. Zbigniew Ćwiąkalski. Profesor tłumaczy, szczególnie w tej sprawie sąd niższej instancji miał prawo się pomylić. Dowody były bowiem zebrane w możliwy do zakwestionowania sposób i mniej doświadczony sąd mógł niewłaściwie skorzystać z przysługującej mu zasady swobodnej oceny dowodów. - Sprawa jest precedensowa, stąd było możliwe, by sąd I instancji ocenił ją na początku zupełnie inaczej. Choć muszę dodać, że osobiście zgadzam się właśnie z wyrokiem sądu apelacyjnego - mówi naTemat.
Zbigniew Ćwiąkalski pytany o komentarze sugerujące, iż polskie sądy są pozbawione niezawisłości, gdy rozstrzygają sprawy dotyczące świata polityki stwierdza, że tego typu opinie nie powinny padać z ust osób, które chcą reprezentować sobą pewien poziom. - Przede wszystkim należy pamiętać, że w II instancji orzeka skład trzyosobowy. W związku z tym nie jest tak, że jeden sędzia jest w stanie zdominować cały skład sędziowski. Gdyby pozostali sędziwe byli innego zdania, to by je jasno wyrazili. W głosowaniu, w którym przegłosowano by inne rozstrzygnięcie, lub w zdaniach odrębnych. Każdy sędzia ma bowiem nieograniczone możliwości wyrażenia swojego stanowiska - tłumaczy prof. Ćwiąkalski. - Dlatego zawsze lepsza jest dyskusja merytoryczna, a nie dyskusja ad personam i doszukiwanie się wszędzie "dziadka z Wehrmachtu" - podsumowuje.