Ponad 20 tys. osób zaproszonych z Facebooka bawiło się w weekend na ognisku na krakowskim Zakrzówku. Tony śmieci, skradzione telefony i portfele, ponad 100 mandatów i 28-latek walczący o życie w szpitalu – to w skrócie bilans tego wydarzenia. – Policja, karetki, straż pożarna, krew, wymiociny, masa, w większości pijanych, ludzi. Tak to wyglądało około godziny 22 – relacjonuje w rozmowie z naTemat jeden z uczestników imprezy.
"Ognisko kwietniowe" na Zakrzówku organizowane jest od kilku lat. Jednak pierwszy raz zdarzyło się, że w imprezie uczestniczyło aż 22 tys. młodych ludzi, którzy wcześniej zadeklarowali swoją obecność na Facebooku. Zostawili za sobą krajobraz jak po bitwie: szkło, śmieci i kawałki jedzenia porozrzucane po całym terenie. Dla niektórych ognisko skończyło się tragicznie. 28-letni mężczyzna spadł ze skały wysokiej na 17 metrów i teraz jest w śpiączce farmakologicznej. Z kolei dwie inne osoby miały rany cięte i tłuczone. Na miejscu interweniowała policja i straż miejska: wystawiono w sumie 109 mandatów, głównie za picie alkoholu w miejscu publicznym.
Paweł, 22-letni student politologii, wrócił z imprezy po drugiej w nocy. – W tym roku to było już trochę przegięcie. Tyle ludzi, tyle "zgonów" leżących na skałkach, z których można spaść – mówi naTemat. Jak wspomina, już koło godziny 18 pojawiły się problemy: – Najpierw poszliśmy na polany i na Skałki Twardowskiego. Tam jest bezpieczniej. Tyle że było za dużo ludzi, policja wpadła i powlepiała mandaty za picie. Później część ludzi poszła na Zakrzówek, czyli teren teoretycznie prywatny i ogrodzony. To jest taki zalew otoczonymi w sumie dość niebezpiecznymi skałami. No i o 22 tam już była masakra. Krew, rozbite twarze, na miejscu policja, karetki i straże pożarne.
Paweł twierdzi, że podczas imprezy zorganizowano akcję sprzątania, ale w 22 tys. tłumie nie dało się przeprowadzić jej skutecznie. – A wcześniej prosili na Facebooku, żeby każdy brał śmieci ze sobą. Teraz wszystko jest w syfie. Organizatorzy przekonali się, że nie warto robić ognisk na tyle osób. Zawsze znajdzie się ktoś, kto sobie coś zrobi, a potem odpowiadają za to wszyscy – dodaje.
No właśnie, co na to organizatorzy? Dziś na facebookowym profilu wydarzenia pojawił się wpis, w którym odpowiadają na zarzuty. "Oczywiście bardzo przykre jest to, że tego dnia w Krakowie miały miejsce tego typu incydenty [wypadki]. Zrozumcie jednak - przewidując tego typu sytuacje zdecydowaliśmy spotkać się na Skałkach Twardowskiego, a nie na zbiorniku wodnym na Zakrzówku" – napisała Anna, która administruje profilem.
Co do śmieci, Anna zaznacza, że organizatorzy i uczestnicy sprzątają teren, na którym odbywała się impreza: "Nasze wydarzenie przypisane jest i było do parku na Skałkach Twardowskiego i o porządek w tym miejscu bardzo staramy się zadbać. (...) Wiemy, że zostało tam jeszcze dużo szkła i sporo małych śmieci oraz część gdzie jest jeszcze faktycznie większy bałagan. (...) Oczywiście dopilnujemy, by cała reszta śmieci również została usunięta, ale prosimy Was bardzo o cierpliwość - na prawdę nie tylko Wam zależy, aby te tereny były zielone i przyjemne w codziennym użytkowaniu".
Okazuje się też, że finał tegorocznego ogniska nie zniechęcił organizatorów do planowania kolejnej edycji. "Jesteśmy otwarci na wszelki dialog z władzami miasta i na pewno postaramy się dojść do porozumienia w sprawie naszego wydarzenia. Ognisko Kwietniowe to inicjatywa, która zaszczepiła się w pamięci wielu ludzi, którzy nawet bez naszych działań pojawią się w kwietniu przyszłego roku. Teraz trzeba wspólnie zastanowić się co zrobić by przyszłoroczne wydarzenie było bezpieczne i nadzorowane w odpowiedni sposób przez odpowiednie służby" – pisze Anna.
Z medialnymi relacjami na temat ogniska na Zakrzówku rozmijają się komentarze części uczestników. Jeden z nich pisze na swoim blogu, że komentarze prasowe są krzywdzące: "To, co ja zaobserwowałem, to samorzutna dyscyplina w gromadzeniu śmieci w worki i składania ich w jednym miejscu. Także nie nadziałem się na żadne objawy agresji. Wręcz przeciwnie. Miałem wrażenie, że nie jestem w tym kraju w którym jestem. Zero jadu, złośliwości, podkładania nogi jeden drugiemu. Ci młodzi ludzie naprawdę przyszli tam się tylko bawić i to pobawić się bez polityki, bez konkretnego, wskazanego celu i kapitału, który ktoś mógłby na tym zbić".
Po pierwsze, nie opowiadamy za każdego kto tam przyszedł, wyłącznie za siebie. To, że zrobiliśmy na facebooku wydarzenie i zaprosiliśmy SWOICH ZNAJOMYCH (którzy z kolei zaprosili swoich) było wyłącznie informacją o tym, co zamierzamy robić dnia 27 kwietnia 2013 roku i że chcemy spędzić ten czas z najbliższymi „tańcząc na polance i ciesząc się pogodą”. Każdy może napisać w sieci, że wybiera się np. na spacer, a to jaka ilość osób przeczyta tą wiadomość i zdecyduje że również się wybierze nie powinno być już w jakikolwiek sposób związane z pomysłodawcą.