Telewizja Republika przez pół soboty żyła tą manifestacją. Pół na pół z pogrzebem Barbary Skrzypek w Gorlicach i to dosłownie, bo ekran przez część dnia był podzielony na dwie części. Jedna pokazywała kościół w Gorlicach, druga ludzi na moście w Zgorzelcu, którzy zjechali tu pod hasłem "Stop zalewaniu Polski migrantami przez Niemcy".
Przyjechał i Janusz Kowalski, i Robert Bąkiewicz, i inni prawicowi działacze oraz posłowie PiS. Były hasła o obronie granicy i o "Wandzie co nie chciała Niemca", o bitwie pod Grunwaldem, o tysiącleciu Państwa Polskiego, nawet odnoszące się do Bolesława Chrobrego.
– Już wtedy mieliśmy problem z naszymi sąsiadami! Już wtedy Niemcy próbowały ingerować w nasze granice, w nasze bezpieczeństwo, w poczucie tożsamości! – rozlegało się ze sceny.
Dorzućmy do tego okrzyki: "Precz z Unią Europejską!". I transparenty: "Niemcy, nie podrzucajcie nam swoich gości na próg", czy "Chcemy Polski chrześcijańskiej, nie muzułmańskiej" i w zasadzie mamy pełen obraz sytuacji. Wszystko w morzu biało czerwonych flag.
Każdy, kto choć przez chwilę miał okazję oglądać ten spektakl, mógł przecierać oczy i uszy. Z szoku i pewnie innych emocji.
– Kosy na sztorc! Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz! – skandował jeszcze tłum.
Jednak na samym proteście się nie skończyło. Od soboty w sieci trwało poszukiwanie "prowokatorów", którzy zakłócali manifestację. Zdjęcia i nagrania obiegły sieć, a prawica tylko podkręcała narrację. Przez ostatnie dni żyły tym wszystkie prawicowe media. "Zapach prowokacji. Agresorzy z demonstracji w Zgorzelcu kojarzeni z policją" – grzmiały tytuły.
Albo: "Co wydarzyło się w Zgorzelcu? Mariusz Błaszczak alarmuje: To przypomina praktykę z czasów pierwszych rządów Donalda Tuska".
Ogrom takich treści i teorii spiskowych nieoczekiwanie storpedował zaskakujący finał. Dziś w Zgorzelcu wywołuje to dosłownie śmiech. Bo, jak słyszymy, okazało się, że rzekomi "prowokatorzy", całkiem oficjalnie zgłosili swój udział w proteście...
Ale po kolei. Jak na taki antyniemiecki i antyimigrancki najazd patrzy Zgorzelec? Czy faktycznie Niemcy przerzucają migrantów do Polski? – Nie znam nikogo, kto by to osobiście widział, choć można usłyszeć takie plotki – słychać w mieście.
Jeden z mieszkańców: – Być może jakaś siatka działa, która się tym zajmuje. Ale żeby Niemcy masowo wyrzucali imigrantów to naprawdę trzeba mieć dużą dozę wyobraźni, żeby to zobaczyć.
Kto protestował w Zgorzelcu? "Głównie osoby w wieku emerytalnym".
Wszystko rozgrywało się na moście, którym mieszkańcy codziennie wędrują do Niemiec do pracy, do szkoły, na zakupy. Gdzie hasło "Niemcy" budzi kompletnie inne skojarzenia nawet wśród tych, którym wydaje się, że są bardzo antyniemieccy.
– Bez względu na światopogląd polityczny różnych osób, z jakimi rozmawiałam, w Zgorzelcu raczej spotykam się dziś z komentarzami, że to wydarzenie było niepoważne. Obrona granic? Przed kim? Wśród osób, które znam, było więcej irytacji sytuacją i bzdurami, które były opowiadane – reaguje Renata Burdosz, rzeczniczka Urzędu Miasta.
Sama obserwowała sobotnią manifestację służbowo. Przyjechało sporo dziennikarzy, również z Niemiec, chciała być na miejscu. Stała więc na moście jako obserwator. I słuchała.
– Były wyrywki z historii, że Niemcy zawsze byli naszymi wrogami. Był różaniec i modlitwy. Słyszałam całą listę klubów Gazety Polskiej. Ich przedstawiciele przyjechali z różnych regionów, z Dolnego Śląska, z województwa lubuskiego. Widać było, że są dobrze zorganizowani. Według szacunków policji cała manifestacja liczyła około 600 osób. Ja też oceniłam, że było około 500 osób, może trochę więcej. Ale na pewno nie 2-3 tysiące, jak na koniec sugerował Robert Bąkiewicz – mówi w rozmowie z naTemat.
Kim byli ci ludzie? Renata Burdosz widziała głównie osoby w wieku emerytalnym. – Ale byli też tacy ludzie w sile wieku pracujący, w okolicach czterdziestki. Aczkolwiek nie odważyłabym się powiedzieć, ile z tych osób było obserwatorami, a ile uczestnikami manifestacji. Myślę jednak, że w tej grupie nie przeważali miejscowi – relacjonuje.
Nie pamięta, by w ostatnim czasie odbywały się tu tego typu manifestacje: – Współpracujemy z niemieckimi sąsiadami na wielu polach, ludzie tam pracują, uczą się, leczą, robią zakupy, mieszkają. Myślę, że nawet tym o poglądach "anty" zdarza się czasami chodzić po coś do Niemiec.
– To trochę dziwne, bo znam takie osoby, które manifestują poglądy bardzo antyniemieckie, ale nie przeszkadza im, że ich dzieci uczą się lub studiują w Niemczech. To prawdziwe pomieszanie z poplątaniem – słyszę.
Tak Zgorzelec powitał Bąkiewicza, Kowalskiego i innych.
Mieszkańcy Zgorzelca: – Na proteście było bardzo mało zgorzelczan
Pytamy o protest mieszkańców. Raczej się od niego odcinają.
– U nas nie ma bezrobocia, bo tyle osób pracuje w Niemczech. W Gorlitz mieszka mnóstwo Polaków. Tak to tutaj nie działa, że pluje się jadem jeden na drugiego. Znam takich, którzy gadają na Niemcy. Ale jak przychodzi co do czego, to nawet oni tonują emocje – reaguje jedna z mieszkanek.
Inny zwraca uwagę na to, że na tym proteście było bardzo mało zgorzelczan.
– Nawet nasi prawicowcy narzekali, że ludzi od nas było mało. Wiadomo, że jesteśmy na granicy i od czasu do czasu jakieś grupy manifestują tu swoje poglądy polityczne. Ale zazwyczaj jest to odległe od tego, co myślą mieszkańcy miasta. Oczywiście są bardziej ekstremalne jednostki, ale im bliżej granicy tym mniejszy odzew na takie hasła. U nas mieszkańcy by protestowali, gdyby ktoś chciał zamknąć granicę – mówi.
– A hasła w rodzaju "biała rasa" to już w ogóle ludzi wkurzają – dorzuca.
Jedna z osób wspomina, że w ubiegłym tygodniu w Zgorzelcu był Sławomir Mentzen i to stąd uciekał na hulajnodze. – Moim zdaniem na Mentzena z ciekawości przyszło więcej osób niż na sobotnią manifestację – słyszę.
"Interesowało ich tylko zagrożenie ze strony Niemiec"
2-godzinna blokada mostu nie trafiła więc tu za bardzo na podatny grunt. Owszem, na pewno była to uciążliwość dla mieszkańców, którzy pracują, czy robią zakupy w Niemczech lub w Polsce, ale nie tak duża jak irytacja z powodu nawracających paraliżów komunikacyjnych miasta z powodu prowadzonych od niemal 1,5 roku kontroli na niemieckiej granicy.
Tego tematu nikt jednak z sobotę nie poruszał.
– Uczestników manifestacji interesowało tylko zagrożenie ze strony Niemiec, "naszego odwiecznego wroga". Oraz zagrożenie ze strony uchodźców, których podobno Niemcy nam tutaj wysyłają. Trudno byłoby mówić o korkach i kolejkach, bo przecież Niemcy tłumaczą kontrole uszczelnianiem granicy przez napływem nielegalnych imigrantów z Polski. Te narracje trochę się wykluczają – zauważa Renata Burdosz.
Mocno podkreśla: – Nie zetknęłam się z tym, żeby imigranci byli przerzucani do nas z Niemiec i nie znam nikogo, kto by w osobiście widział takie działanie niemieckiej policji w Zgorzelcu i umiał poprzeć takie twierdzenie np. zdjęciem. Zawsze reagujemy na takie zgłoszenia i staramy się wyjaśniać je ze strażą graniczną, czy policją.
Renata Budrosz
Urząd Miasta Zgorzelec
Po wielu, nazwijmy to, "niepochlebnych" wypowiedziach na temat obecnego premiera, kandydata KO w wyborach na prezydenta Polski, Unii Europejskiej, czy Ursuli von der Layen padła też uwaga w rodzaju: "A teraz pomyślcie, co by było, gdyby jeszcze mieli swojego prezydenta".
– Nie zaskoczyło mnie to, a nawet spodziewałam się takich odwołań, bo jak dla mnie cała ta manifestacja miała służyć wzmocnieniu pozycji któregoś kandydata z prawej strony sceny politycznej i miała związek z trwającą kampanią wyborczą – słyszę.
Pytanie kogo. Zapytać mieszkańców, sami nie wiedzą, czy chodzi o Sławomira Mentzena, czy Karola Nawrockiego. Tym bardziej że wokół całej manifestacji zagotowało się trochę między PiS a narodowcami.
Bąkiewicz szuka prowokatorów
Najpierw wybuchła burza, gdy niemiecki dziennik "Bild" napisał relację o polskich "neonazistach". Poszło o zamaskowanych ludzi, hasła rasistowskie, które mieli głosić i celtyckie krzyże. Oburzony Bąkiewicz zażądał sprostowania, gazeta usunęła to słowo.
Potem zagotowało się w mediach społecznościowych – gdy Robert Bąkiewicz zaczął szukać prowokatorów, którzy mieli zakłócać protest i zwrócił w o pomoc w ich poszukiwaniach.
"Osoba ta – jak ustaliłem – używała gazu wobec polskich patriotów w Zgorzelcu, a mimo to znajdowała się pod opieką policji. Była również uzbrojona w pałkę. W obecności kamer teatralnie wbiegła na scenę, domagając się zwrotu swojego telefonu. Co bulwersujące, funkcjonariusze policji zabiegali o to, by ten telefon został mu oddany" – napisał Bąkiewicz na FB.
Potem zamieścił zdjęcie mężczyzny i dosłownie wskazał palcem prowokatora: "Ten człowiek należał do grupy prowokatorów. Był jednym z nielicznych, którzy działali z odsłoniętą twarzą. Jak udało nam się ustalić, jest mieszkańcem Zgorzelca i nazywa się Grzegorz Stemler. I teraz najważniejsze: podobno ma biuro w tym samym budynku, w którym mieści się Urząd Miasta Zgorzelec... Przypadek?".
– Okazało się, że to Grzegorz Stemler, działacz Narodowego Odrodzenia Polski, którego biuro rzekomo jest w budynku naszego urzędu. To właśnie dlatego wiem o postach Roberta Bąkiewicza, bo ten wpis o biurze wywołał śmiech i dwie osoby zapytały mnie o to. Sam Stemler twierdzi natomiast, że nacjonaliści zgłosili organizatorom swój udział w zgromadzeniu i nikt im nie odmówił. Ta wymiana informacji pokazuje, że przy okazji manifestacji zafundowano nam istne qui pro quo – zwraca uwagę rzeczniczka urzędu.
"Prowokacja? Raczej nie..." – pisze też lokalny portal Zgorzelec.Info.
"Problem w tym, że prowokacji to tutaj raczej nie było" – czytamy. Dziennikarz opisuje, że osoba wskazana przez Bąkiewicza jako prowokator to "wieloletni działacz lokalnych struktur Narodowego Odrodzenia Polski".
"Ciężko więc kogoś takiego nazwać przedstawiciele lewicy, czy Antify. Wszystko wskazuje na to, że wyżej wymieniona grupa to właśnie przedstawiciele zgorzeleckiego NOP-u, którzy wykorzystali moment, żeby zaistnieć" – czytamy.