
Burmistrz Orzysza na Mazurach przez dwa dni mierzył się przed weekendem z dezinformacją na temat imigrantów, która nagle dotarła do jego miasta. Plotka dotyczyła tego, że mieliby oni zostać ulokowani w tutejszym ośrodku Caritas. Wśród mieszkańców rozeszła się błyskawicznie i ostatecznie okazała kompletnym fake newsem, bo nikt nic takiego tu nie planował i nie planuje.
Jednak ferment został zasiany.
– Zaczął się ruch społeczny. Zrobiło się wydarzenie. Mam 63 lata. Na głupotę zaczynam reagować agresywnie. Nic mnie tak nie wkurza jak głupota. Szybko chciałem zgasić to zarzewie i dojść do źródła – mówi naTemat Zbigniew Włodkowski, burmistrz Orzysza. Gdy doszedł do prawdy, zawiadomił ABW i Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Uznał, że plotka miała charakter prowokacji i komuś mogło zależeć na podburzaniu mieszkańców.
– Traktujemy to jako totalną dezinformację, której w pewnym sensie uległa część mieszkańców – mówi.
Przykład jego gminy idealnie obrazuje wszystko, co właśnie dzieje się w Polsce. Bo ten ferment – podżegany przez PiS, Konfederację i prawicowe media (za chwilę do tego wrócimy) – widać dziś w bardzo wielu miejscach. Gminy różnie sobie z nim radzą. Jedne walczą z dezinformacją i dementują plotki. Inne im ulegają i przyjmują uchwały przeciwko przyjmowaniu imigrantów. Ale wszystkim zajmuje to dodatkowy czas, absorbuje i odrywa od innych zajęć.
– Jest okres inwestycyjny. Mamy ogrom środków finansowych, blisko 800 mln zł, do wydania. Dysponujemy kasą pozakonkursową, mamy ułożone strategie. Jesteśmy zajęci pisaniem dokumentacji, ogłaszaniem przetargów, robieniem uzgodnień różnego typu. I teraz nagle tracimy dwa dni na to, żeby gasić zarzewie niepokojów społecznych – przyznaje Zbigniew Włodkowski.
W Orzyszu wyglądało to tak.
Burmistrz: – Wydałem komunikat na czerwonym tle, że to dezinformacja
Gdy plotka obiegła miasto, burmistrz był w delegacji. Nie wiedział, co się dzieje:
– Dzwoni do mnie przewodnicząca Rady i mówi: "Panie burmistrzu, mamy dylemat". Radni chcieli napisać interpelację w tej sprawie. Mówię: "Nie piszcie". Bo co to znaczy dla mieszkańca, jak zobaczy taką interpelację? Pomyśli: "A może to prawda?".
Uznali, że najpierw trzeba zwołać naradę i zastanowić się, co to może oznaczać, sprawdzić źródła tej plotki i ustalić, czy to prawda, że Caritas tworzy taką placówkę.
Gdy wrócił do Orzysza, spotkał się więc z radnymi. Zadzwonił do Caritasu. Dyrektor placówki powiedział: "W ogóle nie wiem, o co chodzi". Potem przekazał burmistrzowi odpowiedź na piśmie, że absolutnie nigdy takiego planu umieszczenia imigrantów w ośrodku Caritas nie było. I jednoznacznie zdementował plotki.
– Radni stanęli na wysokości zadania. Szybko poszła od nich informacja, że to fake news. Ja wydałem komunikat na czerwonym tle, że to dezinformacja – mówi.
Jak ustalili, plotka przyszła z Suwałk, godzinę drogi od Orzysza. Tam już wcześniej zagotowało się wokół planów powstania w mieście Centrum Integracji Cudzoziemców. Opisywaliśmy to już w naTemat. Przeciwko takiej placówce byli tu mieszkańcy, radni, a także prezydent miasta. Tak władze Suwałk, "w trosce o dobro mieszkańców" wyraziły "zdecydowany sprzeciw" wobec powstania CIC.
Podobnych protestów i awantur na poziomie samorządów mamy już w Polsce ogrom. A skala plotek, która rozprzestrzenia się na cały kraj, robi się już porażająca. Ale widać też próby walki z tą dezinformacją.
"Apelujemy do mieszkańców o zachowanie spokoju i nieuleganie niepotwierdzonym informacjom"
Ostatnio, na przykład, podczas sesji Rady Gminy w Lewinie Brzeskim, jeden z mieszkańców wychodził z siebie słowami: "Zero czar*uchów w Polsce. Rozumiecie. Spier... z czar*uchami".
– Apeluję o rozwagę i powstrzymanie się od dalszego szerzenia fałszywych informacji – tonował emocje burmistrz.
Plotki o rzekomym zakwaterowaniu imigrantów dementowały też w ostatnich dniach urzędy w Krośnie i w gminie Chorkówka.
Lokalny portal Krosno112.pl opisał, że Urząd Miasta Krosna wydał oświadczenie, w którym stanowczo zaprzeczył pogłoskom o "planowanym zakwaterowaniu 300 czarnoskórych imigrantów w budynku dawnego internatu". Stwierdzono w nim, że ani w przypadku tego budynku, ani w żadnym innym obiekcie należącym do miasta nie ma takich planów.
Plotki w Chorkówce dotyczyły nawet wybudowania lub wynajęcia dużego budynku dla imigrantów. Lokalne władze również oświadczyły, że nic takiego nie mają w planach.
"Apelujemy do mieszkańców o zachowanie spokoju i nieuleganie niepotwierdzonym informacjom. Tego typu plotki mogą prowadzić do niepotrzebnego niepokoju i dezinformacji wśród lokalnej społeczności" – z takim apelem zwrócił się do mieszkańców portal.
Tyle roboty, można powiedzieć, robi samorządom kampania wyborcza i narracja PiS oraz Konfederacji, która sieje zamęt, podsyca emocje i budzi w ludziach strach.
Nieważne, czy chodzi o powstanie Centrów Integracji Cudzoziemców, których w Polsce ma powstać 49. Czy o wschodnią granicę i problem z Białorusią. Czy o zachodnią i Niemcy, które – według narracji pro-PiS – mają przerzucać do Polski niestworzone ilości ludzi.
– Źródłem niepokoju i szerzenia dezinformacji są pewne ugrupowania polityczne. Mamy czas przed wyborami prezydenckimi. To jest bezczelne zbijanie kapitału na lękach społecznych i na ogromnej dezinformacji. Te emocje są wzbudzane i podsycane – mówiła nam niedawno Hanna Maliszewska, rzeczniczka prasowa Mazowieckiego Centrum Polityki Społecznej, które zajmuje się organizacją CIC w województwie mazowieckim.
Powiedziała też, że "komuś zależy na tym, aby ten strach siać".
PiS w akcji. Tak straszą imigrantami
Przypomnijmy krótko. Politycy PiS, z Jarosławem Kaczyńskim, jeżdżą ostatnio na granicę z Niemcami i wmawiają Polakom, jak Niemcy odsyłają nam imigrantów i organizują protesty w obronie granic.
Niedawno na moście w Słubicach zorganizowali taką manifestację, że Telewizja Republika żyła nią przez pół dnia – pod hasłem "Stop zalewaniu Polski migrantami przez Niemcy". Tu pisaliśmy o tym więcej.
Gdy pytaliśmy o imigrantów w Zgorzelcu, słyszeliśmy: – Nie znam nikogo, kto by to osobiście widział, choć można usłyszeć takie plotki.
Renata Burdosz, rzeczniczka Urzędu Miasta, mówiła nam, że to wydarzenie było odebrane jako niepoważne. – Obrona granic? Przed kim? Wśród osób, które znam, było więcej irytacji sytuacją i bzdurami, które były opowiadane – zareagowała.
Politycy PiS, ale Konfederacji też, nie ustępują. Organizują konferencje, wrzucają do sieci nagrania i na przykład tak podburzają nastroje, jak radna PiS ze Szczecina:
Oliwy do ognia dolewają reportaże prawicowych stacji. Jak ten ze Słubic, gdy widz usłyszał: "Koczują na ulicach, budzą strach. Dramatyczny obraz z miasta przy niemieckiej granicy".
Na wschodzie podobnie. Ostatnio radny PiS z powiatu zambrowskiego straszył grupami imigrantów, którzy "spacerują po podlaskich wsiach". Wysłał w tej sprawie pismo do wojewody. I natychmiast odezwała się do niego Telewizja Republika.
"Ludzie mają przerażające lęki"
– Konfabulują informacje. Najgorsze jest to, że człowiek, który je wypowiada, rozumie o co chodzi, ale kłamie w przekazie medialnym, że jest inaczej. Nakręca strach i wzbudza obawy w ludziach – mówi burmistrz Orzysza o narracji, która nas ostatnio zalewa.
A ludzie, jak zauważa, są prości. Siedzą przed telewizorami, w mediach społecznościowych. Żyją biernie. I przez ostatnie lata w mediach publicznych byli karmieni niechęcią do imigrantów.
– Wyrzucić teraz z nich te przekonania, w które głęboko uwierzyli, naprawdę nie jest łatwe. Mała iskra może dziś spowodować przerażenie i lęk. Dlatego protestują, bo się boją. To zła interpretacja, ale ona jest do uzasadnienia, gdyż ludzie nie mają określonej merytorycznej wiedzy na ten temat – mówi Zbigniew Włodkowski.
Opowiada, jakie komentarze przeczytał pod swoim komunikatem o dezinformacji. Ktoś napisał, że boi się o swoje dzieci. Ktoś inny, że mu nie wierzy.
– Cały czas to się gdzieś żarzy. Ludzie mają jakieś przerażające lęki. Coraz trudniej w zwykłej dyskusji dotrzeć do człowieka. Może są oszołomieni ilością złych informacji i dziś to, co jest prawdą, jest dla nich kłamstwem i odwrotnie – zastanawia się.
I tam, gdzie strach się pojawia, pojawiają się też takie reakcje lokalnych władz, jak na przykład ostatnio w gminie Kołaki Kościelne, gdzie wójt wydał oświadczenie w sprawie przyjmowania nielegalnych imigrantów. Napisał tak, apelując do władz centralnych:
Sylwester Jaworowski
Wójt Kołaki Kościelne
Za mało działań rządu: – Ktoś musi dementować ten przekaz
Jak uważa burmistrz Orzysza, za mało jest dziś informacji ze strony rządu na ten temat. Bo wrażenie jest takie, że jedna strona sieje zamęt i strach, a po drugiej mamy zero reakcji. Tymczasem ludzie siedzą w internecie, widzą jakieś ustawy, nie rozumieją ich zapisów, interpretują je po swojemu: – I jeden mądrzejszy od drugiego zaczyna dorabiać jakąś teorię.
– Ktoś musi dementować ten przekaz na poziomie rządu. Ludziom trzeba to wytłumaczyć. Jest zbyt mało informacji płynących ze strony rządowej do mieszkańców przez media społecznościowe, telewizję publiczną, czy radio. Minister spraw wewnętrznych, minister obrony czy premier muszą o tym mówić. Powinny być dedykowane audycje telewizyjne, reklamy. Samorządy muszą być wsparte informacyjnie z poziomu rządu – podkreśla burmistrz.
Dziś, jak zwraca uwagę, nie ma nawet dobrego przekazu medialnego o tym, czym tak naprawdę są Centra Integracji Cudzoziemców, które wywołują tyle protestów. I czym różnią się od placówek, w których umieszcza się imigrantów.
– Mamy niedomówienie, niedoprecyzowanie, brak szkoleń i brak informacji przed wdrożeniem jakiegoś systemu – mówi burmistrz.
Przypomnijmy więc na koniec, czym są Centra Integracji Cudzoziemców. Bo nie chodzi o to, żeby ktoś tam mieszkał, spał, czy otrzymywał opiekę. Tylko o to, żeby pomóc cudzoziemcom – osobom spoza UE – odnaleźć się w Polsce.
– Otwieramy tylko punkty, które mają służyć wymianie informacji, wspólnym spotkaniom, zapewnieniu pewnych usług, np. kursów języka polskiego, historii, adaptacji, doradztwa w zakresie praw pracowniczych. W CIC cudzoziemcy otrzymają informacje, w jakim urzędzie w Polsce załatwiać jakie sprawy. Te osoby też będą płacić w Polsce podatki, będą korzystać z usług urzędów i muszą wiedzieć, gdzie mają pójść. Nie ma tam żadnego wsparcia rzeczowego. Nie ma żadnych posiłków ani noclegów – tłumaczyła nam Hanna Maliszewska.