Dzięki temu, że Stanach Zjednoczonych nie ma ochrony danych osób podejrzanych, media mogą swobodnie przyglądać się sylwetkom ludzi, na sumieniu których są najgłośniejsze zbrodnie. Dzisiaj kreślą jeden portret. Roberta Balesa - rodzinnego gościa z mnóstwem przyjaciół, a zarazem frustrata i bankruta. Amerykańskiego żołnierza, który dokonał w Afganistanie rzezi, której moglibyśmy się spodziewać jedynie po najbardziej krwawych terrorystach.
Opisując sylwetkę sierżanta sztabowego Roberta Balesa, który przed tygodniem zastrzelił w Afganistanie szesnastu cywili, wśród których znalazły się kobiety i dzieci, media za oceanem podkreślają, jak pełne paradoksów było jego życie. Z jednej strony Robert to lubiany wśród znajomych rodzinny facet. Z drugiej zaś, sfrustrowany pracą człowiek, mający za sobą bankructwo i poważne problemy z prawem. I o ile nie ma wątpliwości, co do zdolności bojowych tego pierwszego człowieka, wszyscy zastanawiają się, co na misji w Afganistanie robił ten drugi.
- To są trochę szalone rzeczy, jeśli to prawda - mówi amerykańskim dziennikarzom szkolny kolega Balesa z jego rodzinnej miejscowości Norwood w stanie Ohio. - To jeden z najlepszych chłopaków z jakimi kiedykolwiek pracowałem. On nie jest jakimś psychopatą. Jest wybitnym żołnierzem, który dał wiele dla tego kraju - dodaje kapitan Chris Alexander, który przygotowywał autora krwawej zbrodni do misji zagranicznych. Jednak dociekliwe media zajmując się tą sprawą bez trudu dotarły także do innego wizerunku tego żołnierza. Akta sądowe i policyjne mówią o Robercie Balesie jako o człowieku, który ma na koncie na przykład potrącenie swojej dziewczyny, od którego wykpił się twierdząc, iż zasnął za kierownicą. Nie raz miewał też problemy z płynnością finansową. Za sobą miał bankructwo firmy i problemy z utrzymaniem domu.
Sierżant Bales
Jakim był żołnierzem?
Te ostatnie wywoływały na nim podobno sporą presję ze strony rodziny. Żona Balesa miała nadzieję, że kłopoty z domem zakończą się wraz z awansem męża na wyższy stopień. Tak się jednak nie stało. W ubiegłym roku weteran z wieloletnim doświadczeniem na wojnie w Iraku został pominięty przy promocji starszych sierżantów. Rodzina Balesów musiała więc wystawić swój dom pod wynajem, by zachować szanse na jego zatrzymanie. Media twierdzą, że wówczas Kari Bales uwierzyła, że wraz z mężem czeka ją jednak "przygoda", jaką byłoby przeniesienie Roberta do amerykańskich baz w Niemczech, Włoszech, czy na Hawajach. Okazało się tymczasem, że Robertowi przyjdzie przeżyć kolejne przygody na froncie afgańskim
Zamiast uciec od problemów wraz z rodziną na spokojną misję w Europie, po raz czwarty trafił w środek wojennego piekła. W opinii wielu żołnierzy w Afganistanie jest jeszcze większe, niż było w Iraku, gdzie Robert Bales był dwukrotnie ranny. Jednak według wspomnianego byłego dowódcy Balesa, Chrisa Alexandera, nawet takie okoliczności nie powinny sprawić, że jego żołnierz byłby zdolny do mordowania dzieci. - Zarzuty, że zabił cywilów w 100 procentach nie pasują do jego charakteru - powiedział.
Ten być może zmieniał się z każdym momentem, gdy nie doceniano jego poświęceń. Choć w Iraku stracił część stopy, a Alexander przyznaje, że pewnego dnia odważnie ocalił mu życie, wśród nagród za służbę nigdy nie znalazło się żadne naprawdę ważne odznaczenie, jak np. Purpurowe Serce, które prezydent USA wręcza najodważniejszym żołnierzom rannym na polu walki. Tego typu wyróżnienia - podobnie jak awans - omijały Balesa.
Ale w Norwood, gdzie się wychował nie mogą uwierzyć, by istniały jakiekolwiek powody, w wyniku których ich szkolny kolega i sąsiad mógł oszaleć tak bardzo, że zabił z zimną krwią niewinnych ludzi. - To nasz Bobby. On był naszym lokalnym bohaterem - powiedział dziennikarzom przyjaciel Balesa z dzieciństwa. Wspominając, że ten nigdy nie wdawał się w konflikty, a nawet chętnie pomagał potrzebującym kolegom. Natomiast w szkole zapamiętali go podobno z tego, że świetnie grał w piłkę i uwielbiał historię. Szczególnie interesował się wojnami, potrafiąc opisać szczegółowy przebieg wielu bitew.
Nikt nie myślał jednak o nim, jak o szaleńcu, a najnormalniejszym na świecie pasjonacie. Przed trzema laty, gdy służył jeszcze w Iraku, w wywiadzie dla gazety rozprowadzanej w Fort Lewis, gdzie stacjonuje 2. Dywizja Piechoty, sam o sobie i swoich kolegach powiedział, iż udowadniają "prawdziwą różnicę między byciem Amerykaninem a byciem złym gościem".
Jak wielką różnicę robią te słowa wobec opisu wydarzeń z nocy 11 marca, gdy Bales pod wpływem alkoholu miał uciec z bazy, włamać się do trzech afgańskich domów, zabić 16 ich mieszkańców, a część ciał próbować spalić na stosie.
Reklama.
Kpt. Chris Alexander
o Robercie Balesie
- To jeden z najlepszych chłopaków z jakimi kiedykolwiek pracowałem. On nie jest jakimś psychopatą(...). Zarzuty, że zabił cywilów w 100 proc. nie pasują do jego charakteru.
Michael Blevins
kolega żołnierza z dzieciństwa
- To nasz Bobby. On był naszym lokalnym bohaterem.