Z powodu kosmicznych śmieci NASA mogła stracić 690 mln dolarów. Tyle wart jest satelita Fermi, który krąży po orbicie. Urządzenie ledwie uniknęło zderzenia z rosyjskim satelitą szpiegowskim z czasów zimnej wojny.
"Zapomniany, ważący 1,5 tony Kosmos 1805 został zauważony przez naukowców w ostatniej chwili" – pisze w serwisie spidersweb.pl Maciej Gajewski relacjonując, jak NASA udało się uniknąć kolizji, która kosztowałaby setki milionów dolarów. Zapomniany rosyjski satelita szpiegowski wyminął o włos (8 km) Fermi Gamma-Ray Telescope, czyli supernowoczesne urządzenie pozwalające zbierać bezcenne informacje o kosmosie.
W krótkiej notce Gajewski opisuje jeszcze kilka kosmicznych wypadków związanych z nadmierną ilością śmieci, które ludzkość zostawiła na orbicie Ziemi, między innymi sytuację, w której trzeba było ewakuować stację kosmiczną ISS. Śmieci mijały ją w zbyt niewielkiej odległości, by astronauci byli tam bezpieczni.
O kosmicznych śmieciach alarmują nie tylko naukowcy. Blisko rok temu o konieczności ich usunięcia mówili też eksperci firmy, która ubezpiecza satelity. Jej pracownicy oszacowali, że na orbicie pozostało 35 mln kawałków złomu. Około 16 tys. z nich udało się skatalogować.
Problemem śmieci w kosmosie zajęli się też polscy naukowcy. W 2011 roku studenci z Politechniki Warszawskiej wysłali na orbitę satelitę PW-Sat, który przez sześć lat ma krążyć dookoła planety, a następnie przetestować technologię sprowadzania złomu na Ziemię. Dzięki specjalnemu ogonowi PW-Sat ma wyhamować i stopić się w atmosferze.