Proboszcz gdańskiej parafii podczas kazania na mszy dla dzieci przekonywał, że popularne zabawki są narzędziami szatana i rodzice powinni bronic swoje dzieci przed Hello Kitty, konikiem Pony czy zabawkami Monster High. – Jednostronny przekaz z ambony, oparty na zastraszeniu prowadzi donikąd – mówi naTemat Damian Muszyński, medioznawca i pedagog mediów.
Przed wywiadem z Panem przypomniała mi się nasza poprzednia rozmowa. Mówiliśmy wtedy o dzieciach, które nie są w stanie oddzielić prawdziwych informacji od tych fałszywych. Okazuje się, że chyba nie tylko dzieci mają ten problem.
Widać wyraźnie, że ksiądz nie sprawdził źródeł internetowych, którymi się posiłkował. Sięgnął po informację – lub jej modyfikację – ze strony, która zamieszcza często satyryczne treści i stawia na szokujące treści – historia o diabelskiej Hello Kitty pochodzi z serwisu http://www.scaryforkids.com. Ksiądz z Gdańska stworzył bezrefleksyjną ulotkę, która trafiła do wiernych.
Poza tym powtórzył te informacje podczas kazania, co jest skrajną nieodpowiedzialnością. Bo o ile dorosły – taką przynajmniej mam nadzieję – podejdzie krytycznie do informacji, które słyszy, to dzieci potraktują taki przekaz bardzo emocjonalnie i z dużym ładunkiem wyobraźni. Obowiązkiem osoby, która przekazuje takie informacje – czyli w tym przypadku księdza – jest ich zweryfikowanie. To każe nam zastanowić się, czy podczas pisania tej ulotki funkcjonowało racjonalne i krytyczne myślenie.
Rozumiem więc, że po przeczytaniu opinii księdza Bemowskiego nie wyrzucił pan zabawek swoich dzieci?
Zdecydowanie nie. Moje dzieci bawią się Hello Kitty, bawią się Barbie, kucykiem Pony i innymi wymienionymi przez księdza "groźnymi" zabawkami. Jak to oceniam? To element kultury popularnej, niezbyt wyrafinowanej, uproszczonej estetycznie, z ograniczonym przekazem. Jako rodzic daję temu wyraz – mówię o schematach, pominięciach, podstawowych pomysłach na narrację w kreskówkach czy grach komputerowych.
Pamiętać należy jednak, że nawet jeśli w domu odgrodzimy pociechy od telewizji i internetu, by nie poznały tego typu bohaterów, to przecież dzieci chodzą do szkoły, do przedszkola, socjalizują się. Temat tak popularnych postaci na pewno pojawi się w rówieśniczych dyskusjach, wróci ze zdwojoną siłą. Innymi słowy – dziecko i tak dowie się co to Hello Kitty i Monster High. Co więcej, okaże się wówczas, na przerwie lub na podwórku, że demon z Hello Kitty nie wychodzi.
To, co zrobił ksiądz Bemowski to najgorszy sposób na rozmowę z dzieckiem. Konstruowanie atmosfery zagrożenia obudowanej niejasną dla młodego człowieka symboliką jest zastępnikiem pomysłu na wychowanie – nawet jeśli będziemy je definiować poprzez doktrynę wychowania katolickiego
Stojąc na ambonie ma on przecież ogromny autorytet. Kiedy dziecko nasłucha się jego teorii w poniedziałek w szkole może powiedzieć koleżance, która bawi się konikiem Pony, że pójdzie do piekła. Przecież małe dzieci mogą przejąć się tym na poważnie.
Ksiądz na mównicy to ogromna siła oddziaływania, uosobienie powagi i autorytetu Kościoła. Można optymistycznie założyć, że z dzieckiem był rodzic, który słuchał tego wszystkiego z odpowiednią dozą krytycyzmu i później porozmawiał z nim o tym, co powiedział ksiądz. Jednak pesymistyczny wariant jest taki, że rodzic przyjął to co usłyszał za pewnik i w domu jeszcze dodatkowo nastraszył dziecko.
Jak więc rodzice powinni podejść do obecności takich zabawek w życiu ich dziecka?
Patrzę na to jako medioznawca, ale też jako pedagog mediów i rodzic. Uważam, że niezależnie jaką matrycę wychowania będziemy do tego przykładać – czy katolicką, czy wychowania "otwartego" – powinniśmy wyjaśnić dziecku co sądzimy o takich zabawkach, postaciach, bohaterach bajek. Kluczowe jest jednak to, aby dziecko miało jasny obraz świata i poczucie bezpieczeństwa. Także ksiądz – który pewnie jest też nauczycielem w szkole – powinien o tym pamiętać. Jednostronny przekaz z ambony, oparty na zastraszeniu prowadzi donikąd.
Rodzic, opiekun może oczywiście uznać, że wyrzucenie zabawek z Hello Kitty czy Monster High powoduje pozytywne zmiany w zachowaniu, poprawę wyników w nauce. Takie opinie nie są niestety odosobnione – na forach internetowych pojawiają się tego typu wypowiedzi. Sądzę jednak, że zdecydowanie lepszym pomysłem na "poradzenie" sobie z popkulturą jest krytycznie jej czytanie i omawianie. Namawiając do zupełnego wyrugowania jej z życia narażamy się na śmieszność. Tak jak ksiądz z Gdańska.