
"Kelnerki w moim wieku noszą po pięć, sześć, litrowych kufli z piwem na raz, z parteru na drugie piętro, z drugiego piętra na parter. I tak w kółko. A jak któryś kelner stłucze talerz czy kieliszek, to musi za niego zapłacić" – tak pracę w jednej z popularnych warszawskich restauracji opisała Sandra, autorka listu, który w weekend majowy rozgrzał naTemat. Wykorzystywanie pracownika było jednym z argumentów, które skłoniły ją do wyjazdu do Londynu.
[...]zdarza się, że pokojowa nie wychwyci czegoś na czas. [...] We wszystkich tych wypadkach to nieszczęsna pokojowa płaci za straty, i to według cennika narzuconego przez właściciela hotelu, czyli tak, jak gdyby była gościem, który miał kaprys, aby sobie nabyć dany przedmiot: 35 zł za malutki koniaczek z minibarku, 350 zł za szlafrok, itd. CZYTAJ WIĘCEJ
Jak wynika z listu, zdarzały się miesiące, w których pracownicy opisywanego hotelu musieli pokrywać straty sięgające nawet ponad połowy miesięcznego wynagrodzenia (które nie było oczywiście wysokie).
Jak przekonuje Jan Guz, bloger naTemat i przewodniczący OPZZ, takie przypadki zdarzają się w Polsce nagminnie. – Do naszych prawników często zgłaszają się pracownicy, na których pracodawca przerzucił koszty wykonywanej przez niego pracy – zapewnia.
Niektóre firmy stosują jeszcze bardziej radykalne oszczędności. – Na przykład w umowie o pracę zobowiązują pracownika do zajmowania określonego stanowiska przez kilka lat. Pracownik, który zerwałby taką umowę, musiałby zapłacić absurdalną karę. Albo w innej firmie: pracownicy musieli podpisywać weksle – wylicza Jan Guz.
– Pracownik może nawet zarobić w takim układzie więcej. Ale nikt nie płaci mu za zwolnienia, urlopy – mówi i dodaje, że to nic dziwnego, skoro co czwarty pracodawca opóźnia wypłaty wynagrodzeń. Pracodawcy zalegają też z zapłatą składek do ZUS (w 2011 roku – 4,7 mld zł), więc wielu pracowników zatrudnionych na etatach i tak musi płacić za swoje leczenie.
One oznaczają dla pracownika pracę na rozkaz. Nigdy nie będzie wiadomo, ile się będzie pracować i ile się zarobi. Trzymając się kodeksowych norm, że pomiędzy zakończeniem i rozpoczęciem pracy musi być minimum 11 godz. i nieprzerwanie 35 godz. raz w tygodniu na odpoczynek, w 12-miesięcznym okresie rozliczeniowym pracodawca będzie mógł zmusić swojego pracownika do pracy przez 12 godzin dziennie od poniedziałku do soboty nawet przez 28 tygodni, czyli ponad pół roku! CZYTAJ WIĘCEJ
Własne argumenty w tej sprawie mają jednak też przedsiębiorcy. W dyskusjach dotyczących kosztów pracy przekonują, że dzięki takim rozwiązaniom, będą mogli zachować ciągłość pracy.