Samotne matki, dawni robotnicy rolni, ludzie młodzi i słabo wykształceni – to oni są statystycznie najbardziej zagrożeni trafieniem do tzw. podklasy, do której zaliczyć można już co dziesiątego Polaka. Podklasa to zbiorowość ludzi, których materialna bieda wyrzuciła poza tradycyjną strukturę społeczną. – Nie są w stanie pełnić swoich społecznych ról i integrować się z resztą społeczeństwa – mówi była wiceminister pracy.
“W sensie dosłownym bieda ‘wyszła na ulicę’ w postaci bezdomnych okupujących dworce kolejowe, żebraków na ulicach miast, starych ludzi przetrząsających pojemniki na śmieci w poszukiwaniu przydatnych jeszcze przedmiotów. (...) Dzisiejsza bieda widoczna jest na wiele różnych sposobów” – pisała we wstępie do pracy “Zrozumieć biednego. O dawnej i obecnej biedzie w Polsce” Elżbieta Tarkowska.
Wydaje się jednak, że pomimo faktu, iż biedę nietrudno jest dostrzec, często nie chcemy jej zobaczyć. Świadomie lub nie traktujemy ubogich jako przedstawicieli innego świata, innego gatunku, który nie dotyczy nas i nie obchodzi. Przychodzi nam to tym łatwiej, że w wielu przypadkach materialnemu ubóstwu towarzyszy bieda kulturowa, która sprawia, że ubodzy nie uczestniczą w szerszym życiu społecznym, nie są w stanie funkcjonować poza najbliższym kręgiem rodziny i sąsiadów. Stają się więc dla nas niewidzialni.
Zobacz też:"Dziecko zemdlało w szkole, bo nie jadło od 3 dni. W domu miało tylko światło w lodówce i margarynę" [wywiad]
Fakt, że ubodzy często wyrzucani są poza nawias społeczeństwa znalazł swoje odbicie w terminie podklasa (ang. underclass), który opisuje zmarginalizowane zbiorowości osób najbiedniejszych, trwale bezrobotnych, pozbawionych wykształcenia. Ci ludzie nie “mieszczą się” nawet w tradycyjnych kategoriach służących opisowi struktury społecznej, lądują na społecznej drabinie poniżej rolników i niewykwalifikowanych robotników.
Dziedziczna bieda plus społeczne wykluczenia
– Są trzy elementy definiujące podklasę: ubóstwo, społeczne wykluczenie najczęściej spowodowane trwałym bezrobociem, a także międzypokoleniowe dziedziczenie biedy – mówi socjolog prof. Henryk Domański. Podkreśla, że w Polsce grupa ta stanowi obecnie ok. 9 proc. społeczeństwa. W jej ramach nadreprezentowane są samotne matki, wdowy, dawni robotnicy rolni i ludzie słabo wykształceni.
– Osoby te mają problem z zaspokojeniem swoich podstawowych potrzeb, często żyją poniżej progu egzystencji. Dlatego nie są w stanie pełnić swoich społecznych ról i integrować się z resztą społeczeństwa – mówi Jolanta Banach, była posłanka Demokratycznej Unii Kobiet i Sojuszu Lewicy Demokratycznej oraz wiceministra Pracy i Polityki Społecznej w latach 2001-2004.
Badania prowadzone w takich środowiskach kreślą ponury obraz ubóstwa, apatii, braku szans na zmianę swojego losu oraz społecznej izolacji, a także przekazywania biedy z pokolenia na pokolenie.
“Wyuczona bezradność, postawa roszczeniowa, patologia”
– Ten segment będzie trwałym elementem struktury społecznej – twierdzi prof. Domański mówiąc o podklasie. Podkreśla, że dzieje się tak m.in. dlatego, że ubodzy przyzwyczajając się do swojego losu wytwarzają swoistą kulturę ubóstwa, na którą składa się konkretny system wartości oraz strategie radzenia sobie z biedą. Ich wdrażanie nie pozwala na wyrwanie się z trudnej sytuacji. – Wiele osób nie chce np. wysyłać dzieci do szkoły czy na studia, bo nie wierzy, że cokolwiek to zmieni – wyjaśnia prof. Domański.
Niestety, w wielu przypadkach taki sposób myślenia prowadzi do stygmatyzowania ubogich. Dr Wojciech Woźniak z Instytutu Socjologii UŁ przeprowadził badanie, z którego wynika, że polscy naukowcy, politycy, samorządowcy i dziennikarze mówiąc o underclass najczęściej odwołują się do kilku dobrze znanych słów-wytrychów: wyuczona bezradność, postawa roszczeniowa, uzależnienie od pomocy społecznej, patologia, kultura ubóstwa. Razem terminy te składają się na obraz tkwiącego mentalnie w czasach PRL homo sovieticusa.
Przekonanie, że biedni są “sami sobie winni” sprawia zaś, że nie trzeba się martwić ich losem. – Od 10 lat bieda jest eliminowana z debaty publicznej, nie jest dla polityków istotnym tematem – mówi Jolanta Banach. Tymczasem jej zdaniem sytuacja zmierza w złą stronę: rozpiętości dochodowe w Polsce się powiększają, a grupa ludzi pozostających w podklasie stale wzrasta. – Dziś 50 proc. biednych w Polsce to dzieci i młodzież. Dalszy rozwój sytuacji w tę właśnie stronę doprowadzi do trwałego podziału społecznego – mówi Banach.
Nadzieja w szkole
Czy jednak w stwierdzeniu, że w wielu przypadkach “biedni są sami sobie winni” nie ma odrobiny racji? Wielu z nich woli żyć z zasiłku niż pracować. – Najpierw przez lata nie robiło się absolutnie nic, by ulżyć ich losowi, a teraz ma się pretensję, że ci ludzie żyjąc w pułapce wypracowują sobie jakieś strategie przetrwania – odpowiada Jolanta Banach. Jej zdaniem kluczem do ograniczenia rozmiarów podklasy jest odpowiednio prowadzona polityka społeczna.
– Zbyt wiele publicznych usług o charakterze społecznym jest dziś komercjalizowana. Biednych nie stać na płacenie za lekarzy, przedszkola, korepetycje, zajęcia z języków obcych. Skutki braku dostępu całych kategorii społecznych do powszechnej edukacji i służby zdrowia będą w przyszłości bardzo poważne, tymczasem mało kogo to interesuje – twierdzi Banach. Problem ten dotyczy zwłaszcza szkoły, która zdaniem Jolanty Banach przestała dziś już wyrównywać różnice społeczne dzielące uczniów.
Czy sytuację można zmienić? Edwin Bendyk w “Polityce” pisał niedawno, że nadzieja wciąż jest.
Tego typu enklawy biedy funkcjonują zarówno w miastach, gdzie ubóstwo idzie w parze ze wzrostem przestępczości, jak i na wsiach, w których ostatnią deską ratunku dla wielu staje się zarobkowa emigracja.
Edwin Bendyk
Socjologowie i badacze społeczni mówią, że musimy postawić na publiczną edukację, dostępną dla wszystkich od 3. roku życia, wolną od wewnętrznych mechanizmów segregacyjnych. W przeciwnym razie zamiast dzisiejszych klas będziemy mieli będziemy mieli coraz wyraźniej zamknięte kasty. CZYTAJ WIĘCEJ