Mam problem z nowym kamiennym brukiem na ulicach stolicy. Ktoś tu chyba nie pomyślał o kobietach i ich butach. Jak po tym chodzić? Obkleić obcasy folią? Użyć wkładek amortyzujących? Władze założyły chyba, że porządne dziewczyny chodzą tylko w adidasach lub traperach. Reszta niech się martwi sama. Chcą być elegantkami, to ich sprawa.
Całe centrum wyłożone jest nowoczesnymi kocimi łbami. Kamieniami ostrymi na górze i równo przypiłowanymi po bokach. Taki jest Nowy Świat, ale tak jest też w samym centrum (droga z metra do dworca centralnego to świetny przykład). Na Marszałkowskiej fantazyjne wzory chodników przy dojściach do świateł nie amortyzują sprawy. Przeciwnie, dekoncentrują. Do tego dochodzą kratki przy wejściach do metra – przebiegłe pułapki na próżne kobiety na szpilkach. Widywałam unieruchomione dziewczyny z obcasem wkręconym w dziurę albo zniszczonymi butami. Czy w innych miastach jest podobnie?
Po pierwsze, po takim bruku chodzi się jak pingwin. Wiadomo - da się, ale wymaga to koncentracji i kontroli równowagi. Kostki są nierówne, więc nawet doświadczona dziewczyna może się łatwo potknąć – z powodu trudnego do przewidzenia kąta ułożenia kamieni. Patrzyć się ciągle na stopy? Głupio. Oprzeć na kimś? Może po godzinach. Więc niewidocznym dla postronnego obserwatora wysiłkiem pokonujemy tę trasę, prowadząc przy tym interesującą rozmowę o wspólnych znajomych z Erasmusa. Druga sprawa to zniszczone buty. I dotyczy to tak samo szpilek, co delikatnych balerinek. Jedne i drugie są obtarte, brzydko poszarpane przez bruk. Zdarzają się wizyty u szewca po jednym przejściu się przez centrum stolicy.
Jak w takich warunkach nie stać się dresiarą? Bo alternatywą do tego jest chodzenie jak kaczka lub przeciwnie, kroczenie zgrabnie wśród szkieł z pobitych butelek i brudnych petów, ale dopiero po zdjęciu butów. Jaką ulgę się wtedy czuje! Można próbować (nomen omen) obejść ten problem. Ja chodzę na imprezy w trampkach, które w kiblu zmieniam na sandały. Śmiesznie trochę, mam zupełnie inny wzrost kiedy wchodzę, niż na parkiecie. Widzę czasem zaskoczone miny znajomych. Jest w tym element obciachu – że niby staram się być tip top tylko na pokaz. Nieprawda. Wolałabym pójść w butach docelowych. Ale nie mogę. Nie chcę też brać taksówki, żeby ułatwić sobie zadanie. Musiałabym płacić za wyjście w szpilkach. A jeśli mnie nie stać, to nie mogę ubrać się kobieco? Nie fair.
Mam już za sobą myślenie, że trzeba się ukrywać z tą niewygodą. Czy to wstydliwe, że chcę wyglądać zgrabnie i czuć się dobrze? Że lubię poruszać się kobieco? Nie, i faceci w naturalny sposób są chyba w tej sprawie naszymi sprzymierzeńcami. Mam nadzieję. Bo tęsknię za starymi dobrymi kwadratowymi płytami na chodnikach i za asfaltem. Pamiętacie? Szło się normalnie. Nawet jeśli jeden kwadrat na sto niespodziewanie się zapadł – trudno. A tak, mamy emocje przy każdym kroku. Czy taki był cel projektujących centrum? Udało się.