Szukałem pracy w Polsce. Wolę zostać inżynierem w Kanadzie, bo tam jest normalnie [List czytelnika]
Eryk
10 maja 2013, 11:36·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 10 maja 2013, 11:36
Czytam NaTemat od jakiegoś pół roku. Bardzo chwalę sobie ten portal, bo tworzą go głównie blogerzy. Ostatnio dużo poświęcacie miejsca bezrobociu i ciężkiej sytuacji młodych. Czyli to dokładnie moja rzeczywistość. Za każdym razem, gdy bolały mnie tematy przez was poruszane i chciałem już coś napisać do Was o mojej ciężkiej sytuacji powstrzymywałem się. Bo zawsze uchodziłem za człowieka sukcesu. Tak chciałem o sobie myśleć. Ale, po moim wczorajszym wydarzeniu postanowiłem napisać. Mam nadzieje, że nie pożałuję.
Reklama.
Ponad rok temu wylądowałem na bezrobociu. Jakieś 3 miesiące temu udało mi się znaleźć płatny staż w wielkim polskim wydawnictwie (którego nazwę miłosiernie pominę). Staż oczywiście się skończył, pieniędzy nie dostałem i pewnie ich raczej nie dostanę. A samo wydawnictwo może mieć w nosie moją umowę. Dysponuje prawnikami, a na dodatek umowa jest tak skonstruowana, abym nie miał jak się ubiegać o pieniądze. Ale, to ok. Nie odbiega aż tak strasznie od Polskiej rzeczywistości.
Wczoraj na stronie internetowej urzędu pracy do którego należę znalazłem ofertę pracy w sam raz dla mnie. Zadzwoniłem, więc do PUP, żeby o nią zapytać. Pani się mnie zapytała czy jestem zarejestrowany. Stwierdziłem, że nie bo zostałem wykreślony z rejestru po niedopełnieniu obowiązków potwierdzenia otrzymania pracy (chodziło o to, iż gdy dostałem staż to rzekomo tego nie potwierdziłem w urzędzie. Wysłałem im maila z umową, ale go ponoć nie dostali.) Na co Pani uprzejmie stwierdziła, iż nie może mi pomóc.
Poszedłem, więc ze wszystkimi papierami dotyczącymi rejestracji w PUP do urzędu i chciałem wytłumaczyć iż to nie z mojej winy zostałem wykreślony. No cóż. Pani była bardzo miła, skierowała mnie do kierowniczki. Ta nie mogła mi pomóc, bo zapadła już decyzja administracyjna. I tyle. Nikogo nie obchodzi, że jestem bezrobotny. Że mam dziecko na utrzymaniu. Że studiuję (i mam stypendium). Że chcę żyć w tym kraju i być później dzielnym inżynierem budującym ten kraj. Iż nie przyszedłem po ubezpieczenie, ani po zasiłek. Przyszedłem zapytać się o pracę.
Na szczęście, pani „po cichu” przekazała mi adres firmy o której mowa w ogłoszeniu. Okazała piękny gest. W zasadzie i tak to nic nie dało, ponieważ pracodawca proponuje 1000 zł. Wymagania ma dużo większe niż było opisane. I pewnie nie udało mi się tej pracy zdobyć. Ale, to co wczoraj przeżyłem jeszcze dobitnej utwierdziło mnie w mojej decyzji o wyjeździe do ukochanej Kanady i skończenia swojej inżynierki z tytułem master właśnie tam. Nie dlatego, że tam jest lepiej. Tylko, dlatego, że tam jest normalnie.