Domaniewska przez ostatnie kilka lat stałą się jedną z najbardziej znienawidzonych ulic w stolicy. Ta część miasta z sennej dzielnicy na obrzeżach zmieniła się w biznesowe zagłębie Warszawy. Nie jest jednak tak pięknie, bo to jednocześnie prawdziwy komunikacyjny koszmar. Urbaniści powinni analizować przypadek na zajęciach pod tytułem "jak nie projektować miasta".
Ulica-koszmar. Nie, nie chodzi o praski Trójkąt Bermudzki (obszar uznawany za niebezpieczny po zmroku) ani o socrealistyczną Marszałkowską Dzielnicę Mieszkaniową. Na miano najgorszej ulicy w Warszawie zasługuje wiecznie zakorkowana Domaniewska. Pracownicy tamtejszych biurowców mają już chyba dosyć przeklinania pod nosem podczas stania w korkach. Na kłopoty komunikacyjne w tej okolicy zareagowali prostym, ale jakże prawdziwym żartem.
Na stronie internetowej czydomaniewskastoi.pl pojawia się pytanie "Czy Domaniewska stoi?". Twórcy witryny informują nas, że to "Aktualizowany na bieżąco stan przejezdności kluczowej arterii korpomunikacyjnej - ulicy Domaniewskiej w Warszawie". I odpowiadają na postawione wcześniej pytanie: "Tak, stoi". Poniżej dużego czarnego napisu znajduje się napisane niewielką szarą czcionką pytanie: "Nie stoi?". Po kliknięciu w link czarne litery zdają się krzyczeć: "Niemożliwe".
Internauci są dalecy od pocieszania strapionych korkami pracowników korporacji. "ta strona w ogole nie wymaga aktualizowania. status jest staly i przewidywalny." – komentuje Kasia. Wtóruje jej Marcin: "Dodałbym jeszcze opcję: "Liczba wolnych miejsc parkingowych na Domaniewskiej: zero" "Nie zero? Niemożliwe".
Według relacji pracujących i mieszkających przy Domaniewskiej internetowy dowcip ma w sobie wiele prawdy. Bo 2,5 kilometrowa ulica na Górnym Mokotowie to jaskrawy przykład zupełnego braku wyobraźni przy projektowaniu zabudowy miasta i wydawaniu zezwoleń budowlanych. – Jeszcze kilka lat temu to była spokojna ulica z osiedlem zbudowanych w latach 70. bloków z wielkiej płyty – opisuje Ania, która przy Domaniewskiej nie pracuje, ale mieszka. – Teraz nie da się tam żyć. Wejście do tramwaju między 7.30 a 10.00 i 8 godzin później nie jest trudne. Jest niemożliwe. To chyba dlatego zaczęłam wszędzie jeździć na rowerze – relacjonuje.
Jednak jeszcze większym koszmarem niż pasażerowie komunikacji miejskiej są kierowcy samochodów. – Prowadzimy wojny parkingowe z pracownikami korporacji, którzy po prostu stawiają samochody na naszych parkingach i do biura idą pieszo, albo podjeżdżają jeden przystanek autobusem. Zdarza się wzywać straż miejską, żeby odholowała zawadzające samochody – relacjonuje nasza rozmówczyni. Przyznaje, że stan zaczął pogarszać się w ciągu ostatnich kilku lat.
Narzekają też ci, którzy przy Domaniewskiej pracują. Nie dość, że muszą jeździć do pracy, co samo w sobie dla wielu jest traumatycznym przeżyciem, to każdego dnia tracą godziny w korkach. Jednak korporacje upodobały sobie Domaniewską na miejsce budowy kolejnych biurowców. Decydującym czynnikiem jest pewnie znacznie niższa niż w Śródmieściu cena gruntów. Gdyby jednak policzyć, ile na paliwie tracą pracownicy, rachunek ekonomiczny raczej wypadnie na niekorzyść
Do tego dochodzą jeszcze koszty parkingów. Oczywiście jeśli uda się dorwać wolne miejsce. – Jeszcze kilka lat temu darmowy był parking w Galerii Mokotów i masa ludzi zostawiała tam samochody na cały dzień – opowiada Michał, którego firma zajmowała część biurowca w pobliżu. – Kiedyś zaparkowałem na najwyższym poziomie parkingu i czekałem chyba godzinę aż będę mógł wyjechać. Teraz jednak, kiedy powyżej kilku godzin postoju się za to płaci, ludzie upychają swoje samochody gdziekolwiek się tylko da – relacjonuje nasz rozmówca.
Jego zdaniem to wina fatalnie zorganizowanej komunikacji miejskiej w tej okolicy. – Do stacji metra wcale nie jest blisko, a tramwaje i autobusy jeżdżą donikąd. Nie ma dobrego połączenia nie tylko na drugą stronę Wisły, ale nawet do centrum. Z kolei jadąc samochodem narażam się na paskudne skrzyżowanie Puławskiej z Wilanowską i Niepodległości. I tak źle, i tak niedobrze – narzeka pracownik "Domaniewa".
Co ciekawe takich problemów nie ma w Śródmieściu, które jest przecież nazywane warszawskim Manhattanem. Tam udało się tak zorganizować transport optymalnie – w samochodzie nie trzeba spędzać połowy tego, co w biurze. Nieco gorzej jest na Alejach Jerozolimskich, które są jednak ulicą wylotową na Pruszków i to generuje spory ruch. Ale i tak korki są tam mniejsze niż na Domaniewskiej.
Nawet jeśli pracownicy tamtejszych biurowców chcieliby wdrażać w życie bardziej ekologiczne zachowania, nie mają na to szansy. Z jednej strony uniemożliwia im to Zarząd Transportu Miejskiego, który fatalnie wręcz zaplanowała transport publiczny w tej okolicy. Najbliższa stacja metra jest daleko, tramwajów i autobusów jest tak mało, że rankiem i po południu nie da się do nich wsiąść.
Jednak pracujący na "Domaniewie" radzą sobie z przeciwnościami losu jak tylko mogą i mają już przećwiczone absolutnie wszystkie warianty. – Mieszkam przy Metrze Ursynów, więc zimą i jesienią jeżdżę samochodem – mówi Mateusz. I dodaje: – Próbuję rożnymi drogami, można próbować objechać korek z rożnych stron. Dojazd do pracy zajmuje mi 20-25 minut, więc jestem na miejscu około 9.10. Wracam do domu po 17.30, chociaż zdarza się nawet po 20.00. Z powrotem jest rożnie – jest mniej przewidywalny niż przyjazd. Zdarzają się dni, że o 18.00 jest pusto i wracam 15 minut, ale bywa i 40 minut. Najgorzej jest oczywiście zaraz po 16.00 i 17.00. Zawsze jest ciasno na wyjeździe z Domaniewskiej, ale teraz kiedy jest remontowana, wyjazd jest masakryczny. Można jedynie próbować wydostać się bocznymi uliczkami – dodaje.
Jednak kiedy tylko aura na to pozwala Mateusz jeździ rowerem. – Rowerem jadę do pracy około 17-20 minut. Poza tym mam o tyle komfortową sytuację, że pracuję na samym początku "Domaniewa" i to miejsce jest całkiem dobrze skomunikowane. Mam blisko do tramwajów i niedaleko metra – opisuje. Nasz rozmówca jest też w o tyle komfortowej sytuacji, że jego firma zapewnia miejsca parkingowe swoim pracownikom, więc należy do elity "Domaniewa" i nie musi toczyć walk na śmierć i życie o miejsce do parkowania.
Chętnie jednak w ogóle zrezygnowałby z samochodu i przesiadł się do komunikacji publicznej. – Dużym problemem jest brak skomunikowania między metrem a "Domaniewem", bo nie ma autobusów jeżdżących po całym kompleksie i zgarniających ludzi do metra – zauważa. Przyznaje jednak, że warunki pracy w zagłębiu biurowców są całkiem komfortowe. – Nie jest najgorzej jeśli chodzi o komfort pracy. Jest blisko do Galerii Mokotów, więc po pracy można zrobić zakupy. Poza tym w okolicy są punkty gastronomiczne i sklepy. W okolicy biura mam też sporo zieleni, więc nie mogę narzekać – przyznaje Mateusz.
I tę opinię może chyba powtórzyć większość pracowników korpozagłębia. Bo chociaż nie wybierają sobie w którym miejscu ich firma będzie miała siedzibę, to jednak lepiej pomęczyć się trochę w korkach, by później móc spędzić dzień w klimatyzowanym biurze. W końcu zawsze można wylądować w małym pokoiku bez rolet w oknach gdzieś w starym bloku na Pradze.