Siedzisz w biurze? W autobusie? Rozejrzyj się i zacznij liczyć kobiety: jedna, druga, trzecia, czwarta… Według statystyki opublikowanej przez CBOS jedna z nich usunęła ciążę. W skali całego społeczeństwa od 4,1 do 5,8 mln kobiet. Jak to się stało, skoro nasza ustawa dotycząca regulowania urodzeń należy do najbardziej restrykcyjnych na świecie?
Liczby przytoczone z badania CBOS przez "Rzeczpospolitą" porażają. Według ośrodka, szacunkowo od 25 do 35 proc. Polek dokonało aborcji. Oznacza to mniej więcej od 4,1 do 5,8 milionów kobiet. Zabiegów mogło być jednak więcej. "Liczba legalnych zabiegów z dużym prawdopodobieństwem oddaje ledwie wycinek rzeczywistości" – powiedział przedstawiciel CBOS. Ośrodek przebadał 3 576 w okresie od listopada 2012 roku do kwietnia 2013.
Najwięcej aborcji w PRL
Dlaczego tak wiele kobiet przyznało się w badaniu do przeprowadzenia aborcji, skoro polskie prawo w tym zakresie należy do najbardziej restrykcyjnych na świecie? Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna.
Część przypadków wyjaśniają już sami autorzy raportu, przyznając, że zdecydowaną większość aborcji przeprowadzono w czasie PRL. "Granicę można określić na poziomie kobiet 35-letnich, czyli tych, które weszły w wiek rozrodczy na krótko przed zaostrzeniem prawa aborcyjnego" – napisali autorzy raportu. Przepisy uchwalone w 1956 roku pozwalały na usunięcie ciąży ze względów medycznych, gdy ciąża była wynikiem przestępstwa (kazirodztwo, gwałt), a także ze względu na trudną sytuację ekonomiczną. W praktyce jednak aborcję wykonywano wówczas na życzenie pacjentki.
Taki stan utrzymywał się do 1993, kiedy przyjęto ustawę o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. W ustawie zapisane są trzy przypadki, w których można usunąć ciążę: gdy przemawiają za tym wskazania lekarskie, bo ciąża stanowi zagrożenie dla życia i zdrowia kobiety, kiedy jest wynikiem czynu zabronionego, albo kiedy badania prenatalne pozwalają określić, że płód jest ciężko uszkodzony.
Prawo sprzyja podziemiu
Pracownicy CBOS uważają jednak, że to właśnie rygorystyczne prawo sprawia, że badanie może być niekompletne. A więc kobiet, które przeprowadziły aborcję może być zdecydowanie więcej.
Od kilkunastu lat to samo mówią organizacje "pro choice", między innymi Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, której szefowała przez lata Wanda Nowicka. "Aborcje wykonywane nielegalnie są zjawiskiem powszechnym […] liczba zabiegów w wielkim przybliżeniu może wynosić od osiemdziesięciu tysięcy do stu kilkudziesięciu tysięcy aborcji rocznie" – napisała obecna posłanka na Sejm w raporcie opublikowanym przez Federację w 2011 roku.
Nowicka zwracała też uwagę na to, że w wyniku restrykcyjnego prawa liczba aborcji wcale nie maleje. Zwiększa się za to zasięg aborcyjnego podziemia i powstaje zjawisko turystyki aborcyjnej – Polki, żeby przerwać ciążę wyjeżdżają do Czech czy Niemiec.
"Ustawa antyaborcyjna jest nieprzestrzegana. Nie zlikwidowała, ani nawet nie ograniczyła zjawiska usuwania ciąży. Ciąże są wciąż przerywane w tzw. podziemiu aborcyjnym. Z drugiej strony, notorycznie łamane jest prawo kobiet do przerwania ciąży zgodnego z ustawą" – napisała.
Jej słowa zdają się potwierdzać przypadki takie jak Alicji Tysiąc (odmówiono jej prawa do aborcji mimo zagrożenia dla zdrowia. Tysiąc urodziła, ale bardzo słabo widzi), czy zgwałconej 14-latki. Odmówiono jej prawa do aborcji w lubelskim szpitalu. Aborcję przeprowadzono za granicą, a dziś dorosła już dziewczyna wygrała niedawno sprawę przeciwko Polsce przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu.
Liczby świadczą o ustawie
Co do tych argumentów mają wątpliwości członkowie organizacji "pro-life". Jacek Januszewski, członek stowarzyszenia Stop Aborcji przekonuje, że liczby pokazane w komunikacie CBOS dobrze świadczą o skutkach ustawy.
– To, że liczba zmniejszyła się odkąd obowiązuje prawo dowodzi jednej rzeczy: wszystkie historie opowiadane przez zwolenników mordowania dzieci tracą dziś na wartości. Słyszymy od środowisk, że polskich aborcji jest rocznie 200 tys., 100 tys., 50 tys. Ci ludzie rzucają szokującymi liczbami, ale nie powiedzieli nigdy skąd te dane mają, gdzie przeprowadzili badania. Nigdy nie ma przy nich źródła – mówi nasz rozmówca.
Zdaniem Januszewskiego dobrym odnośnikiem do tej sytuacji jest okres za rządów SLD, kiedy Sejm dopisał do ustawy możliwość przeprowadzania aborcji ze względów społecznych. – Ustawa funkcjonowała niecały rok, zanim Trybunał Konstytucyjny nie uznał jej niezgodności z prawem. Wtedy legalnych aborcji dokonano trzy tysiące. Cel jest jasny. Chodzi o to, żeby wmówić społeczeństwu, że aborcje zeszły do podziemia, są niekontrolowane. Dochodzi argument o traktowaniu kobiet jak przestępczynie. To próba wmówienia, że jak się zalegalizuje aborcję, to pomoże się matkom – mówi.
-----
Gdzie leży prawda? Jak zwykle nie wiadomo, bo rzetelne badania dotyczące aborcji jest niezwykle trudno przeprowadzić. "Ogólna delikatność problemu sprawiają, że temat aborcji funkcjonuje w Polsce w sferze tabu" – oceniają pracownicy CBOS. Wystarczy jednak przejrzeć dziś sieć, by zobaczyć, że badanie, które przez samych twórców zostało uznane za "niekompletne" było dozbrojeniem obu stron ideologicznej wojny. Bynajmniej nie dostarczyło racjonalnych argumentów żadnej z nich.
Czytaj także: Spada poparcie dla aborcji. Aż 80 proc. Polaków za "ochroną życia od poczęcia do naturalnej śmierci"