
Chaos komunikacyjny, z którym w poniedziałek walczyła Warszawa, może odbić się czkawką prezydent stolicy. Hanna Gronkiewicz-Waltz zdaje sobie z tego sprawę, dlatego przekonuje, że za powstałe zamieszanie w dużej mierze odpowiadają... media. – Natychmiast została wysłana informacja do 41 mediów. Niestety media, mogę powiedzieć, też trochę się nie spisały, ponieważ nie było informacji w nocy wysłanej do mieszkańców – oświadczyła prezydent Warszawy.
REKLAMA
Poniedziałkowy poranek przywitał warszawiaków bałaganem komunikacyjnym, który najdotkliwiej odczuwano w centrum miasta. Jego przyczyną były przeciągające się prace nad drugą linią metra, które prowadzono pod nitką już istniejącą. Były one zaplanowane, ale miały trwać wyłącznie przez weekend.
W niedzielę wieczorem okazało się jednak, że wykonawca potrzebuje na dokończenie swojego zadania dodatkowej doby. W związku z tym stacje Centrum i Świętokrzyska zamknięto także na cały kolejny dzień. Część mieszkańców dowiedziała się o tym dopiero w poniedziałkowy poranek, już w drodze do pracy. Na podróżnych czekały zastępcze tramwaje oraz autobusy, ale w godzinach szczytu do zatłoczonych pojazdów trudno było się dostać.
Gronkiewicz-Waltz, która przebywa obecnie w Brukseli, powiedziała dziennikarzom, że ratusz został poinformowany o przedłużeniu się prac w niedzielę około godziny 21:00. Niedługo później władze miasta opublikowały na swojej stronie internetowej specjalny komunikat, który przekazano także mediom. Te jednak nie ostrzegły warszawiaków wystarczająco wcześnie.
– Liczyliśmy na media bardziej. Ale myślę, że wykonawca powinien nas uprzedzić trochę wcześniej. (…) To nie my siedzimy pod ziemią, ale wykonawca. Jeśli widzi, że coś się przedłuża, to (powinien informować) na kilka godzin wcześniej – zaznaczyła Gronkiewicz-Waltz. Jej tłumaczenia zdają się nie przekonywać wszystkich.
Czytaj także:
źródło: Rzeczpospolita
