– Jestem wilnianką – mówi z dumą Joanna Moro, grająca rolę Anny German. Aktorka mieszka w Warszawie już od dziesięciu lat, ale nie od razu czuła się w Polsce pewnie. Bała się, że jak będzie obnosiła się ze swoją litewskością, zostanie jej przypięta łatka dziewczyny zza wschodniej granicy. Jej przykład pokazuje jednak, że młodzi ludzie przybywający do Polski ze Wchodu mogą odnieść prawdziwy, życiowy sukces. Ich początki bywają jednak trudne.
Joanna Moro mieszka w Polsce już od dziesięciu lat. Jak twierdzi, jest o wiele bardziej otwarta niż warszawianki. Czasem zbyt otwarta. Ludzie mają ją przez to za naiwną i sama przyznaje, że jest w tym trochę prawdy. Tam, gdzie się urodziła i wychowywała, było inaczej niż nad Wisłą. Trudniej, a niekiedy trzeba było poważnie powalczyć o swoje. Gdy przyjechała do nas studiować poczuła, że jest inna...
Podobnie jak innym młodym ludziom przybywających do Polski ze Wschodu, brakowało jej pewności siebie. Chciała, aby wszyscy ją lubili właśnie za to, jaka jest. Tak też się stało. Pokochały ją miliony Polaków, którzy co tydzień siadają przed telewizorem aby podziwiać jej talent. Zanim jednak osiągnęła sukces, którego mogą jej pozazdrościć największe polskie gwiazdy, musiała przywyknąć do naszego kraju, obyczajów i polskiej mentalności.
Nauczyła się radzić sobie z tęsknotą. Pomógł jej w tym mąż Mirek, który też pochodzi z Wilna, choć poznała go już w Warszawie. Joanna Moro czuje się dumna ze swojego pochodzenia. W wywiadzie dla "Twojego Stylu" mówi jednak o tym, że zawsze podobała jej się Polska, którą kojarzyła z sielskością. Przyjazd do Warszawy nieco zweryfikował jednak tę wizję.
"Ruska"
Młodzi przyjeżdżający ze Wschodu często czują się równie zagubieni, co Joanna Moro. Anastazja przyjechała do Polski z małej miejscowości koło Stanisławowa na Ukrainie. Do naszego kraju sprowadziły ją prozaiczne pobudki, czyli po prostu chęć zarobku. – Na początku chciałam po prostu zarobić parę groszy, bo miałam już dzieci na utrzymaniu. Przełomem było dla mnie dostanie się na studia w Polsce. Bardzo cieszyłam się z tego, bo poczułam się tak, jak by urosły mi skrzydła – mówi mieszkanka Rzeszowa i była już studentka.
Odtwórczyni roli Anny German bała się tego, że będzie dostawać jedynie role dziewczyny zza wschodniej granicy. Jak mówi nam Anastazja, obawy te były jak najbardziej uzasadnione. Sama bowiem przez lata borykała się ze stereotypami, którym za każdym razem dawała odpór. – Ludzie zazwyczaj bardzo mi pomagali. Nie raz zdarzało się jednak, że przypinano mi łatkę "Ruskiej". Ukraina to nie Rosja, o czym być może nie wszyscy wiedzieli. Tłumaczyłam, że to nie to samo – mówi nam Anastazja, pracująca dziś jako szefowa kuchni.
– W Polsce jest inna mentalności i kultura – zauważa Anastazja, którą zdążyła się już do nas nieco przyzwyczaić. I choć nasze zachowania nie zawsze są dla niej zrozumiałe, podoba jej się to zderzenie dwóch kultur. – Bardzo się cieszę z tego, że mam okazję zetknąć się z inną mentalnością i zachowaniem. Dzięki temu że tu przyjechała, bardzo się rozwinęłam – mówi nam Anastazja.
Prostytutka lub sprzątaczka
Mieszkańcy Ukrainy niejednokrotnie bywali w naszym kraju przedmiotem niewybrednych żartów. 22-letnia Nina Andriichuk cieszy się, że mieszka w Warszawie. Tu bowiem - w przeciwieństwie do mniejszych polskich miejscowości - na młode Ukrainki patrzy się nieco lepiej, a nadal żywe stereotypy nie są aż tak ujawniane. – Polacy najczęściej uważają, że kobieta ze wchodu jest sprzątaczką lub ewentualnie handluje swoim ciałem. Na szczęście w Warszawie jest więcej kulturalnych ludzi na poziomie, niż w małych miejscowościach. Jak mają wystarczająco dobre wykształcenie, to nie ma z tymi osobami problemów – mówi studentka z Ukrainy.
Dla Niny, podobnie jak dla innych młodych przybyszów ze Wschodu, Polska oznacza zdecydowanie większe możliwości. – Jesteście w Unii Europejskiej, a Ukraina nie jest. Są tu otwarte wrota aby zobaczyć świat. Nie chodzi o to, aby jechać dalej i zarabiać jeszcze więcej, tylko o poczucie wolności. Dziś jadę do Włoch, a jeśli tylko tego zapragnę, jutro będę we Francji – mówi nieco rozmarzonym głosem Nina.
Nasza rozmówczyni nie przeżyła szoku związanego z przyjazdem do wielkiego miasta, pomimo że pochodzi z małej miejscowości. Zanim bowiem przeprowadziła się do naszej stolicy, mieszkała przez cztery lata w Kijowie. – To znacznie większe i mniej spokojne miasto niż Warszawa. Jest tam więcej ludzi i równie szybki tryb życia, które jest znacznie mniej komfortowe niż w Polsce. Tu jest choćby mniej korków i lepsza infrastruktura – mówi Ukrainka.
Największym problemem dla Niny była polska "papierologia". – Najtrudniejsze było załatwianie wszystkich dokumentów. Jak nie masz karty pobytu to nie możesz pracować. Dla mnie ogromnym kłopotem była także bariera językowa, gdyż polskiego uczyłam się dopiero od czterech miesięcy – mówi Nina.
Anastazja i Nina Andriichuk układają sobie życie w Polsce, z którą wiążą ogromne nadzieje. Przykład Joanny Moro pokazuje, że nie tylko można ale i warto próbować sił w naszym kraju. O ile bowiem sami nie wystawiamy się na pośmiewisko głupimi żartami czy też stereotypami, możemy razem naprawdę dobrze żyć, czego efektem jest choćby serial "Anna German". Joanna Moro zapewnia, że pomimo sukcesu pozostała dawną "Aśką" i z optymizmem spogląda w przyszłość. Co dalej? – Poczekam na to, co przeniesie los – mówiła w wywiadzie dla "Twojego styl"u.
Byłam egzotyczna. Ale potem przestałam obnosić się z litewskością. Bałam się, że zacznę dostawać tylko role dziewczyn zza wschodniej granicy. Dbałam, by się pozbyć zaśpiewu, czyli melodii w głosie, jaką czasem jeszcze mam.
Joanna Moro
Wypowiedź dla miesięcznika "Twój Styl"
Kiedy przyjechałam do Warszawy poczułam się jak szara myszka w metropolii. Zdałam do Akademii Teatralnej, zamieszkałam w maleńkim, wynajętym razem z dwiema koleżankami mieszkanku.