Mój kolega tak zaprojektował mieszkanie, że goście od wejścia widzą pokaźny regał z książkami. Chce, żeby były jego wizytówką. Czy rzeczywiście patrząc na regał z książkami, możemy i powinniśmy wyrabiać sobie opinię na temat ich właściciela? Rozmawiamy o tym z Dagną Kurdwanowską, dziennikarką i blogerką, która prowadzi portal Czytam w Wannie.
Czy dobór literatury, którą czytamy, dobrze oddaje charakter i poziom intelektualny czytelnika?
To zależy, czy ten, kto te książki ma na półce, czyta je ze zrozumieniem. Jest taka usługa bardzo popularna, np. w USA - zamawia się panią lub pana, który ma zaprojektować bibliotekę. I nie chodzi o półki, ale o zestaw książek, który na nich się znajdzie. W Polsce też są już takie firmy.
A zatem, książki ustawione na półkach mogą tworzyć pewien pozór życia intelektualnego. Czasem przecież kupujemy też książki, które "dobrze na półce wyglądają", żeby trochę zaszpanować przed znajomymi. Poziom intelektualny wychodzi w rozmowie, w kontakcie, w sposobie formułowania opinii. Czytanie książek na pewno ma na to wpływ, ale nie jest to jedyny czynnik.
Od chyba 7 lat nie przeczytałem niczego, co nie dotyczy polityki albo ekonomii, a czytam sporo. Jak źle ze mną jest?
Jeśli chciałbyś być jurorem w komitecie, który decyduje o przyznaniu nagrody NIKE, to raczej się nie nadajesz. Za to pewnie zagiąłbyś większość jurorów z tejże komisji w dziedzinie, w której się specjalizujesz. Nie uważam, żeby czytanie, np. beletrystyki było obowiązkowe. Dobrze robi na wrażliwość, zasób słownictwa, wyobraźnię, ale jeśli nie lubisz takich książek, to po co robić to na siłę?
Jest mnóstwo książek z zakresu nauk politycznych, które czyta się jak dobre powieści. Co więcej, jest wiele książek z obu dziedzin, które każdy powinien znać, np. prace Tony'ego Judta. Takie książki dają wiedzę o świecie, ludziach, kulturze, gospodarce. Czegóż chcieć więcej?
Co czytają nudziarze, a co ludzie o bogatym życiu towarzyskim?
Ludzie o bogatym życiu towarzyskim to raczej mało czytają, bo są zajęci życiem towarzyskim. Dobrze by było zdefiniować pojęcie "nudziarza". Michał, druga połowa Czytam w Wannie, czyta na przykład książki, które większość uznałaby za nudne straszliwie - o powstaniu listopadowym, Królestwie Kongresowym, itd. Ale tak ciekawie potem o nich opowiada, że stają się fascynującym tematem.
Na pewno też pamiętasz z doświadczenia wykładowców, którzy nawet najciekawszy temat potrafili przekuć w najstraszliwszą nudę i zamęczyć studentów na śmierć. Myślę, że kluczem jest tu pasja. Ktoś, kto kocha to, co czyta i o czym czyta, zawsze będzie potrafił przełamać stereotyp nudziarza i nudnego tematu.
Jesteśmy praktycznym narodem, skoro czytamy tyle poradników? Czy może narodem nudnym?
Jesteśmy przede wszystkim zabieganym narodem, a poradniki oferują proste odpowiedzi na wiele pytań – jak oszczędzać, jak schudnąć, jak być bogiem/boginią seksu, jak żyć. Czytasz książkę i wiesz. Przy czym nie neguję wartości takich książek, bo wiele poradników, szczególnie kulinarnych, czy psychologicznych jest bardzo dobra i potrzebna. To, czy potem stosujemy się do rad, które tam znaleźliśmy, to już inna sprawa.
Są książki, których nie można nie znać? Nie tylko aspirując do miana inteligenta, ale w ogóle, będąc człowiekiem o wyższym wykształceniu.
Można nie znać, choć w dobrym tonie jest się tym nie chwalić. Ja na przykład nigdy nie przeczytałam "Ulissesa" Joyce'a (choć znam inne jego dzieła), ani "W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta. Próbowałam, nie wciągnęły mnie, odłożyłam na półkę. Jestem zdania, że nie warto zmuszać się do czytania niczego - nawet lektur z tzw. kanonu. Tym nas katowano w szkole i wiele osób przestało czytać właśnie z tego powodu.
Czytajmy to, co lubimy, co nas ciekawi, co staje się przygodą. A nie to, co wypada, trzeba, itd. Mam na stoliku teraz dwie świetne książki z wydawnictwa Czarne - "Miedziankę" Filipa Springera i "Zająca o bursztynowych oczach" Edmunda de Waala, do tego podczytuję (i zaczynam się wciągać) w powieść Hillary Mantel "W komnatach Wolf Hall" - dlaczego miałabym to zamienić na dwie książki, których czytać mi się nie chce, czyli Joyce'a i Prousta? Żeby dobrze wypaść w towarzystwie? Nie warto.
Bardzo popularne są też biografie, trochę bardziej szlachetny Pudelek. Nie lubimy pracować wyobraźnią, więc czytamy o realnych postaciach?
O nie! Nie zgadzam się, że biografie to szlachetniejszy Pudelek! Wiele, to znakomite, czasem wybitne książki, które znacznie wykraczają poza schemat biografii. Mamy lub mieliśmy zresztą wielu świetnych biografistów, np. Agata Tuszyńska, nieżyjący już Jerzy Łojek, także nieżyjąca już Gabriela Pauszer - Klonowska. Ich książki stają się opowieściami nie tylko o losach człowieka, bohatera książki, ale i całej epoki.
Czytamy biografie, bo losy ludzkie, szczególnie wielkich ludzi są fascynujące, budzą ciekawość. A wątki skandalizujące w biografiach to nie znak epoki. Pojawiały się zawsze. Dobry biograf nie stawia bohaterowi pomnika z brązu. Ważne, żeby to, co napisał było rzetelne, oparte na faktach, a nie plotkach i pomówieniach.
Potrafimy rozmawiać o książkach? Bo chyba więcej o człowieku mówi nie to, jaką książkę przeczytał, ale co z niej wyciągnął i co o niej może powiedzieć?
Potrafimy i chcemy to robić. Zmieniła się tylko forma tych rozmów. Kiedyś siadywało się w salonie, w fotelach. Dziś wchodzisz na fejsa, "lajkujesz" fanpejdż poświęcony książkom i rozpoczynasz dialog. Czytam w Wannie ma już prawie 4 tys. fanów - ludzi, którzy kochają książki, kochają czytać, dzielą się swoimi opiniami.
Jedna z fanek, Kasia Nowicka, zaczęła nawet pisać dla nas recenzje. Odkryliśmy diament, bo jest naprawdę utalentowana. Recenzja i opinie pod nią to także forma rozmowy. A są przecież fanpejdże o podobnej tematyce, które są dużo popularniejsze od naszego.
Ludzie lubią rozmawiać także z autorami. Prowadzę spotkania autorskie i zwykle przychodzi po kilkanaście - kilkadziesiąt osób ciekawych autora, książki, chętnych do rozmowy o niej. Nie jest źle.