W samolocie, na placu zabaw czy w restauracjach – wszędzie znajdą się tacy, którzy nie są w stanie znieść dłuższej obecności dzieci. Argumentacja "to tylko dzieci" nie ma dla nich znaczenia. Nie wszyscy mają ochotę tolerować krzyki, płacz i zmieniane pieluchy. Jedną z takich osób jest znany dziennikarz motoryzacyjny Jeremy Clarkson, który stwierdził, że miejsce dzieci jest... w luku bagażowym. – Rodzice często nie panują nad sytuacją i nie potrafią sprawić, by dziecko się czymś zajęło – mówi psycholog dziecięcy.
Jeremy Clarkson jest na Wyspach znany nie tylko z prowadzenia najpopularniejszego na świecie programu motoryzacyjnego "Top Gear", ale również z ciętego języka. Tym razem pozwolił sobie poruszyć temat związany właśnie z transportem, tyle tylko, że lotniczym. Na swoim Twitterze dał wyraz irytacji, w jaką wprawiają go niesforne dzieci na pokładzie samolotów.
– Takie słowa i przedmiotowe traktowanie dziecka nie podobają mi się – mówi naTemat psycholog dziecięcy Monika Perkowska. Nasza rozmówczyni zwraca uwagę, że nie do końca wiadomo, w jakim kontekście dziennikarz napisał te słowa i czy miały być po prostu kiepskim żartem. Niemniej jednak podkreśla, że granica żartów o dzieciach bywa bardzo cienka.
Miał dość rozpuszczonych dzieci?
Wpis Clarksona sprawił, że dziennikarz stanął w ogniu ogromnej krytyki. Na Twitterze nie brakowało głosów, że sam gwiazdor BBC powinien latać w luku bagażowym. Każdy medal ma jednak dwie strony, dlatego pojawiło się także wiele głosów poparcia dla słów Clarksona. Okazało się, że hałaśliwe dzieci w miejscach publicznych stanowią problem dla całej rzeszy ludzi, którzy nie mają ochoty słuchać krzyków i płaczu.
Eseista i pedagog prof. Zbigniew Mikołejko nie jest zdziwiony słowami dziennikarza. Jego zdaniem zachowanie dzieci w miejscach publicznych wykracza poza przyjęte normy. – Mówienie o konieczności wsadzania dzieci do luków bagażowych to pomysł satyryczny. Są to jednak słowa kogoś, kto ma autentycznie dość rozpuszczonych ponad miarę, choć nie z własnej winy, dzieci. Rodzice nie chcą ponosić ciężaru wychowania i kształtowania norm u swojego potomstwa. Często sami sami są wychowani w duchu wykoślawionych norm – mówi naTemat znany ze swojej niechęci do matek i dzieci prof. Zbigniew Mikołejko
Pod artykułem dotyczącym zachowania Jeremiego Clarksona można znaleźć kilkadziesiąt głosów poparcia. Internauci zwracają uwagę, że dzieci na pokładzie są w stanie poważnie i skutecznie uprzykrzyć podróż trwającą nieraz wiele godzin.
Strefa wolna od dzieci
Nie ma nic dziwnego w tym, że rodzice oczekują miejsc, do których będą mogli przyjść ze swoimi pociechami. Na ich potrzeby odpowiada coraz więcej lokali. Hanna Rydlewska pisała jednak na łamach naszego serwisu, aby nie zapominać o tych wszystkich, którzy nie mają dzieci lub nie chcą ich mieć, a przy tym marzą o przestrzeniach wolnych od pieluch czy smoczków. Kawiarnie „child free” można znaleźć niemalże na całym świecie, ale w Polsce nadal należą do rzadkości.
Rydlewska opisała swoją wizytę w jednej z popularnych restauracji na warszawskim Mokotowie. Krótko mówiąc, atmosfera nie sprzyjała spokojnemu delektowaniu się posiłkiem.
Psycholog dziecięcy Monika Perkowska jest w stanie zrozumieć ludzi, którym towarzystwo dzieci nie gwarantuje odpoczynku. – Znam bardzo dużo dorosłych, którzy nie mają w ogóle tolerancji na przebywanie z dziećmi. Takie osoby powinny sprawdzać, czy dany hotel lub restauracja są przeznaczony dla dzieci. Jeśli ktoś nie lubi przebywać w ich towarzystwie, nie powinien tego robić – mówi Perkowska. Niestety – jak w przypadku Clarksona – nie zawsze jest to możliwe.
Zdaniem profesora Mikołejko nie wszyscy są w stanie wytrzymać w towarzystwie hałaśliwych dzieci ze względu na "wykoślawione rozumienie bezstresowego wychowania w niektórych społeczeństwach". – Twórcy tej teorii łapią się teraz za głowy gdy widzą, co się dzieje – mówi. Jednak jego zdaniem to nie fakt bezstresowego wychowania jest problemem.
– To wynika z lenistwa pedagogicznego rodziców, którzy spowodowali fałszywe rozumienie bezstresowego wychowania. Pojmuje się je, jako pozwolenie na nieprzestrzeganie wszystkich norm społecznych. Ludziom wydaję się, że dzieciom wszystko wolno, bo inaczej wywoła się u nich stres. To szczególnie popularne i dotkliwe w społeczeństwach, które mają szeroką niższą klasę społeczną np. w Wielkiej Brytanii i Polsce – mówi Mikołejko.
Leniwi rodzice
Jeremy Clarkson przyglądający się dyskusji którą wywołał, zdecydował się zabrać głos po raz kolejny. Napisał na Twitterze, że "jego dzieci nie latały, dopóki nie nauczyły się grzecznie zachowywać". W podobnym tonie wypowiada się Zbigniew Mikołejko, który odpowiedzialność za zachowanie dzieci zrzuca na rodziców. – Wrzeszczą, szaleją, wspinają się po ludziach. Sam mam takie doświadczenia i to nie tylko z Polski. Rodzice tłumaczą wówczas, że przecież "to tylko dzieci". A to jest zwyczajne alibi dla rodziców, którzy powinni reagować ale po prostu im się nie chce – mówi.
Psycholog dziecięcy Monika Perkowska zwraca także uwagę na to, że tak naprawdę to nie dzieci przeszkadzają dorosłym, a bierność ich rodziców. – Ci często nie panują nad sytuacją i nie potrafią sprawić, aby dziecko spokojnie czymś się zajęło. Później się dziwią, że te bywają napastliwe – mówi. I dodaje, że dziś panuje większe rozluźnienie w relacjach z dziećmi. – Nie zważają na reakcje innych, a później się dziwią, że ich pociechy są źle odbierane – słyszymy.
Powodem takiego stanu rzeczy może być fakt, że rodzice tak naprawdę za mało rozmawiają ze swoimi dziećmi. – Typowa rodzina poświęca na to siedem minut dziennie. To za mało. Dziecko musi znać normy i granice oraz rozumieć, że należy ich przestrzegać. – mówi Mikołejko.
Kiedy wreszcie British Airways zdadzą sobie sprawę, że miejsce dzieci jest w luku bagażowym CZYTAJ WIĘCEJ
~Mutti
Komentarz internautki do słów Clarksona
Pozostawiając z boku emocje - rozumiem, że dzieci nie zawsze są w stanie się kontrolować, ale szlag mnie trafia najjaśniejszy jak taki mały potwór drze się wniebogłosy, wali w siedzenia innych pasażerów, rozrzuca jedzenie wyfiokowana mamuśka ze słuchawkami na uszach "ogląda" programy na ekranie, albo udaje, że śpi jak zabita. Doświadczyłam kilka razy sytuacji tego rodzaju w samolocie (długie loty, 10-16 godzin), ale także na krótszych trasach (3godziny). Makabra i masakra! W takiej sytuacji zgadzam się z Clarksonem - dzieciaka do luku a mamuśkę za ogonem. CZYTAJ WIĘCEJ
Aby dostać się do stolika i zjeść najlepszą w okolicy pastę, trzeba wcześniej pokonać slalom, manewrować między rozstawionymi wszędzie wózkami dla dzieci. Przy okazji, łatwo nadepnąć na piszczącą zabawkę lub poślizgnąć się na rzuconym niedbale na podłogę smoczku. Gdy już dotrze się do upragnionego stolika, zyskuje się niezbyt apetyczną perspektywę: przewijanie z lewej, przewijanie z prawej. CZYTAJ WIĘCEJ