W nowoczesnym społeczeństwie rodzice mają możliwość aktywnego spędzania czasu z dziećmi, również w kawiarniach lub w restauracjach. Knajpy przyjazne dzieciom są potrzebne i powinno ich być w Polsce jak najwięcej. Nie można jednak zapominać o potrzebach tych, którzy dzieci nie mają, mieć nie chcą i marzą skrycie o przestrzeniach wolnych od pieluch, smoczków i dziecięcych pisków. Kiedy pojawią się u nas kawiarnie ze strefami „wolnymi od dzieci”?
Popularna restauracja, usytuowana na warszawskim Mokotowie, w weekend przypomina małe przedszkole. Aby dostać się do stolika i zjeść najlepszą w okolicy pastę, trzeba wcześniej pokonać slalom, manewrować między rozstawionymi wszędzie wózkami dla dzieci. Przy okazji, łatwo nadepnąć na piszczącą zabawkę lub poślizgnąć się na rzuconym niedbale na podłogę smoczku. Gdy już dotrze się do upragnionego stolika, zyskuje się niezbyt apetyczną perspektywę: przewijanie z lewej, przewijanie z prawej. Pod stołem pełzają radośnie dzieciaki, których rodzice przyglądają się temu z rozczuleniem. Chcę im powiedzieć: Tak, cieszę się, że kochacie swoje dzieci. Ale ja ich kochać nie muszę, prawda?
Podejrzewam, że posypią się na mnie teraz gromy. Dlatego jeszcze raz powtórzę – nie tylko nie sabotuję idei miasta przyjaznego dzieciom, ale wspieram ją całym sercem. Kibicuję lokalom, które swoją ofertę kierują do aktywnych rodziców, z przyjemnością słucham od koleżanek, które już zasmakowały w macierzyństwie, o kolejnych kinach, klubach czy restauracjach, w których dziecko jest mile widzianym gościem, a nie intruzem. Nie kłóci się to wcale z moim postulatem, żeby pomyśleć również o tych, którzy nie mają dzieci i zagwarantować im swobodę biesiadowania, plotkowania przy kawiarnianych stolikach, wczytywania się w poranne gazety bez konieczności uśmiechania się na pokaz do „słodkich brzdąców”, które właśnie rwą im gazety na strzępy. Lub do ich rozanielonych rodziców.
Czytaj o książkach dla dzieci
Zaczęłam intensywnie poszukiwać w Warszawie restauracji, które posiadają strefy „wolne od dzieci”. Takie knajpy działają z powodzeniem na świecie. Głośny stał się przypadek Cafe Niesen, popularnej knajpy w dzielnicy Berlina Prenzlauerberg, która w 2010 roku otworzyła salkę „tylko dla dorosłych”. Głośny o tyle, że akurat Prenzlauerberg to okolica, w której czuć berliński baby boom. Tam dzieci są dosłownie wszędzie, a single w knajpach stanowią mniejszość. Właściciele Cafe Niesen uznali, że dla wygody wszystkich klientów (tych z dziećmi i tych bez) warto utworzyć oddzielne pomieszczenie, w którym bezdzietni mogliby się relaksować. Ogranicza to stres rodziców, zakłopotanych rozrabiającymi dziećmi, a także stres narażonych na ataki „pełzaczków” samotnych klientów. Niestety, moje poszukiwania analogicznego rozwiązania w Warszawie zakończyły się fiaskiem. Podobnie, jak i w skali ogólnopolskiej.
Znalazłam za to stronę Child Free Zone, której założyciele twierdzą, że w dzisiejszym świecie osoby świadomie rezygnujące z posiadania dzieci są dyskryminowane. Odbierane jako zimni, skupieni na karierze egoiści. Użytkownicy strony organizują psychologiczną samopomoc, wyjazdy integracyjne, publikują książki. To już zapewne temat na oddzielny tekst, jednak cały ruch wokół Child Free Zone jest dla mnie dowodem na to, że dyskryminacja bezdzietnych to temat tabu, który warto publicznie podnieść.
Czytaj o: mama stołówka, tata bankomat
Kawiarnie z salami „child free” znajdziemy wszędzie: od Londynu do Dubaju. Działają także „bezdzietne” hotele, w których muzyka może grać do późna w nocy, a w restauracjach mleko serwuje się wyłącznie w drinkach i kawie. W naszym kraju być może zbyt wiele jest jeszcze do zrobienia w kwestii obłaskawiania przestrzeni publicznej dla rodziców z dziećmi. Bojowego zapału do walki o prawa tych bez dzieci nikomu już nie starcza. Nieliczne samoorganizacje – na przykład grupy dyskusyjne na Facebooku, poświęcone problemom bezdzietnych – utyskują na to, że w Polsce „dziecięcy terror” trwa (uprzedzam: to cytat z jednej ze stron). Postanowiłam przynajmniej przerwać terror milczenia. I zachęcić restauratorów, by pomyśleli o klientach, którzy mają apetyt, ale nie mają dzieci.