Jeszcze kilka lat temu wyglądałam zupełnie inaczej niż teraz. Ważyłam 12 kilogramów więcej, moja twarz była po brzegi wypełniona „młodzieńczym tłuszczykiem” (do czego niby miałam prawo chodząc do gimnazjum, ale bez przesady), miałam aparat na zębach, lubowałam się w naprawdę dziwnych ubraniach i ze względu na swój wiek unikałam oczyświcie makijażu. Ogólnie było źle. Bardzo źle. Niewiele zdjęć z tego czasu się zachowało, a nawet gdyby były takie, które oddają to, jak wyglądałam, nie pokazałabym ich dobrowolnie nawet bliskim znajomym.
Byłam najbrzydsza w klasie. Dopiero teraz, kiedy się nad tym zastanawiam dociera to do mnie, mimo że w gimnazjum bardzo broniłam się przed myśleniem o sobie w taki sposób. Szybko zauważyłam, że moim ładnym koleżankom wiele rzeczy uchodzi na sucho, są lepiej traktowane niż ja, nie mówiąc już o tym, jak wyglądają ich relacje z kolegami. Poza tym, nie miały kompleksów, dlatego łatwo przychodziło im przebojowe zachowanie. Często zastanawiałam się, czy to na pewno chodzi o bycie atrakcyjnym? Czy faktycznie uroda ma aż tak szalony wpływ na funkcjonowanie w społeczeństwie? Niejednokrotnie słyszałam, że ładnemu jest dużo łatwiej w życiu.
Zmiany
Parę lat później schudłam, wyrosłam, zdjęłam aparat, zaczęłam się modniej ubierać. Nadal nie uważam siebie za osobę szczególnie ładną. Jest w porządku, nie wstydzę się wyjść z domu i chyba osoby wychodzące ze mną również się nie wstydzą, ale raczej niewiele poza tym. Czasami kiedy ubiorę się ładnie i postaram o dobrą fryzurę mam wrażenie, że otoczenie reaguje na mnie całkiem nieźle. I tyle.
Eksperyment
Zadbałam o to, aby mieć wyżej wymienione „dobre warunki” w pewien ciepły dzień, kiedy rozpoczęłam swój eksperyment. Chciałam sprawdzić, jak różnie załatwia się najprostsze sprawy, kiedy wygląda się dobrze i jak kiedy wygląda się źle. Czy ludzie są uprzejmiejsi, skłonniejsi do współpracy? Jak reagują na dopasowane ubrania, a jak na wyciągnięty sweter? Czy to prawda, że ładni mają łatwiej? Jednocześnie potraktowałam to jako ostateczne rozliczenie się z kompleksami. Długofalową zmianę stosunku otoczenia do mnie zobaczyłam już dawno, chciałam się jednak przekonać jak bardzo kontrastowe mogą być reakcje w pozornie identycznych sytuacjach, oddzielonych od siebie tylko tygodniem. Postanowiłam nagiąć możliwości swojego ciała do dwóch granic – najatrakcyjniejszego wyglądu, jaki uda mi się uzyskać i najgorszego. Starałam się jednak nie przesadzać z makijażem i strojem, aby nie wyszło zbyt teatralnie. Podczas kontaktu z ludźmi w żadnej „wersji” siebie nikogo nie kokietowałam, ani też nie obrażałam - byłam zwyczajnie uprzejma.
Wersja „ładna”
Makijaż zajął mi około 4 minut, czyli niewiele. Dobór stroju trwał znacznie dłużej, co u mnie jest rzeczą absolutnie normalną - jak większość kobiet nie wiem co ubrać. Chciałam, aby mój stój był prosty i schludny, może lekko odważny, bo raczej nie wyglądałam jak zakonnica, ale z drugiej strony nie chciałam się bawić w „Marsz Szmat”, tak więc poseł Pawłowicz mijając mnie na ulicy nie chciałaby mnie spacyfikować. Chyba. Czułam się w tym ubraniu całkiem pewnie. Na co dzień poza uczelnią też tak wyglądam, tylko raczej wybieram wygodniejsze buty.
Wersja „brzydka”
Z bólem publikuję to zdjęcie, ale może będzie stanowiło przestrogę dla dziewczyn – tak nie wolno się ubierać. Żadna z fotografii w tym tekście nie była przerabiana. Fakt, że wygląda to tak, jakbym pomiędzy jedną a drugą przytyła co najmniej 10 kilogramów jest tylko i wyłącznie „zasługą” stroju. Postanowiłam ubrać się właśnie w ten sposób, aby jak najbardziej zdeformować swoją sylwetkę. Założyłam trzy swetry jednocześnie. Włosy pozostawiłam tak, jak je zastałam zaraz po pobudce. Byłam bardzo zmęczona po poprzednim dniu. Zrezygnowałam z makijażu, co było dla mnie niezwykle ciężkie. Na co dzień się maluję i raczej nie pokazuję się nikomu bez makijażu (powrót kompleksów z gimnazjum), jednak zdecydowałam się wyjść z domu bez niego. Podkrążone oczy po nieprzespanej nocy i problemy ze skórą od razu wyszły na jaw.Takie zaniedbanie się było jedynym możliwym sposobem na szybkie "oszpecenie". Wiadomo, że to są rzeczy, które ludzie na co dzień mogą łatwo zmienić, jednakże ja sama nie miałabym jak przyprawić sobie brzydkiego nosa i przytyć 20 kilogramów z tygodnia na tydzień.
Chciałam, aby mój eksperyment był jak najbardziej prawdziwy, więc starałam się chodzić do miejsc, gdzie nie bywam na co dzień i nie angażować w niego znajomych. Niektóre sytuacje powtarzałam dwa razy. Moje pojawienie się w danym miejscu w wersji „ładnej” i „brzydkiej” oddzielał co najmniej tydzień, żeby nikt mnie nie pamiętał. Wykonywałam najzwyklejsze czynności. Obiektami eksperymentu byli zarówno mężczyźni, jak i kobiety, choć zdecydowanie łatwiej było wyciągać wnioski z zachowania mężczyzn.
Wyjście na ulicę / impreza
W wersji „brzydkiej” miałam spory problem, żeby w ogóle wyjść. Ciągle modliłam się, żeby nie natknąć się na żadną znajomą osobę. Niestety nie udało się. Spotkała mnie dawno niewidziana koleżanka i zapytała delikatnie, czy przypadkiem nie mam depresji. Kiedy odpowiedziałam jej szybko, że „to tylko eksperyment”, była jeszcze bardziej przerażona. W wersji „ładnej” dużo ludzi posyłało uśmiech, co dodało mi więcej pewności i pozytywnie nastroiło na dalszą część dnia.
Podobnie było z wyjściem na imprezę: ciągłe zaklinanie losu, żeby tylko nikt dla mnie istotny się nie pojawił. Na szczęście tak się nie stało, ale nie muszę chyba dodawać, że z nikim nie rozmawiałam, bo nawet nie chciałam podchodzić i nikt nie podchodził do mnie. W „ładnym” wydaniu było wręcz odwrotnie.
Rajd do tramwaju
W wersji „brzydkiej” kierowca, widząc mnie biegnącą, nie tyle nie zaczekał, co nawet przyspieszył, żebym tylko nie zdążyła. W wersji „ładnej” kierowca zatrzymał tramwaj, poczekał aż koślawo podbiegnę na obcasach, kiedy mu podziękowałam powiedział, że cała przyjemność po jego stronie. Jednakże nie było aż tak różowo. Starsze panie patrzyły na mnie z niesmakiem, choć to i tak było lepsze od udawania, że nie istnieję w kolejnym tramwaju, który nadjechał po tym, co tak perfidnie zwiał jako pierwszy w "brzydkim" dniu.
Sklepy / usługi
W kilku knajpach kelnerzy traktowali mnie zupełnie inaczej w „ładnej” i „brzydkiej” wersji. W przypadku tej pierwszej bardzo chętnie wdawali się w rozmowę, od jednego dostałam zniżkę na kawę, inny po danych z karty płatniczej odszukał mnie na facebooku. W pewnym momencie przyszedł czas na test „próśb”. W każdej z trzech knajp o coś poprosiłam, a były to kolejno: możliwość przygotowania napoju według mojego przepisu, dodatkowa porcja sosu i modyfikacja oferty lunchowej. W „ładnej” wersji każdą z nich spełniono z uśmiechem, w „brzydkiej” napoju nie można było zrobić, sos był płatny, a zmiana lunchu nie wchodziła w grę. „O co chodzi?” - pomyślałam. Przecież za pierwszym razem tak samo byłam ich klientem.
Poszłam także do kawiarni znanej z legendarnie złej obsługi. W obu przypadkach faktycznie była niemiła – niektóre rzeczy widocznie pozostają obojętne na jakiekolwiek czynniki. W sklepach, bibliotekach itd., to jak ludzie zachowywali się w stosunku do mnie różniło się na szczęście nieznacznie.
Przepuszczanie w kolejce / brak drobnych
- Przepraszam, czy mógłby mnie pan przepuścić? - w wersji „ładnej” odpowiedź to tak, w wersji „brzydkiej” również tak. Czyżby mężczyźni byli bardziej uprzejmi? To samo pytanie skierowane do kobiety dwukrotnie spotkało się z odmową. Prośba o pożyczenie dziesięciu groszy była przez mężczyzn chyba traktowana jak podryw, więc w „ładnej” wersji pożyczali od razu, w „brzydkiej” natomiast nie chcieli mi ich dać. Chyba widząc jak zmarnowanie wyglądam bali się, że wydam je na coś złego.
Sumując wszystko: czy wynika z tego, że im lepiej wyglądamy, tym łatwiej nam załatwiać codzienne sprawy? Te dwa dni pokazały, że zdecydowanie tak, co mnie absolutnie przeraziło. Dlaczego coś, co w dużej mierze nie jest zależne od człowieka, czyli fakt, że jest atrakcyjny bądź nie, musi wpływać na komfort jego życia? Nie mówiąc już o dostawaniu posad za wygląd i próbowaniu ugrać czegokolwiek przez podryw (co jest dużo bardziej złożoną kwestią). Powiedzieć, że taki stan jest niesprawiedliwy to mało. I jak większości niesprawiedliwych rzeczy pewnie nie da się go zmienić, bo jest to głównie kwestia instynktów, które trudno kontrolować.