Na czym polega Zasada Czerwonej Królowej? Mamy coraz więcej i ciągle nam mało
Zasada Czerwonej Królowej to wyścig bez mety. Mamy coraz więcej i ciągle nam mało Fot. SEO Galaxy / Unsplash

Pomimo ciężkiej pracy, podwyżek, awansów, ciągłego rozwoju i większego majątku, wielu z nas ma wrażenie, że biegnie w miejscu. Sama bieżnia z kolei wciąż przyspiesza i ledwo jesteśmy w stanie nadążyć za tym tempem. To frustrujące zjawisko, stające się powszechniejsze w polskiej rzeczywistości, które ma swoją nazwę. Zasada Czerwonej Królowej to pułapka myślenia, w którą wpada mnóstwo osób.

REKLAMA

Czerwona Królowa to postać z książki Lewisa Carrolla "Po drugiej stronie lustra" (kontynuacja "Alicji w Krainie Czarów"). W czasie szalonego biegu, w którym krajobraz przesuwał się razem z bohaterkami, Królowa wygłosiła zdanie, które idealnie opisuje współczesny paradoks: "Trzeba biec ile sił, żeby utrzymać się w tym samym miejscu".

Początkowo zasada ta znalazła zastosowanie głównie w biologii, opisując "wyścig zbrojeń" między gatunkami, gdzie drapieżnik i ofiara muszą stale ewoluować, by zachować równowagę. Dziś ten sam mechanizm opisuje naszą walkę o status i pieniądze, o czym można przeczytać w artykule naTemat o zasadzie Czerwonej Królowy i syndromie "Polaka-biedaka".

Zasada Czerwonej Królowej to wyścig bez mety. Mamy coraz więcej i ciągle nam mało

Zasadę można bardzo łatwo przenieść na nasze realia. Zarabiamy więcej, jeździmy lepszymi samochodami, wiele osób nawet jest w stanie oszczędzać pieniądze i inwestować, a jednak wciąż czujemy, że nie mamy zbyt wiele. Socjolożka Dorota Peretiatkowicz, w rozmowie z naTemat.pl, nazywa to wprost "syndromem Polaka-biedaka".

"Bogacimy się, ale przecież wszyscy się bogacą, więc my ciągle czujemy się biedniejsi. (...) Cały czas porównujemy się do kultur, które może nie biegną szybciej, ale z innego miejsca" – tłumaczy.

To błędne koło dotyka wszystkich. Pokolenie Z, które miało zrewolucjonizować rynek pracy, boleśnie zderzyło się z rzeczywistością. Cytowany w artykule 24-letni Wojtek, gorzko podsumowuje: "Moi rówieśnicy muszą harować w obłędzie, żeby zapewnić sobie podstawowe warunki przetrwania".

To już nie jest tylko wyścig o wielką nagrodę (jako takiej tak naprawdę nie ma), ale codzienna walka o to, by po prostu nie zostać w tyle.

Jak uciec przed Czerwoną Królową? Nie jest to nietstety takie proste i oczywiste

Eksperci nie mają dobrych wieści. Całkowite "wyskoczenie" z tego pędu jest niemal niemożliwe. Jak zauważa Dorota Peretiatkowicz, to jak próba rezygnacji z ewolucji. Co gorsza, w tym biegu nikt nie wygrywa.

"Wszyscy są przegrani, nie ma żadnego zwycięzcy. To jest sytuacja, że nawet jeśli każdy stanąłby w miejscu, byłoby dokładnie tak samo" – podsumowuje socjolożka na łamach naTemat.pl.

Czy jesteśmy więc skazani na wieczną frustrację? Niekoniecznie. Pierwszym krokiem jest świadomość istnienia tego mechanizmu. Zrozumienie, że ciągłe porównywanie się z innymi prowadzi donikąd i tylko przewartościowuje cele.

Zamiast stale polepszać swój status, warto skupić się na tym, co zwykle daje szczęście (czas z bliskimi, nasze pasje czy nawet nicnierobienie) oraz naszym zdrowiu psychicznym. Najważniej więc nie jest zwykłe zatrzymanie się, bo się nie da, ale zmiana kierunku biegu i jego tempa na własnych zasadach.