
Pewnie wiele osób, które rozważa w niedługim czasie zakup nowego samochodu czekało na ten artykuł z niecierpliwością. Nie dziwię się. Od razu mówię, że bym brała. Jeżeli macie akurat na koncie albo nie wiecie, co zrobić z 582 853 euro to koniecznie przeczytajcie ten artykuł.
Zanim dostałam do testów Astona Martina Vanquisha usłyszałam wiele komentarzy od znajomych po fachu typu: "za niski", "nie na polskie drogi", "za twardy", "jeździć się tym nie da", "trzeba zatrzymywać się przed każdym progiem zwalniającym".
No tak. Może jest w tym trochę prawdy, ale jednak jak George Clooney zaprasza cię na randkę nie zastanawiasz się, czy ma za krótką marynarkę. To w końcu George Clooney.
Aston Martin Vanquish zaprasza nas do środka bez zbędnych komentarzy. Po otwarciu drzwi wnętrze tego samochodu zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Klasa sama w sobie, a dobór kolorów po prostu wyjątkowy.
Wnętrze? Bajka!
Kabina, przeznaczona tylko dla dwóch osób, to prawdziwy kokpit luksusu. Skórzane wykończenie, karbon, metal i ogromna dbałość o każdy detal. Fotele typu Sports Plus otulają kierowcę, a skórzana zielona tapicerka (Forest Green) nadaje wnętrzu bardzo unikalny charakter.
Wisienką na torcie jest szklany panoramiczny dach, który wpuszcza do wnętrza jeszcze więcej światła i podkreśla poczucie przestrzeni. Prostota z niezwykłą dbałością o szczegóły. A całość pod kątem kolorystycznym jest chyba najpiękniejszym wnętrzem, jakie widziałam od dawna.
Pod maską koni tyle, że aż się nie mieszczą
Aston Martin Vanquish to potęga i elegancja w jednym. Ten samochód łączy dwa światy, brutalną siłę i wyrafinowaną elegancję. Pod maską drzemie 5,2-litrowy silnik V12 z dwiema turbosprężarkami, który generuje oszałamiające 835 koni mechanicznych.
W praktyce oznacza to, że auto rozpędza się do 100 km/h w zaledwie 3,3 sekundy i potrafi pędzić nawet 345 km/h. Prowadzi się wspaniale, a dźwięk, który z siebie wydaje, sprawia, że zagłuszenie go jakąkolwiek muzyką jest niewybaczalnym grzechem.
Bardzo niskie zawieszenie sprawia jednak, że znaczna część warszawskich uliczek była dla niego niemałym wyzwaniem. Dla większego zobrazowania: wsunięcie pod samochód standardowego smartfona w pozycji pionowej jest niemożliwe. Więc sami rozumiecie, że każdy próg zwalniający wymagał praktycznie zatrzymania samochodu, żeby móc swobodnie przez niego przejechać.
Magnes spojrzeń
Z zewnątrz samochód robi również niemałe wrażenie. Co widać chociażby po znacznie większej liczbie znajomych na moim koncie na Facebooku. Jak się domyślacie są to ludzie, których nie zainteresował mój bogaty życiorys. Ogromny grill zwraca uwagę przechodniów, ale jego rolą nie jest tylko przyciąganie zazdrosnych spojrzeń, a chłodzenie silnika.
Charakterystyczne otwory w masce (Thermo Louvres) odprowadzają gorące powietrze z wnętrza. Tył auta zakończono tzw. Kamm tail, aerodynamicznym ścięciem, które podkreśla sportowy charakter i eksponuje nowe logo Astona Martina. Do tego dochodzą smukłe światła i cztery końcówki wydechu, które nie pozostawiają wątpliwości, że mamy do czynienia z autem marzeń.
Jak się domyślacie Aston Martin to nie samochód na wielkie pakowne podróże, chociaż jak na roadstera zaskoczyła mnie wielkość bagażnika, który mieści około 248 litrów.
Więc jak uznacie, że chcecie zrobić wrażenie przed miejskim klubem sportowym to bez problemu zmieszczą się w nim dwie sporych rozmiarów sportowe torby. A wrażenie zrobicie na pewno, bo jadąc ulicami Warszawy nie mogłam opędzić się od "fotografów" i wielu pozytywnych komentarzy zaadresowanych do Vanquisha.
Trudno się jednak dziwić, bo ten samochód wzbudza ogromne zainteresowanie, a klasa, jaką sobą reprezentuje, potrafi wzbudzić zachwyt nawet tych największych marud. Szczególnie tych, którzy twierdzą, że "jeździć się tym nie da". Mogę śmiało i stanowczo zaprzeczyć. Zdecydowanie się da.
