– Przedszkola coraz bardziej zaczynają przypominać przechowalnię bagażu, a praca z dziećmi ogranicza się do pilnowania, by nie zrobiły sobie krzywdy – tak zdaniem przedszkolanki z 30-letnim stażem wyglądają dziś miejsca, do którego posyłamy własne dzieci. Katarzyna Hall radzi, aby rodzice zwracali uwagę na to, ile dzieci mają pod opieką nauczyciele. – Jak jest za dużo, trzeba zgłaszać do kuratorium – mówi była minister edukacji.
Na każdym kroku słyszy się dziś, że zapisanie dziecka do przedszkola graniczy z cudem, a rodzice stają na głowie, aby zwiększyć jego szanse w procesie rekrutacji. Jako że dzieci rozwodników i konkubentów przyjmowane są w pierwszej kolejności, są gotowi nawet na fikcyjny rozwód, aby tylko ich pociecha została przyjęta do placówki.
Tymczasem okazuje się, że w dyskusji o przedszkolach jest jeszcze jeden ważny, ale często pomijany aspekt . Jak mówi nam doświadczona nauczycielka z jednego ze stołecznych przedszkoli, sytuacja maluchów jest co najmniej niewesoła. – Szlag mnie trafia, jak na to wszystko patrzę – mówi nam pani Maria. – Ja sobie dam radę, ale tu chodzi o dobro – mówi. Co ma na myśli?
Co za dużo...
Przedszkolanka twierdzi, że w ostatnim czasie została zmniejszona ilość nadgodzin, które pozwalały nauczycielowi pracować dłużej. Sytuacja drastycznie pogorszyła się w okolicach grudnia. – Wówczas zaczęto z nami rozmawiać o roku 2013. Na dyrektorach zostało wymuszone, by cofnęli wszystkie nadgodziny. To nie zostało nigdzie oficjalnie podane – mówi przedszkolanka.
Zawsze zdarzali się bowiem chętni, aby zostać w pracy po godzinach. Brak nadgodzin sprawia, że grupy są łączone, a dzieci dołączają do nieznanych sobie wychowawców i dzieci. – Kiedyś w przedszkolu miałam pod swoją opieką maksymalnie 25 dzieci. Za tyle prawnie nauczyciel bierze odpowiedzialność. W tej chwili ten limit został praktycznie zniesiony – mówi nam przedszkolanka.
Była minister edukacji Katarzyna Hall przyznaje, że przepisy wyraźnie wskazują liczbę dzieci, które nauczyciel może mieć pod swoją opieką. – Jeśli ta pani lub ktokolwiek inny jest zmuszany do opiekowania się większą liczbą maluchów niż 25, powinien donieść o tym fakcie do kuratorium. Ten przepis nie ma prawa być łamany – mówi blogerka naTemat.
Przedszkolna układanka
Sposobem na odebranie nadgodzin wychowawcom jest łączenie grup. Do grupy pięciolatków, którą pani Maria ma pod swoją opieką, około godziny 16.00 dołączają dzieci o dwa lata młodsze. To zaś sprawia, że ani jedni ani drudzy nie są w stanie wykonywać merytorycznych zajęć. – Gdy mam pod opieką łączone grupy, nie można z nimi wykonywać tych samych zajęć. 3-latki układają klocki, a 5-latki grają w warcaby. To jest czasem trudne do opanowania – mówi.
Katarzyna Hall twierdzi jednak, że łączenie grup w późniejszych godzinach jest nie tylko normalne, ale i uzasadnione zdroworozsądkowym zarządzaniem personelem. – Sprawa, którą opisuje pani Maria dotyczy późniejszych godzin, gdy w przedszkolu jest już mniej dzieci. Wówczas w niektórych grupach zostaje pięć osób, bo rodzice odebrali większość dzieci po 14.00. W takich sytuacjach uzasadnione jest, aby dzieci starsze przebywały z młodszymi pod opieką jednego nauczyciela. Najważniejsze jest jednak to, że cały czas musi być zachowany limit 25 osób na jedną osobę dorosłą – mówi była minister edukacji.
Mieszanie grup pięciolatków może nieść za sobą także pozytywne aspekty. – Pod moją opieką są 3-latki i 4-latki – mówi z kolei naTemat pani Agnieszka. – Moim zdaniem trzylatek może się dużo nauczyć od starszego kolegi. Wtedy szybciej się rozwijają, a czterolatki mają okazję uczyć się opieki nad młodszymi – twierdzi przedszkolaka spod Poznania.
Przechowalnia
Trudno wymagać od nauczyciela, aby mając pod opieką trzydzieścioro dzieci umiał zająć się indywidualnie każdym z nich. Poświęcenie mu dłuższej chwili może wiąże się ze spuszczeniem z oka całej reszty. – Zajmowanie się dziećmi w przedszkolu ogranicza się do tego, aby patrzeć czy nic się nikomu nie stało. Dbanie o bezpieczeństwo najmłodszych wymaga ode mnie, bym miała oczy dookoła głowy – twierdzi zaś 25-letnia pani Agnieszka, przedszkolanka z Wielkopolski.
– Przestaje się pracować, a patrzy się jedynie na dzieci, aby nikt nie zrobił sobie krzywdy – potwierdza pani Maria. Jej zdaniem, trudno jest mówić dziś o jakiejkolwiek funkcji wychowawczej przedszkoli. – To dziś przechowalnie bagażu, jakim stały się dzieci. Specyfika pracy jest zupełnie inna niż kiedyś – mówi pani Maria.
Standardy do zmiany...
Jak twierdzi pani Maria, na Zachodzie nie ma tak dużych grup w przedszkolach. – W innych krajach grupa na maksymalnie 15, 16 dzieci. – Nas wykorzystuje się w tej chwili do końca, już bardziej się nie da – mówi doświadczona przedszkolanka. Jej zdaniem, trzeba zacząć działać, bo obecny stan odbije się w przyszłości na przyszłości naszych dzieci.
– Myślę, że taka sytuacja jest także w innych przedszkolach, a nie tylko w tym, gdzie pracuję. Moim zdaniem, na cztery grupy powinno być ośmiu nauczycieli. Czterech rano i czterech po południu, przy limicie 25 dzieci na nauczyciela – twierdzi warszawska przedszkolanka, która dodaje, że jej zdaniem w przedszkolnych stantardach cofnęliśmy się do czasów PRL-u.
Katarzyna Hall przypomina sytuację, gdy sama w czasach socjalizmu odbierała swoje dziecko z przedszkola. – Na własnej oczy widziałam jak przedszkolanki narzekały na to, że chcą już iść do domu. Zostawała jedna i opiekowała się dziećmi, które zostały. Dziś jest podobnie. Niektóre panie chciałyby brać pieniądze za nadgodziny i siedzieć z piątką dzieci. Albo iść do domu i tylko wpisywać się na listę – mówi Hall.
Zdaniem byłej minister edukacji, przedszkolanki mogą mieć pretensje jedynie do rodziców, że ci chcą wcześniej odebrać swoje dzieci. – Lepiej jest więcej zarabiać i mieć więcej nadgodzin. Za dodatkowe godziny trzeba płacić. Rodzice wolą, by babcia czy ciocia odebrała dziecko po pięciu darmowych godzinach. Żaden dyrektor nie pozwoli na to, by 3 opiekunki pracowały z piętnastką dzieci – mówi Katarzyna Hall.