- Oni się tak spodlili, że może to być to dla mnie argumentem żeby więcej nie wydawać pieniędzy na Polonię. - mówił po derbach Józef Wojciechowski, właściciel klubu, w wywiadzie dla sport.pl. Mecz oglądał w domu. Oglądał i się zbulwersował. Wyzwiska i obelgi były, ale nie tylko to. Bo ja panie prezesie na tym meczu byłem. Wypada ciągle straszyć odejściem? Czy właściciel Czarnych Koszul sam jest wzorem do naśladowania, a może to sprytny sposób na odejście z "honorem"...
-Wiem, że na stadionie atmosfera była straszna, że Tomasz Brzyski omal nie dostał petardą,ale to nie powód, żeby dostosowywać się do dzikusów - mówił Wojciechowski w wywiadzie dla sport.pl. - Mam już dość chamskich demonstracji. - czytam i nie wierzę. Owszem ze stwierdzeniem, że atmosfera była straszna się zgadzam. Strasznie ekscytująca. Chamskie odzywki mnie też denerwują. Festiwal bluzgów jest nie od dziś.
BBC filmowało kibiców
Na mecz fani "Czarnych Koszul" przemaszerowali w eskorcie policji przez centrum Warszawy - w spokoju, bez obelg. Marsz filmowała BBC, przy okazji derbów kręcąca film dokumentalny przed Euro. - Byli zachwyceni, mówili, że jest większy spokój niż przed derbami Londynu - opowiada rzecznik prasowy Polonii Jakub Krupa. Brytyjczycy większe rozczarowanie przeżyli, kiedy próbowali filmować pod stadionem przy Łazienkowskiej kiboli Legii. Omal nie stracili kamery. CZYTAJ WIĘCEJ
Nazywanie kogoś publicznie dzikusem, straszenie własnych kibiców odejściem z klubu? Wątpliwy przykład do naśladowania. Nie chodzi o to, że krytykować nie wolno, ba częściowo nawet, nazywać rzeczy po imieniu. Ale chwila. Mamy rozumieć, że wszyscy kibice Polonii, którzy byli na derbach to "chamy", które dostosowały się do "dzikusów" z Legii? Sposobów na wychowywanie jest wiele. Trudno jednak przypuszczać, by po takiej wypowiedzi prezesa nagle kibice Polonii spotkali się wszyscy razem i publicznie sobie odpowiedzieli: "O matko, jeśli się nie uspokoimy, to nasz kochany właściciel odejdzie. Koniec z chamstwem i wyzwiskami". Prędzej spodziewałbym się różnych, nie zawsze wzorem szczytnej idei "czarni-kulturalni", form wyrażenia swojego "zadowolenia" ze słów prezesa. I trudno się dziwić.
Że niektórym takie komentarze jak "bydło" czy "wiocha" się to zdarzają - ok, można to zaakceptować. Ludzie różnie reagują. Ale prezesowi, o kibicach własnego klubu? Chyba nie wypada. Nie wypada nazywać wszystkich, że są "dzikusy" i w ogóle to z nimi gadać nie warto. I jak jeszcze raz krzykną to sobie pójdę.
Prezes - wzór kultury?
No chyba, że prezes sam mógłby o sobie powiedzieć, że zasady savoir-vivre ma opanowane do perfekcji. W środowisku wróbelki ćwierkają, że jak to w życiu, z tym u prezesa bywa różnie.
Może czasem od komentarza wstrzymać się warto. Tym bardziej, że samemu się na derby nie chodzi. Pana Józefa Wojciechowskiego denerwuje festiwal chamstwa? Ok, rozumiemy. Nas też. 100% gwarancji. Ale poza obelgami to był też jeden z najważniejszych, jeśli nie najważniejszy, mecz Polonii na wiosnę. Może jednak warto "przecierpieć". Pokazać nie tylko kibicom, ale i pracownikom klubu czy piłkarzom, że się jest i że się docenia. A w dodatku szanuje czyjąś pracę i wspiera "z góry". W najważniejszym momencie sezonu.
Próba ucieczki?
- Mam nieodparte jednak wrażenie, że Pan Wojciechowski za wszelka cenę poszukuje pretekstu aby sprytnie z finansowania naszego klubu się wycofać zwalając winę a to na piłkarzy, a to na trenera, a to na dyrektorów sportowych których sam zatrudnia - czytamy na forum strony kibiców Polonii dumastolicy.pl. Wszyscy pamiętamy przecież romans prezesa Wojciechowskiego z Lechią Gdańsk. że ponoć ma ją przejąć. Ale spokojnie, póki co włóżmy to raczej między bajki. Niedawno jedna z gazet stworzyła też plotkę tygodnia - że o to właśnie prezes Wojciechowski przejmie klub właśnie lokalnego rywala z Łazienkowskiej. Ale pewnie pan prezes nie chciałby być właścicielem "dzikusów"…
Klub Kokosa (serwis sportfan)
Bieganie po schodach, po parku, ćwiczenia w siłowni - tak w skrócie wygląda każdy dzień treningowy Daniela Kokosińskiego, którego właściciel Polonii Warszawa Józef Wojciechowski zesłał do najgłębszych rezerw, kiedy ten nie chciał zgodzić się na rozwiązanie kontraktu.
Dziś "Klub Kokosa" znany jest nie tylko polskim miłośnikom futbolu, ale i na całym świecie! A dowodów szukać daleko nie trzeba. Na stronie internetowej Międzynarodowej Federacji Zawodowych Piłkarzy (FIFPro) pojawił się o nim właśnie artykuł!
CZYTAJ WIĘCEJ
A może rzeczywiście prezes stwierdził, że wyrzucanie kolejnych trenerów, straszenie piłkarzy degradacją to słynnego "klubu Kokosa" jednak sensu nie ma. Mimo, że trenera Zielińskiego nie raz już krytykował, to przynajmniej tym razem obiecał, że do końca sezonu da mu poprowadzić zespół.
Jeśli prezes rzeczywiście tym razem sam chciałby odejść to na pewno z honorem. W glorii chwały, że oto on zdegustowany, zniesmaczony - odchodzi.
Bo "czarni-kulturalni" nagle, nieoczekiwanie stali się "dzikusami" z Legii.
Można inaczej. Przykład? Oto on
Strach pomyśleć co prezes by zrobił gdyby na stadionie Polonii rozgrywały się takie sceny jak te na Legii. Po śmierci współwłaściciela, Jana Wejcherta, część kibiców podczas minuty ciszy wydarła się: "Jeszcze jeden, jeszcze jeden!". Nawiązywali do drugiego właściciela, Mariusza Waltera. Część, bo druga część gwizdała.
Ciekawe jak ten wtedy się czuł. Pewnie momenty zwątpienia pojawiały się gdy radykalna część kibiców obrażała też jego córkę. Wrzeszcząc - "Kto ma córkę narkomankę?"
Tak, momenty zwątpienia były. Tego jestem pewien. Co zrobił Walter? Najpierw czego nie zrobił. Nie, nie poszedł do mediów mówiąc : "O ja biedny, przecież to takie chamy. Chyba stąd uciekam". Postawił się. Największemu krzykaczowi, który zaintonował przyśpiewkę ("Jescze jeden" - red.) wlepił zakaz stadionowy. Gdy ten sam później, po złagodzeniu kary i powrocie na stadion wymierzył liścia, piłkarzowi Kubie Rzeźniczakowi, władze znowu powiedziały: "Nie ma przebacz". Kolejny zakaz.
Ostatnio tej konsekwencji trochę na Legii zabrakło. Ale i kibice pozwalają sobie na mniej. Obelgi, race, ba nawet śnieżki, lecą w kierunku piłkarzy i kibiców przeciwnej drużyny - to przeraża, fakt.
Ale za to nie mamy już liści, bójek, Wilna. Nie ma też obrażania właścicieli. Bo jeszcze niedawno, przez prawie dwa lata, jedyne co można było na Łazienkowskiej usłyszeć to chóralne: "ITI spi..." Można więc powiedzieć, że może nie ogrom, ale coś udało się zrobić.
Czy zamiast grozić, że się odejdzie (bo tym kibice Polonii, a przynajmniej ich spora część nie będzie bardzo zmartwiona) nie warto zacisnąć zęby i powiedzieć: "Dość. Biorę się za chamstwo."? To da więcej niż obrażanie się i wyzywanie, gwarantuję. Nie piszę tego jako spec od zarządzania. Tylko z tej drugiej strony.