Policja przed siedzibą PO w Warszawie.
Policja zatrzymała sprawcę ataku na biuro PO. Kilka miesięcy temu groził Tuskowi. Fot. Michał Borowczyk/Agencja Wyborcza.pl

Policja zatrzymała mężczyznę podejrzanego o próbę podpalenia siedziby Platformy Obywatelskiej w Warszawie. Do zdarzenia doszło w piątek 17 października.

REKLAMA

Groźny incydent miał miejsce w miniony piątek. Wówczas ktoś za pomocą łatwopalnej substancji chciał wzniecić pożar w budynku, gdzie mieści się m.in. siedziba Platformy Obywatelskiej. Komunikat policji został opublikowany w poniedziałek 20 października w godzinach porannych. Zatrzymany mężczyzna to Polak.

Policja zatrzymała Krzysztofa B. To on jest podejrzany o atak na biuro PO w Warszawie

"Policjanci z Komendy Stołecznej oraz Komendy Rejonowej Policji Warszawa I zatrzymali dzisiaj rano sprawcę gróźb karalnych oraz próby podpalenia budynku przy ulicy Wiejskiej 12A w Warszawie" – czytamy.

Policja podkreśliła, że "tak szybkie" zatrzymanie podejrzanego jestem efektem zaangażowania oaz wytężonej pracy operacyjnej funkcjonariuszy. "To oraz wnikliwa analiza innych zdarzeń doprowadziły do przełomu w tej sprawie" – podano.

Zatrzymany mężczyzna jest Polakiem. To 44-letni Krzysztof B. zamieszkały w powiecie łosickim. W maju tego roku mężczyzna został zatrzymany w związku z groźbami pod adresem premiera Donalda Tuska. Miesiąc później sprawa trafiła do sądu z aktem oskarżenia. Dodano, że czynności są w toku.

Groźny incydent pod biurem PO. Poseł opowiedział, co się wydarzyło

Świadkiem zdarzenia przed siedzibą PO był poseł Witold Zembaczyński. Polityk opowiedział w rozmowie z naTemat, co tam się wydarzyło. – Doszło do swego rodzaju aktu napaści o podłożu politycznym. Nieustalony sprawca wraz z drugą osobą rzucił koktajlem Mołotowa dosłownie w drzwi Biura Krajowego Platformy Obywatelskiej – mówił nam Zembaczyński.

– Moje pierwsze skojarzenie to oczywiście słowa Bąkiewicza o ziemi wypalonej napalmem. Jak widać, ktoś bardzo nieodpowiedzialny wziął to sobie do serca i przeistoczył to w czyny. Jestem naprawdę zbulwersowany tym zdarzeniem – wskazał.

Polityk dodał, że na miejscu był też inny "bohaterski świadek". To on jako pierwszy podjął interwencję. – Ja tam napatoczyłem się dosłownie sekundy później, kiedy (ten człowiek-red.) próbował powstrzymać sprawcę od podpalenia – relacjonował poseł KO.

Wyjaśnił, że jedna z osób rozbiła drzwi, a druga chciała właśnie wzniecić pożar. – Wdał się w szarpaninę ze sprawcą, a on rzucił w niego resztkę szkła i krzyczał j**any platformersie i uciekał – mówił Witold Zembaczyński, dodając, że z tego powodu nie ma żadnych wątpliwości co do podłoża tego zdarzenia. – Naprawdę słowa Bąkiewicza stały się ciałem – wskazał.