
Wspólny dom, rachunki, codzienność. Ale nie zawsze wspólna sypialnia. Są pary, które żyją w tzw. białych związkach – rezygnują z życia erotycznego, odkładają na bok pragnienia i pożądanie. Czasem tylko na jakiś czas, a czasem na zawsze. – Decyzja o życiu w białym związku bywa odbierana przez społeczeństwo jako nienaturalna albo wręcz patologiczna – zauważa dr n. med. Robert Kowalczyk, prof. UMW.
Maria miała 50 lat, kiedy rozstała się z przemocowym mężem. Walczyła o ten związek dopóki, dopóty ten, któremu ślubowała wierność, nie napluł jej w twarz. Wtedy coś w niej pękło.
– Spakowałam go i wystawiłam walizki za drzwi – opowiada. – Poszedł mieszkać do matki, więc nie miałam wyrzutów sumienia, że go na bruk wyrzucam. Wiele znosiłam, bo przysięgałam przed Bogiem. A ci, którzy żyją po Bożemu, o rozwód nie wnoszą.
Wciąż jestem jego żoną
Całe życie Marii było związane z kościołem. Pielgrzymki, czuwania, wspólnoty przy parafii. Ale Andrzeja poznała zupełnie gdzie indziej. Sporo starszy, spokojny, schorowany. Stał w kolejce na poczcie i jako jedyny zachowywał cierpliwość, kiedy doszło do awantury.
Maria niczego tak bardzo nie potrzebowała jak spokoju. Potem wracali razem do domu.
Od słowa do słowa, od kawy do kawy, zaczęła rodzić się między nimi przyjaźń. A później coś więcej. Ale Marii nie w głowie były miłosne uniesienia. –Teraz może czasy się zmieniły, ale wtedy byłam stateczną 50-latką – wspomina. – Ale to nie było głównym powodem.
Nie szukała związku, bo wciąż, formalnie była w związku sakramentalnym z przemocowym mężem. Zgodnie z nauką Kościoła nie mogła rozpocząć życia intymnego z nowym partnerem, ponieważ byłoby to uznane za cudzołóstwo. – Na szczęście nikt nie miał z tym kłopotu, bo Andrzej mocno chorował i ta sfera w ogóle go nie obchodziła – ostrożnie waży każde słowo. – Zamieszkaliśmy razem i tak żyjemy po dziś dzień, już od prawie dwudziestu lat. Jak brat z siostrą.
W tym czasie zdążyła się rozwieść. Ale jej małżeństwo przestało istnieć tylko dla państwa. Niczego to nie zmieniło w jej życiu. Mimo że wzięła ślub cywilny z Andrzejem, w oczach Kościoła nadal pozostaje żoną mężczyzny, od którego odeszła.
– Nie mogę rozpocząć nowego życia w pełni, bo formalnie wciąż jestem żoną człowieka, którego nie chciałam już znać – tłumaczy. – Z Andrzejem żyjemy więc w białym małżeństwie.
Jedynym rozwiązaniem, które pozwalałoby jej żyć zgodnie z zasadami wiary i korzystać ze wspólnej sypialni, byłoby wszczęcie procesu kościelnego o stwierdzenie nieważności małżeństwa.
Ale Maria nie miała na to siły. – Poza tym: jak unieważnić trzydzieści lat wspólnego życia? Udać, że go nie było? – dziwi się.
Maria wiedziała, że istnieje takie rozwiązanie jak białe małżeństwo. Jednak – jak zauważa ks. Czupryński – wiele osób o tym nie wie. – Często osoby w takich relacjach nie zdają sobie sprawy, że mogą świadomie wybrać życie bez współżycia, a jednocześnie wciąż pielęgnować swoją więź. Są zaskoczeni, że taka możliwość w ogóle istnieje – mówi ks. dr hab. Wojsław Czupryński, duszpasterz rodzin i wykładowca Wydziału Teologii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie w rozmowie z naTemat.pl.
Ksiądz wspomina tu o małżeństwach niesakramentalnych (czyli takich, w których przynajmniej jedno z partnerów jest już po ślubie kościelnym, uznawanym przez Kościół za nadal ważny – przyp. red.), które rezygnują z pożycia małżeńskiego, a ich dalsze wspólne życie opiera się na miłości bratersko-siostrzanej. To właśnie takie małżeństwo, jak Marii i Andrzeja.
Mogą oni uzyskać zezwolenie na przystępowanie do spowiedzi i komunii św.
Jak wyjaśnia dalej ksiądz, z punktu widzenia prawa kanonicznego istnieją dwa warunki, które muszą być spełnione.
ks. Wojsław Czupryński
Czym jest biały związek?
To relacja, w której partnerzy są razem – mieszkają, dzielą codzienność, wspierają się – ale nie łączy ich sfera intymna. Podobnie żyją niektóre pary w białych małżeństwach, w których mąż i żona po ślubie postanawiają żyć jak brat i siostra.
Nie wiadomo, ile par w Polsce żyje w tzw. białych związkach. Nie istnieją żadne oficjalne statystyki dotyczące rezygnacji ze współżycia. Białe związki nie są też przedmiotem badań demograficznych. Większość par nie mówi o tym otwarcie, a brak sek*u w związku rzadko bywa ujawniany nawet w najbliższym otoczeniu.
Choć trudno określić skalę tego zjawiska, jedno jest pewne – temat przestaje być tabu.
Najczęściej ze współżycia rezygnują osoby wierzące. Kierują się wiarą, zasadami religijnymi i przekonaniem, że s*ks powinien być zarezerwowany wyłącznie dla małżonków. Są też tacy, którzy czekają z nim do ślubu. Ale oni przynajmniej mają przed sobą perspektywę dzielenia tej samej sypialni.
Tak jak Kaśka. Wytrzymała pięć lat trzymając się z Maćkiem za ręce. Poznała go w liceum – w czasach przed smartfonami, komunikatorami i mediami społecznościowymi. Wtedy, żeby utrzymać kontakt, trzeba było się naprawdę postarać. Pisać listy, dzwonić z pierwszej Nokii i czekać. I tęsknić.
– Od początku wiedziałam, że przed ślubem nie zdecyduję się na żadne igraszki – mówi.
Jest katoliczką z krwi i kości. Do ślubu szła w białym welonie, a on w jej świecie symbolizuje jedno: czystość. – Płakałam ze szczęścia, że mi się udało. Że dotrzymałam obietnicy.
Studiowali w innych miastach. Widywali się w weekendy, czasem rzadziej. Przyjeżdżali do siebie, żeby choć trochę pobyć razem. Spacer, kino, wyjście do muzeum. W dzień było jakoś łatwiej. Wieczorami robiło się gorąco, powietrze gęstniało.
– Michał w pokoju na stancji miał dwa tapczany – wspomina Kaśka z uśmiechem. – I my tak obok siebie, na tych łóżkach, łypaliśmy jedno na drugie.
Nieraz była już o krok od tego, żeby się na niego rzucić. Ale zawsze w ostatniej chwili udawało jej się ochłonąć.
Czy w białym związku dozwolone są formy czułości, takie jak przytulanie czy trzymanie się za ręce? – Nikt tego jednoznacznie nie definiuje. Nie ma żadnego podręcznika, który określałby "co do centymetra", co wolno, a czego nie. Nikt też nie będzie przecież ganił małżonków za to, że się do siebie przytulą – tłumaczy ks. dr hab. Wojsław Czupryński.
ks. dr hab. Wojsław Czupryński
I z uśmiechem dodaje: – Dużo łatwiej jest powstrzymać się od s*ksu przez trzy miesiące niż przez trzydzieści lat.
Czasem i po ślubie partnerzy też ze sobą nie śpią. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się to sprzeczne z tym, co zwyczajowo rozumiemy przez małżeństwo czy partnerską intymność, zdarzają się relacje, w których strefa erotyczna zanika powoli. Aż związek staje się biały. Dr n. med. Robert Kowalczyk, prof. UMW – psycholog, certyfikowany seksuolog kliniczny Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego, psychoterapeuta i biegły sądowy w swoim gabinecie spotyka wiele par, u których w związku nie ma s*ksu lub jest go bardzo niewiele.
– Czasami to sytuacja przejściowa, wynikająca z trudności emocjonalnych, stresu czy problemów zdrowotnych, a czasem świadoma decyzja partnerów – wymienia współautor m.in. "Sztuki rozstania", "Sztuki bycia razem" i "Męskiej rzeczy. Wszystko co mężczyzna musi wiedzieć, by żyć długo i aktywnie".
I dodaje:
– Sam brak seksu nie musi oznaczać, że związek się rozpada. Wszystko zależy od przyczyn tej sytuacji, kontekstu oraz jakości więzi emocjonalnej między partnerami.
Czym jest s*ks dla pary?
– W badaniach widać, że często pełni on funkcję komunikacyjną – wyjaśnia prof. Kowalczyk. – Jest sposobem wyrażania uczuć, troski i zaangażowania. Kiedy tej formy ekspresji brakuje, więź między partnerami może się osłabić. Ale czasem rezygnacja ze współżycia jest świadomym, wspólnym wyborem, a bliskość przybiera inne, często bardzo złożone formy.
Jak dodaje, badania np. Rosemary Basson, pokazują, że dla wielu par s*ks pełni rolę nie tylko biologiczną, ale też emocjonalno-relacyjną, wzmacnia poczucie bliskości i przynależności.
Kto świadomie rezygnuje z tej sfery? Jak mówi ekspert, decyzja o rezygnacji ze współżycia może wynikać z przekonań religijnych, duchowych, choroby lub innych trudności. – W takich sytuacjach zawsze warto o tym rozmawiać – podkreśla. – Nawet jeśli dotychczasowe formy ekspresji seksualnej są niemożliwe lub powodują dyskomfort, bliskość można budować na wiele innych sposobów.
Dr n. med. Robert Kowalczyk, prof. UMW
Ekspert podaje przykład: – Wyobraźmy sobie parę, w której jedna osoba przed ślubem chce współżycia, a druga nie. Jeśli obie okopią się w swoich przekonaniach, łatwo o impas. Dlatego kluczowa jest komunikacja i wspólne wypracowanie modelu intymności, który będzie akceptowalny dla obu stron.
Jak mówi dalej, to da się pogodzić, pod warunkiem, że obie strony chcą rozmawiać i przede wszystkim, usłyszeć siebie nawzajem.
Zdaniem ks. Czupryńskiego w przypadku osób starszych łatwiej jest zrezygnować ze sfery seksualnej. – To oczywiście nie jest reguła, ale często bywa tak, że w późniejszym etapie życia te sprawy nie są już tak istotne jak wcześniej – zauważa.
S*ks jest OK
Białe małżeństwo, czyli związek, w którym małżonkowie żyją razem, ale rezygnują ze współżycia, nie jest współczesnym wynalazkiem. – To stary zwyczaj sięgający wiele wieków wstecz – mówi ks. dr hab. Wojsław Czupryński.
I przypomina, że s*ks w życiu małżonków odgrywa ważną rolę. – Kościół wcale nie postrzega współżycia jako czegoś brudnego czy grzesznego, choć takie przekonanie niestety wciąż bywa obecne w świadomości wiernych. Wręcz przeciwnie – o wadze wymiaru cielesnego świadczy fakt, że osoby dotknięte impotencją nie mogą ważnie zawrzeć małżeństwa w Kościele katolickim.
– To pokazuje, że ciało i sfera seksualna mają swoje znaczenie w sakramencie małżeństwa – podkreśla duchowny.
Jak dodaje, w prawie kanonicznym istnieje także pojęcie tzw. małżeństwa niedopełnionego. – Oznacza to, że jeśli po ślubie nie dojdzie do aktu seksualnego, małżeństwo, choć ważnie zawarte, może zostać rozwiązane – wyjaśnia.
W świetle prawa cywilnego taki twór jak "białe małżeństwo" po prostu nie istnieje. Każdy związek małżeński jest pełnoprawny, niezależnie od tego, czy małżonkowie dzielą łóżko, czy nie.
Zupełnie inaczej wygląda to z perspektywy Kościoła. Tutaj para młoda, aby żyć ze sobą po ślubie w czystości, musi spełnić pewne warunki. Bo trzeba pamiętać, że czasem jest to wynik własnej woli.
– Jeśli młodzi ludzie decydują się na tzw. białe małżeństwo, powinni mieć ku temu poważne, dobrze uzasadnione powody. W takiej sytuacji potrzebna jest również dyspensa, czyli zgoda biskupa – podkreśla ks. Czupryński.
A co z powołaniem dzieci na świat? – W białym małżeństwie małżonkowie nie odrzucają samej idei prokreacji. Nie wykluczają prokreacyjnego wymiaru małżeństwa, lecz wspólnie podejmują decyzję, że nie będą z tego prawa korzystać. To ważne rozróżnienie – czym innym jest odrzucać samą ideę prokreacji, a czym innym świadomie zrezygnować z jej realizacji, pozostając w zgodzie z nauką Kościoła – tłumaczy ks. Czupryński.
A co, jeśli po latach jedno z małżonków zmieni zdanie? – Wtedy, mówiąc po ludzku, trzeba rozmawiać i wspólnie szukać rozwiązania. Choć trzeba przyznać, że takie sytuacje zdarzają się bardzo rzadko – zauważa ksiądz.
Bliskość i czułość
Czy brak seksu oznacza brak bliskości? – S*ksualność to znacznie więcej niż sam akt penetracji – podkreśla prof. Kowalczyk. – Obejmuje bliskość, czułość, dotyk, emocjonalne zaangażowanie. Wiele par ma ten obszar bardzo rozwinięty, mimo że na przykład nie podejmują aktywności genitalno-genitalnych.
Ekspert zauważa, że współczesne społeczeństwa zachodnie, również polskie, silnie erotyzują pojęcie miłości i relacji. – W efekcie brak s*ksu w związku często postrzegany jest jako deficyt lub problem.
Pary, które rezygnują ze współżycia, mogą spotkać się z niezrozumieniem, a nawet z podejrzeniami, że "coś jest nie tak". Wynika to z kulturowej presji, która podpowiada: jeśli się kochacie, powinniście uprawiać seks. – To przekonanie sprawia, że decyzja o życiu w białym związku bywa odbierana jako nienaturalna albo wręcz patologiczna. Mam jednak nadzieję, że jako społeczeństwo coraz bardziej otwieramy się na różnorodność form bliskości – od relacji aseksualnych, po takie, w których s*ks nie jest kluczowym elementem, ale nadal istnieje głęboka więź między partnerami.
Anna nie śpi z mężem już od pięciu lat. Po narodzinach dziecka zamieszkali w osobnych pokojach. Tak było prościej. Niemowlę płakało w niebogłosy, Krystian potrzebował wyspać się do pracy.
I tak już zostało. Anka jest zadowolona. Seks nigdy nie był dla niej ważną częścią życia. Wreszcie ma święty spokój.
– To nie tak, że go nie kocham – tłumaczy. –Po prostu jest mi z tym dobrze. Mąż chciał mnie zabrać do se*suologa, jakbym miała jakiś problem. A ja nie mam żadnego problemu! Po prostu czuję się szczęśliwa, że mamy oddzielne sypialnie.
Mniej szczęśliwy jest mąż Anki. Czuje wściekłość i grozi rozwodem.
Czy osoby żyjące w białych związkach mają szansę na trwałą, satysfakcjonującą relację? – Najważniejsze jest to, czy obie strony dokonują wyboru w zgodzie ze sobą – podsumowuje prof. Kowalczyk. – Brak s*ksu może być w pełni świadomą decyzją. I taki wybór należy uszanować.
Zobacz także
