
A wcześniej?
Wcześniej to była ośmiogodzinna zmiana, a dziewczyny, które akurat pracowały, strasznie się męczyły. Nie było ruchu, ale i tak nie mogły wrócić do rodziny, bo musiały sterczeć na stanowisku. Straszne marnotrawstwo i bezmyślne wykorzystywanie pracownika.
To jest taka mała manipulacja pracodawców i polityków. Pracownicy już są maksymalnie eksploatowani – pracują najczęściej w trybie pięć dni pracy i jeden dzień wolny. Nie widzę zagrożenia, że któryś będzie niepotrzebny, jeśli zrezygnujemy z niedziel. Na obroty sklepu też to raczej nie wpłynie. Potencjalny klient, który chce kupić kilka produktów, jeśli będzie wiedział, że w niedzielę jest nieczynne, zrobi to w sobotę wieczorem. Nie jest głupi i nie zrezygnuje z zakupów tylko dlatego, że akurat jest piątek czy sobota.
Przeciwnicy zakazu burzą się także dlatego, że Kościół i politycy znów próbują dyktować Polakom, co mają robić i jak odpoczywać. Po co odgórnie cokolwiek narzucać, szczególnie jeśli mowa o odpoczynku?
Ale czy nie jest tak, że ludzie podejmując pracę sami godzą się na to, by pracować w niedzielę? Przecież mają wybór.
A dla pani co jest ideałem?
Według stanowiska rządu, po wprowadzeniu zakazu pracę w handlu mogłoby stracić 50-70 tys. osób, a wydatki na zasiłki dla bezrobotnych wzrosłyby o 420-590 mln zł. Wpływy budżetu z tytułu podatków i składek na ubezpieczenia zmalałyby o 545-764 mln zł. Czy Polska w swoim stanie finansowym jest gotowa pozwolić sobie na uszczuplenie budżetu o ponad miliard złotych? To chyba pytanie retoryczne. Do tego dochodzi 70 tysięcy osób bez pracy, czyli całkiem spore miasteczko w którym z dnia na dzień bezrobocie sięga 100 procent. CZYTAJ WIĘCEJ