
Załóżmy, że bardzo chcesz jeździć Volvo. Zamiast SUV-a wolisz jednak coś z mniejszym prześwitem, więc patrzysz na kombi. I wtedy wjeżdża kultowe V60. Sprawdziliśmy to auto w wersji typu plug-in, ale szybko zrozumiałem, że oprócz napędu doceniłbym w tym samochodzie coś jeszcze.
Volvo V60 wielu kierowcom może skojarzyć się z "tatusiowozem" i nic w tym złośliwego. Ten samochód ma wiele twarzy, bo dla jednych będzie zwykłym rodzinnym kombi, a dla innych petardą z przedłużonym nadwoziem. Tak, to dobre określenie dla wersji, która oferuje nawet 455-konny zestaw spalinowo-elektryczny.
Volvo V60 jako hybryda typu plug-in
Tym razem sprawdziliśmy wersję, w której też trudno było narzekać na niedobór mocy. Hybrydowe V60 ładowane z kabla, silnik benzynowy o mocy 253 KM, do tego 145 KM, dzięki wsparciu napędu elektrycznego. Moc całego układu to 350 KM. Taki zestaw okazał się złotym środkiem w kwestii osiągów, ale też wydajności. Jeśli ktoś uzna, że to przesyt, polecamy nasz test nieco skromniejszej odmiany.
Zacznijmy od tego, że Volvo prowadzi się do bólu przewidywalnie. Systemy bezpieczeństwa nie są nadaktywne, układ kierowniczy skalibrowany na długodystansową, zwyczajną jazdę. To wszystko pasuje do kombi, które ma być naszym towarzyszem na co dzień.
Ale skoro mówimy o hybrydzie, od razu przychodzi na myśl spalanie i zasięg na "czystym" prądzie. Kiedy rozładowałem auto i ruszyłem w prawie 300-kilometrową trasę, komputer pokazał mi zużycie na poziomie 6,5 l. Z kolei naładowanym do pełna w trybie elektrycznym przejechałbym około 80 km. Ile dokładnie? Wszystko zależy od stylu jazdy, ale byłbym w stanie trochę poprawić ten wynik. Producent podaje, że zasięg na napędzie elektrycznym (cykl mieszany) WLTP to 92 km.
V60 w tej wersji prowokuje do tego, by jednak porzucić myślenie o tradycyjnym aucie z przedłużonym nadwoziem. Nie da się skupić wyłącznie na oszczędnej jeździe, kiedy przyspieszenie do 100 km/h wynosi niecałe 5,5 s. To przecież aż nadmiar mocy, jeśli mówimy o codziennym użytkowaniu auta. Z drugiej strony, ten zapas daje komfort podczas wyprzedzania czy jazdy w mieście, gdy zmieniamy pasy ruchu.
Volvo V60 ma ikoniczne wnętrze. I już za nim tęsknię
Nie ma co ukrywać – najnowsze modele Volvo odpłynęły w zupełnie inną stronę, jeśli chodzi o design wnętrza. Cyfryzacja i skupienie na dotykowej obsłudze – głównie to zapamiętam z jazdy elektrycznym EX90, o którym przeczytacie też w naTemat. W tym samochodzie znajdziecie tylko dwa klasyczne pokrętła.
I niby to dalej Volvo, które wciąż kusi standardem wykończenia. Ale najnowsze projekty nie trafiają do mnie tak bardzo, jak te ikoniczne wnętrza szwedzkiej marki. Już nie mówię o latach 90., patrzę bardziej na nasze testowe V60 i widzę coś, za czym wielu kierowców i sympatyków Volvo już tęskni. Wiem, bo wiele razy o to podpytywałem.
To kultowy, skandynawski sznyt. Zacząłem się zastanawiać i chyba nigdy nie spotkałem osoby, która bez zastanowienia skrytykowałaby te starsze wnętrza Volvo. Okej, nie każdemu pasował pionowy ekran (dzisiaj już zero zdziwienia, bo rynkowy trend to montowanie wielkich "tabletów" w pionie i poziomie).
Może na wyrost będą dla kogoś te duże wloty nawiewów. Albo kryształowa dźwignia zmiany biegów od Orrefors (chyba niemożliwe, że ktoś będzie na to marudził). Dla mnie ten wygląd jest totalnie w punkt i nie ukrywam – przez V60 uświadomiłem sobie, że też już trochę tęsknię.
W naszym Volvo dominowała czarna klasyka wnętrza. Mieliśmy wentylowaną tapicerkę ze skóry nappa, elementy ozdobne Driftwood i ładnie wkomponowany system audio Bowers & Wilkins, który jak zwykle działał wzorowo.
Zwiększony komfort to zasługa dodatkowego pakietu Lounge package, za który trzeba dopłacić 21 tys. zł. Dostajemy w ten sposób m.in. funkcję masażu w przednich fotelach, o których też warto wspomnieć. Przedni i drugi rząd siedzeń to naprawdę wymarzone warunki na dłuższe podróże.
Bagażnik hybrydy plug-in V60 mieści do 648 litrów, co powinno wystarczyć na bagaże nawet dla pięciu osób. Po złożeniu oparć tylnych siedzeń pojemność zwiększa się do 1431 litrów.
V60 ma wszystkie cechy, by na co dzień zostać rodzinnym autem z bardzo przyziemnymi możliwościami. Z drugiej strony aż zachęca, by spontanicznie spakować się do niego z paczką znajomych i ruszyć na wakacje do Włoch czy Chorwacji. Zalety tego kombi nie zamykają się w jednym konkretnym środowisku.
Ile kosztuje Volvo V60 T6 AWD Plug-in hybrid?
Za Volvo, które testowaliśmy, trzeba zapłacić prawie 345 300 zł. To koszt z uwzględnieniem płatnych udogodnień. Od tej kwoty łatwo urywać 8 tys. zł – nie każdy potrzebuje haka holowniczego. Do tego osłony zderzaka czy spryskiwacza tylnej kamery.
19-calowe szlifowane obręcze kół też kosztują dodatkowo 3700 zł. No i kolor nadwozia Forest Lake – za 4250 zł. Krok po kroku da się trochę zbić koszty, ale i tak trzeba się liczyć z tym, że takie V60 w podstawie kosztuje 255 900 zł. Jeśli musiałbym wybierać, chciałbym V60 w tej konkretnej wersji. Nie zdecydowałbym się na T8 AWD Plug-in hybrid, ponieważ nie chciałbym wydawać minimum 285 900 zł tylko po to, by przyspieszać do setki szybciej o pół sekundy. Dla mnie nie ma to sensu, bo sportowych emocji szukałbym w zupełnie innych samochodach. Tu doceniam oszczędną jazdę, komfort w środku i na szczęście jeszcze ten kultowy szwedzki styl.
Ale bez wątpienia w każdej z tych opcji jest pewna szczypta szaleństwa. Dylematem nie będzie kwestia napędu, bardziej decyzja o konkretnym modelu. Bo jeśli komuś bardzo zależy na przestrzeni, pewnie warto zerknąć na większe V90.
Ewentualnie na półkę z SUV-ami. XC90 to trochę inny cenowy poziom, ale XC60 zaczyna się od 269 900 zł. Jeśli ktoś rozważa auto w tym przedziale wydatków, wybór z oferty Volvo na pewno nie jest oczywisty.
I dodajmy, że to nie musi być przecież hybryda plug-in. V60 jako "miękka" hybryda to wydatek minimum 198 900 zł. Różnica jest więc spora i zachęca do sprecyzowania własnych potrzeb przed zakupem.
Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku, Instagramie oraz TikToku.
Zobacz także
