Karolina Lewicka
Karolina Lewicka Fot. Maciej Stanik /naTemat

Po co Nawrocki pojechał do Berlina? „Aby przypomnieć, że Niemcy wciąż są winni Polakom środki finansowe za reparacje”. I cóż wyszło z tego przypominania? Ano nic, jak i przez osiem lat rządów PiS, przez dwie kadencje Andrzeja Dudy oraz pomimo skrupulatnych wyliczeń posła Arkadiusza Mularczyka.

REKLAMA

Kiedy tupnięcie nogą lub uderzenie pięścią w stół nie daje rezultatów, można podejrzewać, że jest tupnięciem lub uderzeniem obliczonym jedynie na wewnętrzny, krajowy efekt. Gonieniem króliczka dla samej pogoni, o czym łowczy wiedzą, a widownia nie.

Powyższy cytat z prezydenta pochodzi z jego przemówienia w Mińsku Mazowieckim, gdzie w piątek podsumowywał swoich sto dni na urzędzie. Ludzie przybyli tak licznie, że w sali jednej ze szkół podstawowych nie byli się w stanie pomieścić, ale Nawrocki nie zapomniał i o tych za drzwiami, i też poszedł później się im pokazać.

Stara zasada amerykańskich kampanii mówi, że pięć uściśniętych dłoni daje trzy głosy, a że Nawrocki jest tu niestrudzony, pokazała nam już kampania wyborcza. W mocno hagiograficznym filmie o kampanijnych miesiącach kandydata PiS, jaki kilkanaście dni temu nadała telewizja wPolsce24, jego fotograf wspomina wydarzenia z Końskich: po debatach Nawrocki wychodzi do ludzi i mimo że leje jak z cebra, przez ponad godzinę, całkiem przemoknięty, rozdaje autografy i pozuje do zdjęć aż do ostatniego chętnego.

W Mińsku z równą gorliwością idzie przez tłum i się z nim wita, a widać, że okazywane mu przez zgromadzonych uwielbienie dodaje mu skrzydeł. Do tego dorzućmy szefa jego gabinetu, który pytany o największą porażkę pierwszych trzech miesięcy, odparowuje, że wolne tempo prac w parlamencie nad projektami ustaw zgłoszonych przez prezydenta oraz łaskawe, choć – w porównaniu z miodowymi miesiącami poprzedników – przecież nie tak bardzo zachwycające badania opinii publicznej dotyczące Nawrockiego i można zacząć popadać w triumfalne tony, a nawet uwierzyć w siebie, co chyba nawet już się prezydentowi przydarzyło.

Nie zapominajmy też o Marcie Nawrockiej, która mając za poprzedniczkę wiecznie obrażoną na sytuację Agatę Kornhauser-Dudę, zdążyła już zapozować magazynowi VIVA i wystąpić w telewizji. Wydaje się też entuzjastycznie nastawiona do nowego zajęcia swojego męża i zadań, jakie zostały na kolejnych pięć lat jej wyznaczone.

Pretensji nie widać, za to są plany, fundacja Blisko Ludzkich Spraw, „działalność typowo społeczna, apolityczna, odłączona od polityki, samo dobro, które będzie z tego płynęło”. To wszystko razem składa się na ładny obrazek, fachowo skonstruowany przez zawodowców i dobrze sprzedawany w sieci.

Na katowickiej konwencji PiS, w trakcie panelu poświęconego wyzwaniom prezydentury Nawrockiego, ciekawie mówił o tym Adam Andruszkiewicz, w kampanii i teraz odpowiedzialny za media społecznościowe. Po wejściu do Pałacu postawiono sobie dwa cele – dobre skomunikowanie zarówno całej Kancelarii, jak i prezydenta z obywatelami, co się na razie udaje, i to – co chyba Andruszkiewicza zaskoczyło – zarówno wtedy, kiedy Nawrocki ćwiczy na siłowni, czy je kebab, jak i wówczas, kiedy czyta Kochanowskiego lub wstępuje na Konkursie Chopinowskim. 

A zatem – fasada wygląda atrakcyjnie, gorzej, gdy zapuścimy się na podwórko.

Co na podwórku

Po pierwsze, prezydent wetuje, na przykład ustawę o Parku Narodowym Doliny Dolnej Odry. Chyba tylko dlatego, że ochrona przyrody może się mu się kojarzyć z „lewactwem”, wszak wszyscy interesariusze byli tutaj za.

W Mińsku tłumaczył, że „weto nie jest niczym nadzwyczajnym, a naród po to wybiera prezydenta, by ów wetował ustawy niezgodne z interesem społeczeństwa”. W czyj interes godził nowy park, trudno dociec. Tak czy owak każde weto jest wcześniej przebadane, stąd Nawrocki wetuje tak, jak mu badanie opinii publicznej pokaże, i na złość rządowi.

Po drugie, prezydent zgłasza swoje projekty, mocno populistyczne i niezgodne z tym, co równocześnie opowiada np. o katastrofalnym stanie finansów publicznych. W Mińsku usłyszeliśmy, że nad projektem o obniżce cen energii jego zespół pracował już od początku tego roku, kiedy Nawrocki przecież dopiero się rozpędzał jako kandydat i też zbytnio nie rokował. Pochwały godna zapobiegliwość, tylko rezultat merytoryczny marny.

logo

Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek

Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.

Po trzecie, Nawrocki wyklucza jakąkolwiek współpracę z rządem, dotyczącą wymiaru sprawiedliwości, będąc tu wiernym synem tej partii, która go wystawiła. A skoro PiS-owi nie udało się przejąć sądów, to drugim z kolei pożądanym scenariuszem jest utrzymywanie w tym obszarze chaosu. I za to odpowiadać będzie Nawrocki, broniący neosędziów jak niepodległości.

Po czwarte, prezydent płynnie przeszedł od opowieści o patriotyzmie do opowieści o nacjonalizmie. Nacjonalizm nie jest już słowem wyklętym, nie ma budzić grozy, tylko dumę. Jaka jest różnica między jednym a drugim, to pięknie wyjaśnił kilkadziesiąt lat temu Jan Józef Lipski w eseju „Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy”:

rzecz nie w stwierdzeniach opisowych (jacy jesteśmy, nasz język, kultura, religia), a w wartościach i ocenach: czy uważamy się za lepszych, czy tylko za innych, czy sądzimy, że w tej inności jest jakaś szczególna wartość (i jaka?), czy uważamy, że przysługują nam z jakiegoś tytułu szczególne prawa i przywileje, a może obowiązki”.

Jan Józef Lipski

Dziwne, że historyk Nawrocki zapomina o „dokonaniach” drugiej fali nacjonalizmu, związanej z imperialnymi tendencjami państw, która zrodziła faszyzm i nazizm, i tak ochoczo wskazuje na grzbiet trzeciej fali, która od lat 70. XX wieku ewoluuje w kierunku populistycznym.

Lipski zaś przestrzegał, że „walka o kształt polskiego patriotyzmu będzie rozstrzygająca dla losów naszego narodu, moralnych, kulturalnych, politycznych”.

Po piąte, Nawrocki, podobnie zresztą jak Kaczyński zagrożenia dla Polski upatruje nie tylko (a właściwie nie tyle) w Rosji, co przede wszystkim na Zachodzie. A to po prostu bujda na resorach. Teza, która nie wytrzymuje konfrontacji z faktami, no, ale przecież nie o fakty temu obozowi chodzi. 

Dobrej roboty dla Polski na horyzoncie nie widać

Nawrocki jest pełen energii, niezwykle witalny, zdeterminowany i pracowity. Jest też dobrze robiony, pod swoją publikę, pod algorytmy, pod aktualne zapotrzebowanie na silnego człowieka na trudne czasy.

Ma też potężne wsparcie medialne ze strony mediów, stworzonych przez ludzi związanych z PiS, czy Kanału Zero (6 grudnia będzie jego gościem, bo jak napisał Krzysztof Stanowski, „już jakiś czas temu ustaliliśmy z panem prezydentem, że będzie co jakiś czas odpowiadał na telefony naszych widzów”), co pozwala mu unikać bywania w mediach, gdzie otrzymałby trudne pytania, a nie zachwyty (polecam wywiad przeprowadzony ostatnio przez Danutę Holecką, przymilną bardziej niż podczas jej wywiadów z Kaczyńskim!).

Natomiast dobrej roboty dla Polski na horyzoncie nie widać. Tylko, czy to ma jeszcze, w epoce specjalistów od wizerunku i marketingowych sztukmistrzów, jakiekolwiek znaczenie? 

Czytaj także: