Toyota chce zmienić podejście do swoich flagowców?
Toyota chce zmienić podejście do swoich flagowców? Materiały prasowe Toyota

Przyznam szczerze, że to jeden z najbardziej zaskakujących zwrotów akcji w świecie motoryzacji. Odkąd pamiętam, duzi gracze, tacy jak Toyota, trzymali się żelaznej zasady – redesign kluczowych modeli następował co cztery, maksymalnie pięć lat. Potem ten cykl życia modelu wydłużał się do siedmiu lat na przełomie wieków. A teraz? Japoński gigant idzie na całość i według portalu Nikkei Asia chce, żeby jego flagowe modele wytrzymywały na rynku, bez większych zmian blacharskich, średnio dziewięć lat. Jest w tym głębszy sens.

REKLAMA

Brzmi to jak powrót do czasów, gdy samochody projektowano na dekady, ale Toyota, znana już przecież z solidności swoich konstrukcji, której plany nowych samochodów, jak Corolla, są mega nowoczesne, ma teraz bardzo współczesny plan, jak utrzymać wartość i jeszcze wzmocnić atrakcyjność swoich aut. Odpowiedź brzmi: aktualizacje oprogramowania.

Dlaczego Toyota stawia na dziewięć lat?

To jest kluczowe. jak podaje portal Nikkei Asia, zamiast inwestować fortunę w całkowitą zmianę podwozia i nadwozia, Toyota chce skupić się na dostarczaniu znaczących aktualizacji za pomocą kodu. Widzieliśmy już tego przedsmak przy najnowszej Camry, która wydaje się być bardziej gruntownym odświeżeniem, niż zupełnie nową generacją.

Jak donosi portal, ta nowa strategia Toyoty ma dać firmie większą elastyczność w koncentracji na elektryfikacji. W efekcie skupienie się na rozwoju oprogramowania może pomóc w budowaniu i tak już doskonałej reputacji marki w zakresie wartości rezydualnej.

Wyobraźcie to sobie: kupujecie auto, a po trzech latach dostajecie przez sieć aktualizację, która dodaje nowe funkcje wspomagające kierowcę, a może nawet poprawia osiągi. Źródła podają, że Japończycy rozważają także funkcje oparte na subskrypcji.

logo

Wartość rezydualna i opóźnienia w dostawach. Czy Toyota rozwiąże dwa problemy naraz?

Decyzja o spowolnieniu cyklu życia modelu nie jest przypadkowa. Toyota od dawna zmaga się z ogromnym popytem i problemami z podażą. Na niektóre modele, jak kultowy Land Cruiser, klienci na niektórych rynkach czekają bardzo długo.

Jeśli więc Toyota ma kupców ustawiających się w kolejce, to po co zmieniać świetnie sprzedające się auto? Dłuższy cykl życia modelu może więc pomóc w stabilizacji podaży, bo fabryki mają więcej czasu na produkcję oraz jeszcze wolniejszej utracie wartości – jeśli nowy model pojawia się rzadziej, deprecjacja jest wolniejsza, co bezpośrednio podnosi wartość rezydualną na rynku wtórnym.

Oczywiście, to podejście ma swoją cenę. Tradycyjnie ceny hurtowe Toyoty malały wraz z upływem czasu na rynku. Teraz firma chce to zmienić i ustalać je bardziej dynamicznie, odzwierciedlając faktyczne warunki sprzedaży, a nie tylko metrykę czasu.

A co na to dealerzy? Chodzi o ceny hurtowe

Zmiana cyklu życia i elastyczność w cenach hurtowych wywołała spore poruszenie. Nikkei informuje, że około 230 niezależnych dealerów Toyoty w Japonii wyraziło swoje obawy, argumentując, że bardziej elastyczne ceny hurtowe mogą podgryzać ich marże.

Toyota jednak uspokaja. Firma zapewnia, że średnie ceny hurtowe utrzymają się na stabilnym poziomie przez cały, nowy dziewięcioletni okres.

Patrząc na to szerzej, ruch ten nie wydaje się wcale tak szalony. Toyota była notorycznie powolna w aktualizowaniu niektórych modeli. Inne marki, jak Stellantis czy Tesla (Model S i Model X nie miały platformowych aktualizacji od lat), robią to od dawna. W świecie, gdzie oprogramowanie staje się ważniejsze niż blacha, Toyota najwyraźniej uznała, że to gra warta świeczki. A ja to szanuję.

Źródło: Nikkei Asia

Czytaj także: