
Miał być mroczny dzień w historii polskiego parlamentaryzmu i symboliczny revival postkomuny. A jest wyrzucenie z Sejmu napojów wyskokowych i zapowiedź ukrócenia kilometrówkowego cwaniactwa. Włodzimierz Czarzasty jako nowy marszałek Sejmu zapewne nie zbuduje z siebie pierwszoplanowej postaci polskiej polityki. Ale może nie tylko uratować, ale i wzmocnić swoje ugrupowanie. A kto wie - może i całą koalicję.
Pół polskiej sceny politycznej w mijającym tygodniu nagle dostało amnezji i w udawanym szoku nie było w stanie moralnie pogodzić się z wizją, że były członek PZPR zostanie drugą osobą w państwie. Państwie, w którym były członek PZPR był przez 10 lat prezydentem i do dziś jest najlepiej ocenianym ze wszystkich rezydentów pałacu. Państwie, w którym dowodzona przez Czarzastego SLD/Lewica/Nowa Lewica od powrotu do Sejmu w 2019 roku jest stałym uczestnikiem życia politycznego i nikt na korytarzach nie traktuje jej polityków jak trędowatych.
PiS nie byłby sobą, gdyby nie urządził karykaturalnego spektaklu w dniu wyboru nowego marszałka. Partia, która wylansowała na nowo karierę takiej figury jak Stanisław Piotrowicz, świętym oburzeniem zareagowała na umówioną z dwuletnim wyprzedzeniem rotację na stanowisku drugiej osoby w państwie. Podczas prezentacji kandydatury przyszłego marszałka pisowcy demonstracyjnie wyszli z sali, choć sześć lat wcześniej nie tylko byli obecni przy wyborze lidera Lewicy na wicemarszałka, ale nawet zagłosowali za jego kandydaturą.
Czarzastego we wtorek nie poparli też politycy Partii Razem, którym w 2023 roku nie przeszkadzało wspólne startowanie z nim i jego kolegami na wspólnej liście.
Żegnaj, wódko
Tymczasem nowy marszałek Sejmu w jednej z pierwszych swoich decyzji postanowił zrealizować postulat najgłośniej podnoszony właśnie przez Razem. Chodzi o wyrzucenie z parlamentarnych budynków alkoholu, który od nadchodzącego tygodnia nie będzie już sprzedawany w restauracjach obsługujących posłów.
Na problemy z pijaństwem skarżyli się przede wszystkim parlamentarzyści korzystający z domu poselskiego, którzy musieli wysłuchiwać bełkotliwych przyśpiewek wydobywających się nocami z gardeł różnorakich mejzów i wyrobów mejzopodobnych.
Szymon Hołownia dużo w tej sprawie mówił, ale robił mało. Czarzasty, żyjący z premierem Tuskiem o wiele lepiej, najwyraźniej chce wdrażać w życie jego maksymę "robimy, nie gadamy", więc zrobił to, nie gadając. W dodatku wbił kij w mrowisko i uruchomił serię prymitywnych reakcji z prawej strony, osiągając spodziewany polityczny efekt.
Na marginesie - moralnym zwycięstwem Czarzastego mogłoby być też osiągnięcie celu znacznie trudniejszego, czyli ukrócenie robienia z polskiego Sejmu cyrku. Tak, brzmi to, jak zadanie niemożliwe, zwłaszcza że erozja zwyczajów postępuje.
Pierwszy z brzegu przykład: poseł PiS Bartosz Kowancki, który w dniu wyboru marszałka biegał niczym przedszkolak po sali z selfie stickiem i rzucał do premiera teksty w stylu "pajac? sam jesteś pajac", a potem – według relacji dziennikarki Newsweeka Dominiki Długosz – mijając ją i posła Zembaczyńskiego zaserwował im niezwykle parlamentarny gest, który da się opisać tylko określeniem „mmm-puuuu”.
Jeśli marszałek Czarzasty chce walczyć z używkami w Sejmie, to może warto sprawdzić, do jakich mrocznych zakątków tego obiektu zagląda Kownacki, że potem tak się zachowuje.
Podobnie jak z alkoholem jest z kilometrówkami. Po emisji cyklu materiałów w TVN24 pod hasłem "Drogie posłanki, drodzy posłowie" okazało się po raz kolejny, że nie ma żadnej kontroli nad tym, jak parlamentarzyści wydają przeznaczone im na obowiązki służbowe pieniądze. Jednym z problemów było rozliczanie kilometrówek, często robione kompletnie na gębę, odstające od rzeczywistej liczby przejechanych służbowo kilometrów. Tu również Włodzimierz Czarzasty zapowiedział zrobienie z tym porządku w przeciągu najbliższych kilku tygodni. I weź tu, opozycjo, zakrzycz teraz "Jezu, komunizm!".
"Stare komuchy" kontratakują
A propos - sporym echem odbiło się to, że za Czarzastym do polityki wracają "stare komuchy". Największe poruszenie wzbudził powrót z zaświatów Marka Siwca, byłego szefa BBN u Aleksandra Kwaśniewskiego, który został u boku lidera Lewicy szefem Kancelarii Sejmu. Niesmak oczywiście jest, ale głównie u koneserów polityki, pamiętających czy jego zgodną z linią partii działalność w PRL, czy kuriozalne wyczyny już w wolnej Polsce.
Dla młodszych pokoleń to jednak kompletny anonim, co najwyżej człowiek, który śmiał się z papieża, zanim to było modne. Wątpię, żeby tego typu decyzje kadrowe znalazły jakiekolwiek odzwierciedlenie w sondażach. A już na pewno nie w elektoracie lewicowym. Zwłaszcza że szef Kancelarii Sejmu to nie jest postać regularnie przewijająca się przez telewizyjne ekrany. U boku Szymona Hołowni to stanowisko piastował Jacek Cichocki, postać dla przeciętnego zjadacza chleba anonimowa, tak samo na początku swojej misji, jak i po jej zakończeniu.
Wśród osób śledzących polską politykę od lat niesmak budzi też fakt, że to Czarzasty – według ustaleń komisji śledczej do spraw afery Rywina – był częścią słynnej „grupy trzymającej władzę”, majstrującej przy tworzeniu przepisów regulujących działalność mediów w Polsce. Co z tego jednak, skoro polskie państwo, ze Zbigniewem Ziobrą na czele, nie było w stanie nawet przedstawić Czarzastemu za to zarzutów. Gdyby został, jak Lew Rywin, prawomocnie skazany za popełnienie przestępstwa, dziś nie pełniłby ani funkcji marszałka, ani nawet posła.
Lewica zyska na swoim marszałku?
Lewica stoi teraz przed dużą szansą, jaką jest posiadanie w swoim gronie marszałka Sejmu. Który może i nie ma przepotężnych kompetencji, ale w codziennych gierkach z opozycją jest w stanie skutecznie pokazywać rywalom miejsce w szeregu. Szymonowi Hołowni to paliwo dość szybko się skończyło, po efektownym początku większość jego kadencji opierała się po prostu na sprawnym i kulturalnym prowadzeniu obrad, a popularność lidera Polski 2050. wśród opinii publicznej malała z dnia na dzień, aż do kompletnej wizerunkowej katastrofy.
Czarzasty zaczyna z odwrotnej pozycji. Wszyscy go znają od lat, więc efektu świeżości nie będzie, mogą być za to pozytywne zaskoczenia, tak jak wspomniane pierwsze ruchy porządkujące sprawy, za które nikt wcześniej nie chciał się konkretnie wziąć.
To może, ale nie musi, podbić nieco słupki Nowej Lewicy, która póki co jest jedyną – poza KO – częścią Koalicji 15 Października przekraczającą w sondażach próg wyborczy. Nowy marszałek Sejmu może też okazać się dla rządzących istotnym orężem w walce z Pałacem Prezydenckim.
Oznacza to jednak powrót do mrożenia niektórych projektów ustaw, w tym inicjatyw Karola Nawrockiego, a przecież likwidacja zamrażarki była jednym z koronnych działań Szymona Hołowni. Problem z tym, że ze szlachetnych intencji byłego marszałka niewiele zostało. Zapewne dlatego, że w obecnych czasach łagodność i koncyliacyjność nie są w cenie. Włodzimierz Czarzasty to może i osoba łagodna i koncyliacyjna na zewnątrz (i czynnik uspokajający w koalicji), ale wewnątrzpartyjnie jest to niezmiennie gracz bezwzględny i pozbawiony skrupułów. Które z jego oblicz zdominuje marszałkowanie? Być może dostaniemy wszystkiego po trochu.
