
Problem wielu Polaków z higieną okazuje się głębszy niż można było przypuszczać. I z pewnością nie tkwi tylko w braku dobrych obyczajów. W wywiadzie z Marcinem Mellerem dla najnowszego "Newsweeka" wyjaśnia to prof. Zbigniew Mikołejko. - Wiemy, że znaczna część obywateli się nie myje, ale mamy tyle kompleksów, tyle słabości, że musimy stworzyć złudzenie - przekonuje filozof.
Wiemy, że znaczna część obywateli się nie myje, ale mamy tyle kompleksów, tyle słabości, że musimy stworzyć złudzenie – widmowy byt: Polak jest czysty, schludny, pobożny, pracowity itd. To taki fantom, skorupa, za którą się chowamy. Jak ktoś tego dotknie, a – nie daj Boże – nakłuje, Polak zaczyna wrzeszczeć. Właściwie część Polaków, ci, którzy mają coś za uszami. Niedomywają się na przykład, ale są przekonani, że są czyści. Nie opiekują się dziećmi, ale są przekonani, że się opiekują. Są w gruncie rzeczy niereligijni, ale przekonani, że są niezwykle pobożni. I fikcja staje się dla nich bardziej prawdziwa niż rzeczywistość.
W ocenie profesora, to też przede wszystkim efekt trudnej przeszłości naszego narodu. Czasów, gdy "Polak był na samym dnie". Prof. Mikołejko twierdzi, że stąd bierze się charakterystyczna dla polskiego społeczeństwa ciągła potrzeba dowartościowywania się. Jednocześnie nie robimy wiele, by to, w co wierzymy stało się rzeczywistością. Wielu Polakom wystarczy więc, że po roku 1989 powróciliśmy do cywilizowanej Europy. - No to skoro tak jest, skoro odnieśliśmy taki triumf, to teraz nie musimy się zmieniać, używać mydła i tak dalej – różnych rzeczy nie musimy. Wystarczy, że uwierzymy, że jesteśmy cywilizowani, świetni, doskonali może - tłumaczy filozof.
Ukształtowały się środowiska liderów, które nakręcają atmosferę. Pies z kulawą nogą nie zwróciłby uwagi na mój felieton, gdybym nie zderzył się z jedną z liderek Feminoteki w TOK FM. Koleżanki się rzuciły, gdy zobaczyły szansę. Oburzenie to kapitał dla ideologii. W związku z tym oni podtrzymują to wrzenie.
Profesor twierdzi, że takie schematy bazujące na oburzeniu społecznym skrzętnie wykorzystują pewne grupy. W tym "środowiska popfeminizmu", którym filozof zarzuca odrzucenie walki o prawdziwą emancypację kobiet dla realizacji własnych interesów, w tym po prostu walki o władzę. Prof. Mikołejko przypomina, że nagromadzony gniew potrafi łatwo wynieść do władzy ideologów. - Nie tych, którzy się gniewają, tylko tych, którzy się gniewają w imieniu pogniewanych czy obrażonych - wyjaśnia.

