Dziemianowicz-Bąk
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk dwoi się i troi, żeby każdy dowiedział się o jej pomyśle wolnej Wigilii Fot. Shutterstock / Photo by Bruno Martins on Unsplash

Liczy pierogi, maluje cyferki na oknie, kasuje misie. Ministra pracy, rodziny i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk dwoi się i troi, żeby do każdego wyborcy dotarła informacja, że to ona jest matką sukcesu, jakim jest ustanowienie Wigilii dniem wolnym od pracy. Czy jest się czym chwalić? Oczywiście. Czy powinno się to robić na tak potężną skalę? Mam co do tego spore wątpliwości.

REKLAMA

Politycy Koalicji 15 Października mocno wzięli sobie do serca opinie mówiące o tym, że nie potrafią chwalić się swoimi sukcesami. Między innymi z tego powodu pierwsze dwa lata rządu Donalda Tuska były tak fatalnie odbierane. Ta tendencja już się odwróciła i rząd zaczął się chwalić na potęgę. Co czasami przybiera dość karykaturalne formy, tak jak dzieje się to w przypadku aktywności Agnieszki Dziemianowicz-Bąk.

Wielkimi krokami zbliża się 24 grudnia, a będzie to Wigilia Bożego Narodzenia wyjątkowa, bo po raz pierwszy tego dnia większość z nas będzie miała w pracy oficjalny dzień wolny. Wszystkie duże sklepy będą zamknięte, a wielu z nas nie będzie już musiało brać specjalnie na ten dzień urlopu. A zwykle tak to się kończyło, w końcu praca w Wigilię w zdecydowanej większości miejsc była i tak pracą na ćwierć gwizdka.

Wolna Wigilia to jedna z rzeczy, która rządowi Donalda Tuska się udała. To zmiana pożądana społecznie, niekontrowersyjna, która spotkała się z przychylnością prezydenta Dudy, a co za tym idzie z jego podpisem. Ale też, powiedzmy sobie jasno, nie była to najbardziej skomplikowana reforma, jaką możemy sobie wyobrazić. Tym bardziej dziwi jak bardzo dużo czasu poświęca temu w swojej ostatniej aktywności szefowa resortu pracy, rodziny i polityki społecznej.

Na miesiąc przed pierwszą w historii wolną Wigilią Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zaczęła swoją intensywną aktywność w social mediach w tym temacie. Do teraz na jej profilu można znaleźć dziesięć różnych materiałów poświęconych tej tematyce, opublikowanych tylko w ciągu ostatnich trzech tygodni. Na jednym maluje zimowym sprayem na oknie liczbę 24, pokazującą ile dni zostało do wolnej Wigilii. Gdzie indziej liczy pierogi, jest ich tym razem 10, bo odliczanie wciąż trwa.

Na kolejnej rolce ministra tłumaczy kto jednak będzie pracował w Wigilię, a takich grup zawodowych w istocie jest sporo - pracownicy służb ratowniczych, gastronomii czy transportu. W kolejnym klipie udaje kasjerkę w sklepie, przesuwając po czytniku pluszowe misie, i wyjaśnia, że dodatkowa niedziela handlowa w grudniu nie oznacza, że pracownicy handlu będą musieli pracować we wszystkie trzy.

Do tego dochodzą kampanie w mediach tradycyjnych. Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk można usłyszeć na antenach wielu rozgłośni radiowych, gdzie w wykupionych przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej klipach przypomina o wolnej Wigilii, na koniec spotu przedstawiając się z imienia i nazwiska, tak by każdy wiedział, komu to zawdzięcza. I o ile rolki w social mediach to relatywnie niewielki koszt, to już takie kampanie są sowicie opłacane z pieniędzy podatnika.

Agnieszka Dziemianowicz-Bąk już raz przeprowadziła podobną kampanię, chwaląc się innym dobrze przyjętym społecznie programem: Aktywny Rodzic (tzw. babciowe). Wtedy, w 2024 roku, jej nadaktywność w autopromocji spotkała się z wewnętrzną krytyką w rządzie, bo w promujących tę spełnioną obietnicę spotach ministra pracy była postacią wiodącą, choć sam pomysł zrodził się podczas kampanii Koalicji Obywatelskiej.

Tak ponadwymiarowe zaangażowanie ministry Dziemianowicz-Bąk w promowanie wolnej Wigilii pokazuje, że rząd Koalicji 15 Października wciąż nie ma zbyt dużego arsenału reform, którymi może z czystym sumieniem się pochwalić. Politycy łapią się przez to czego tylko się da, żeby pokazać sprawczość i realne zmiany na lepsze w życiu Polaków. Wolny dzień 24 grudnia to zmiana korzystna, ale dość kosmetyczna, bo jeśli pominiemy pracowników handlu, to wiele osób i tak traktowało ten dzień jako parę godzin do odpękania w biurze.

Chwalenie się tym na lewo i prawo wygląda dla mnie dość karykaturalnie. Dodajmy, że nie jest to jedyna tego typu autopromocyjna nadaktywność rządu, który ostatnio zalał Polskę billboardami prezentującymi swoje osiągnięcia z ostatnich dwóch lat. Oczywiście za nasze pieniądze. Rządzący wsłuchali się w głosy komentariatu zarzucającego im nieumiejętność autopromocji. Niech jednak pamiętają, że zwykły wyborca ma w nosie umiejętności komunikacyjne rządu. Zwykły wyborca chce zmian. Głębszych niż jeden dodatkowy wolny dzień od pracy.

Czytaj także: