
Moskwa zapowiada odpowiedź za rzekomy atak 91 dronów na rezydencję Putina. Tymczasem Ukraina ostrzega przed prowokacją wymierzoną w proces pokojowy. Pojawiają się głosy, że tak naprawdę za całą akcją od początku mógł stać Kreml
Rosyjskie władze twierdzą, że kilka dni temu nad rezydencją Władimira Putina w obwodzie nowogrodzkim miało pojawić się kilkadziesiąt ukraińskich dronów. Według szefa dyplomacji Siergieja Ławrowa Ukraina wypuściła aż 91 bezzałogowców, z których wszystkie miały zostać zestrzelone, bez ofiar i widocznych zniszczeń. Tego samego dnia resort obrony mówił jednak już o 89 strąconych maszynach nad całym terytorium Rosji, z czego 18 miało operować właśnie w okolicach rezydencji.
Moskwa liczy drony, ale wciąż nie pokazuje dowodów
Rozbieżności w oficjalnych komunikatach nie są jedynym problemem Moskwy. Do tej pory Kreml nie pokazał żadnych materiałów, które niezależnie potwierdzałyby skalę i sam fakt takiego ataku: nie ma zdjęć uszkodzeń, nagrań wideo ani dowodów wskazujących na ukraińskie pochodzenie bezzałogowców. W praktyce świat opiera się więc wyłącznie na słowach rosyjskich urzędników.
Mimo tego rzeczniczka MSZ Maria Zacharowa zapowiedziała, że "będzie odpowiedź". Tyle że nie doprecyzowała, na czym miałaby ona polegać ani czy Rosja wiąże ewentualne działania odwetowe z konkretnymi celami wojskowymi, czy też z uderzeniami w infrastrukturę państwową Ukrainy.
Kijów: sfabrykowany pretekst do uderzenia i storpedowania pokoju
Szef ukraińskiej dyplomacji Andrij Sybiha nazwał doniesienia o rzekomej próbie ataku na rezydencję Putina "manipulacją sfabrykowaną w jednym celu" – stworzenia pretekstu do dalszych rosyjskich ataków oraz podważenia procesu pokojowego.
Ukraiński minister przypomniał, że to Rosja w tym roku uderzyła w budynek rządu w Kijowie, a ukraińskie uderzenia na terytorium przeciwnika koncentrują się na celach wojskowych: składach amunicji, lotniskach, bazach logistycznych i obiektach wspierających rosyjską machinę wojenną. Według Sybihy Ukraina działa w ramach prawa do samoobrony, które gwarantuje artykuł 51 Karty Narodów Zjednoczonych.
Polityk podkreślił także, że nie może być mowy o "symetrii win" między agresorem a krajem, który odpiera inwazję. Z jego perspektywy rosyjska opowieść o dronach nad rezydencją Putina ma przygotować rosyjską opinię publiczną – i część świata – na kolejne ciężkie ataki na ukraińską administrację i infrastrukturę w chwili, gdy na stole leżą wciąż negocjacje prowadzone przy udziale Stanów Zjednoczonych i partnerów europejskich.
Kreml straszy zmianą stanowiska
Na rosyjskie komunikaty o rzekomym ataku szybko nałożyły się sugestie, że Moskwa może przemyśleć swoje podejście do rozmów pokojowych. Kreml, powołując się na sprawę rezydencji w obwodzie nowogrodzkim, zasugerował, że to Ukraina miałaby torpedować proces pokojowy, a nie agresor, który od prawie trzech lat prowadzi wojnę pełnoskalową.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski odrzucił te oskarżenia, nazywając je próbą storpedowania negocjacji i "przygotowaniem gruntu pod uderzenie w ukraińskie budynki rządowe". W praktyce oznacza to, że Kijów odczytuje rosyjskie komunikaty nie jako opis realnego zdarzenia, lecz jako wstęp do nowej fazy presji militarnej – tym razem być może wymierzonej jeszcze mocniej w centra decyzyjne państwa.
Zobacz także
