Czasy siermiężnie kręconych filmów, z plastikowymi efektami, które nawet trudno nazwać "specjalnymi" odeszły już na zawsze. Spadające koszty sprzętu i rozwój techniki spowodowały, że twórcy mogą coraz wierniej, ciekawiej i bardziej nietypowo oddać to, co narodziło się w ich głowach. Ale często wymaga to od aktora znacznie większego wysiłku niż w starym kinie.
Plan trailera nowego sezonu popularnego brytyjskiego serialu o młodzieży wyglądem bardziej przypominał fabrykę. To za sprawą ogromnej kamery na mechanicznym ramieniu, która pozwoliła na płynne przejścia z jednego ujęcia do drugiego. Wszystko jest zaplanowane co do sekundy, każdy ruch dokładnie ułożony w głowie reżysera, a aktor nie ma wielkiego pola do własnej inwencji. Chyba najlepiej pokazują to fragmenty "making of". Aktor słyszy tylko "step (krok)" i wykonuje ruch ustalony wcześniej z reżyserem. Wszystko musi zgadzać się co do sekundy. I tak kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt razy.
Jeszcze więcej techniki jest na planie kinowych superprodukcji naszpikowanych efektami specjalnymi. Z jednej strony aktor musi się wpasować w wizję reżysera, która na razie jest tylko zielonym tłem, a finalny kształt zyska dopiero po wielogodzinnej pracy grafików komputerowych, którzy na zieloną makietę nałożą efekty. Z drugiej, w filmach z wielomilionowymi budżetami twórcy mogą sobie pozwolić na realizm i na planie pojawiają się wielkie konstrukcje. W filmie "Iron Man" Robert Downey Jr., wcielający się w główną postać zostaje ubrany w ogromny pancerz (który zresztą nie przypomina tego, który później widzimy na ekranie) i musi w nim biegać po planie.
Inaczej sprawa wygląda w tradycyjnych filmach, które nie wymagają skomplikowanych efektów specjalnych. Głównie takie powstają w Polsce.– Mam wrażenie, że technika raczej ułatwia pracę aktorom. Lżejsze, ruchome kamery, z którymi można wręcz biegać po planie znacznie ułatwiają pracę – ocenia Bożena Janicka z miesięcznika "Kino". – Dzisiaj aktor nie jest już uwiązany do ciężkiej kamery. Z punktu widzenia widza nowe możliwości pozwalają reżyserowi w większym stopniu osiągnąć to, co sobie zakładał. A z punktu widzenia aktora specjalnych utrudnień nie ma. Ale to tylko moje oparte na logice domysły. Nie gram w filmach, więc może odczucia aktorów są inne – zastrzega.
Większe możliwości
Z naszych rozmów z filmowymi twórcami wynika, że technika pomaga aktorom, a nie jest dodatkowym obciążeniem. – Wszelkie kwestie techniczne zajmują teraz mniej czasu niż kilkadziesiąt lat temu – mówi naTemat Małgorzata Braunek, która kilka lat temu wróciła do zawodu po 30-letniej przerwie. – Teraz ustawianie światła, kamer, dźwięku trwa krócej, dlatego kręcenie filmów jest dużo szybsze niż kiedyś. Przecież dawniej zdjęcia trwały nawet kilka miesięcy. Dzisiaj się tego nie praktykuje, także z powodów finansowych. Ale taki tryb pracy wymaga od aktora ciągłego skupienia, bycia w gotowości, bo dawniej w czasie, kiedy ustawiano plan, aktorzy mogli ćwiczyć scenę – relacjonuje aktorka.
Teraz role prób spełniają kolejne duble. – Kiedyś taśma była bardzo droga, więc dobre przygotowanie sceny było bardzo ważne, bo nie było szans na powtórkę. Teraz wszystko można nagrywać kilka, a nawet kilkanaście razy – opowiada Małgorzata Braunek. Przyznaje jednak, że z efektami specjalnymi na planie się raczej nie spotyka, więc nie ma pełnego porównania zmian, jakie zaszły w kinie.
…mniejsze wymagania
Nieco więcej pracy, ale także możliwości, ma reżyser, który niejako za rękę prowadzi aktora przez kolejne sceny. – Rzeczywiście przy produkcjach naszpikowanych efektami specjalnymi aktor musi bardziej przystosować się do wymagań technicznych – przyznaje w rozmowie z naTemat Agnieszka Holland, reżyserka nominowana do Oscara za "W ciemności". – Jednak w takich produkcjach wymaga się niższego poziomu gry aktorskiej niż w tradycyjnych filmach – zauważa.
Rozbudowana postprodukcja, czyli nakładanie na film efektów specjalnych wymaga od aktora na pewno sporej wyobraźni. Musi wyobrazić sobie to, co widz będzie obserwował na ekranie w kinie. – Jeżeli film nagrywa się na zielonym materiale, to oczywiście aktor musi się przystosować do braku scenografii, do przyszłych efektów specjalnych. Można powiedzieć, że staje się trochę narzędziem. Wydaje mi się, że jednak pomimo tych utrudnień granie na wirtualnym planie daje większą swobodę. A reżyser musi stworzyć aktorowi takie warunki, by mógł komfortowo zagrać swoją rolę – podsumowuje reżyserka.