
– To dziwne? – pyta Agata (nazwisko do wiadomości redakcji), 31-letnia pedagog jednego z gdańskich gimnazjów. Mimo próśb, by opowiedziała o nauczycielskich problemach na rynku pracy pod nazwiskiem, odmawia. – Jestem przekonana, że w naszej placówce polecą najmłodsi, w tym pewnie i ja. Starych koterii nikt nie ruszy. Jednak do końca wciąż nic nie wiadomo. Naprawdę nie chcę podpaść dyrektorowi – tłumaczy.
Kto się boi szkół zawodowych?
Ułomny, polski system edukacyjny wyraźnie dzieli społeczeństwo na „inteligentnych - tych po studiach” i „nieinteligentnych - tych bez dyplomu”. W Polsce nadal nieskończone studia są przyczyną głębokich urazów i kompleksów. Tymczasem w „starej” Europie można bez trudu radzić sobie na rynku pracy z wykształceniem, np. licencjackim. Trzyletnie szkoły „zawodowe” nie zaprzątają młodych głów zbędną teorią. CZYTAJ WIĘCEJ
Wolą być bezrobotni
Dla starszych pedagogów poszukiwanie pracy poza szkolnictwem to także kwestia utraty prestiżu. Wszystkie te problemy nauczycieli, którzy stracili pracę przez nieubłagany niż demograficzny, świetnie obrazuje kwietniowy raport rządowego Ośrodka Rozwoju Edukacji. Wynika z niego, że wśród zwolnionych ze szkoły dominuje grupa przyjmująca na bezrobociu postawę wycofania.
A co właściwie potrafi polski nauczyciel? – To zależy, czy mówimy o dobrym, czy złym nauczycielu. Ten zły prawdopodobnie niczego w życiu nie potrafi i właśnie dlatego poszedł pracować do szkoły. Inaczej jest w przypadku dobrego nauczyciela, który posiada taką uniwersalną umiejętność rozumienia rzeczy trudniejszych od tych, które objaśnia – mówi naTemat publicysta Jan Wróbel, który jednocześnie od lat jest dyrektorem I Społecznego Liceum Ogólnokształcącego w Warszawie.
Karta Nauczyciela, czyli próba sił
Kiedy czytam o zwieranych szykach w obronie Karty Nauczyciela, nie mam wątpliwości, że czeka nas poważna potyczka. Tym razem z polityką nie tylko w tle, ale i w roli głównej. Oczywiście, od polityki nie da się uciec, chcąc załatwiać sprawy szkolnictwa, ale na pewno nie można na niej poprzestawać. CZYTAJ WIĘCEJ
Słabeuszy nikt nie pożałuje
Dyrektor warszawskiego liceum obawia się z kolei tego, że jego koledzy z publicznych placówek w obliczu redukcji etatów będą pozbywali się... raczej tych lepszych belfrów. – W niektórych przedmiotach trzeba dziś mniej specjalistów. I zamiast ratować dobrego fizyka przed bezrobociem inwestując w niego, by mógł uczyć czegoś innego, wielu woli go zwolnić. Tymczasem słaby historyk, czy beznadziejna polonistka zostaną, ponieważ ich te przemiany strukturalne obejmują w znacznie mniejszym stopniu niż przedstawicieli przedmiotów ścisłych. Ważne jest też drugie zjawisko, które występuje niektórych w polskich szkołach, czyli wzajemne powiązania i znajomości. Nie możemy mieć złudzeń, że to kto kogo zna nie będzie odgrywało przy zwolnieniach żadnej roli – przekonuje Jan Wróbel.