Jeszcze w tym roku szeregi bezrobotnych zasili 7 tysięcy nauczycieli, dla których nie ma miejsca w szkołach ze względu na niż demograficzny. Większość będzie bezrobotna przez lata, bo nauczycielom bardzo trudno się przekwalifikować. Poza tym po prostu nie chcą tego robić. – Jeżeli ktoś uważa, że lepiej być na bezrobociu, to sam ma o sobie mniemanie, iż jest nauczycielskim słabeuszem, a jego potencjał intelektualny jest nikły – mówi naTemat publicysta i pedagog Jan Wróbel. Ale co tak właściwie może robić zwolniony nauczyciel?
Kilka dni temu Ministerstwo Edukacji Narodowej potwierdziło, że koniec roku szkolnego oznacza początek bezrobocia dla wielu polskich nauczycieli. Ze szkół w tym roku zniknie aż siedem tysięcy pedagogów. I ze smutnych statystyk wynika, że wielu z nich zasili szeregi bezrobotnych, a mnóstwo będzie musiało przyjąć pracę w innej branży i poniżej swoich kwalifikacji. Nieliczni mogą liczyć na szybkie przejście ze szkoły publicznej do prywatnej. Co gorsza, dane dotyczące bezrobocia wśród osób związanych niegdyś z oświatą nie pozostawiają wątpliwości, że to grupa zawodowa mająca naprawdę poważny problem ze znalezieniem nowej pracy. Szczególnie, gdy wymaga to przebranżowienia się.
Nauczyciel chce być nauczycielem
– To dziwne? – pyta Agata (nazwisko do wiadomości redakcji), 31-letnia pedagog jednego z gdańskich gimnazjów. Mimo próśb, by opowiedziała o nauczycielskich problemach na rynku pracy pod nazwiskiem, odmawia. – Jestem przekonana, że w naszej placówce polecą najmłodsi, w tym pewnie i ja. Starych koterii nikt nie ruszy. Jednak do końca wciąż nic nie wiadomo. Naprawdę nie chcę podpaść dyrektorowi – tłumaczy.
Nie dziwi jej trudność z jaką koledzy po fachu zmagają się z bezrobociem. – Nauczyciel na rynku pracy jest jak wyśmiewany filozof. W obu przypadkach to ludzie, którzy mają ogromną wiedzę ogólną i mogą być dla każdej firmy prawdziwym skarbem. Nauczyciele przedmiotów ścisłych dodatkowo mają wiedzę specjalistyczną – wylicza Agata. – Skoro jednak ktoś poświęcił się szkole, nie chce tego rzucać – dodaje.
Wolą być bezrobotni
Dla starszych pedagogów poszukiwanie pracy poza szkolnictwem to także kwestia utraty prestiżu. Wszystkie te problemy nauczycieli, którzy stracili pracę przez nieubłagany niż demograficzny, świetnie obrazuje kwietniowy raport rządowego Ośrodka Rozwoju Edukacji. Wynika z niego, że wśród zwolnionych ze szkoły dominuje grupa przyjmująca na bezrobociu postawę wycofania.
"Osoby te nie podejmują żadnych działań w celu znalezienia zatrudnienia, biernie oczekują na zmianę sytuacji w lokalnej oświacie i powrót do pracy w szkole" - ostrzegają eksperci ORE. Ich zdaniem bezrobotnym nauczycielom z roli życiowego przewodnika zagraża przeistoczenie się w ofiarę tzw. wyuczonej bezradności. "W przypadku utrzymujących się trudności z powrotem do zawodu nauczyciela, osoby te mogą na stałe zasilić szeregi bezrobotnych. Im dłużej będą pozostawały bez zatrudnienia tym trudniej będzie im podjąć jakąkolwiek pracę" – czytamy w raporcie.
– Moim zdaniem dotyka to szczególnie nauczycielki. Znam sporo koleżanek, które wypadając ze szkoły postanowiły być na utrzymaniu męża tak długo, aż się nie znajdzie wolne miejsce w jakiejś placówce. Nieważne, że finanse rodziny nagle się załamywały. Mnie to chyba nie grozi. Filolog angielski zawsze ma na rynku kilka opcji. Nie po to jednak przez pół młodości szkoliłam się, by zostać pedagogiem, żeby teraz tłumaczyć teksty. Przecież nie jest tak, że my nic nie umiemy – żali się Agata.
Polski nauczyciel niczego nie umie?
A co właściwie potrafi polski nauczyciel? – To zależy, czy mówimy o dobrym, czy złym nauczycielu. Ten zły prawdopodobnie niczego w życiu nie potrafi i właśnie dlatego poszedł pracować do szkoły. Inaczej jest w przypadku dobrego nauczyciela, który posiada taką uniwersalną umiejętność rozumienia rzeczy trudniejszych od tych, które objaśnia – mówi naTemat publicysta Jan Wróbel, który jednocześnie od lat jest dyrektorem I Społecznego Liceum Ogólnokształcącego w Warszawie.
Jan Wróbel potwierdza również, że wielu nauczycieli powinno być na celowniku headhunterów szeroko pojętego sektora usług. W ocenie doświadczonego dyrektora szkoły, byli nauczyciele wyśmienicie odnajdują się wszędzie tam, gdzie konieczny jest bardzo dobry kontakt z drugim człowiekiem.
– Charakteryzuje ich bowiem to, że potrafią bardzo dobrze wytłumaczyć zawiłe kwestie tym, którzy przyjdą do nich po pomoc. A przychodzą bardzo różni ludzie, w różnym wieku i o różnym wykształceniu – twierdzi. I dodaje: – Przebranżowieni nauczyciele mogą więc znaleźć pracę w firmach, gdzie potrzeba kogoś, kto odpowiednio zajmie się klientami, gośćmi, zareklamuje daną firmę, albo zorganizuje tzw. eventy – słyszymy.
Nasz rozmówca przypomina jednak, że zawsze trzeba rozróżniać, czy mówimy o dobrych, czy też złych nauczycielach. Tym drugim z pewnością może być trudno wyjść w poszukiwaniu pracy poza mury szkoły. A jest ich niestety dość sporo.
– Trudno jednak powiedzieć ilu. Tych nauczycieli, którzy nie mają kontaktu z uczniami nie chcą wskazywać ani rodzice, ani dyrektorzy szkół. Jest taka cicha zmowa chroniąca nauczycieli uczących bez wdzięku, bo zwykle są niespecjalnie wymagający. Myślę jednak, że to co najmniej jedna czwarta dzisiejszej kadry w oświacie. Bez nich system nie tylko bez problemu sobie poradzi, ale i radził będzie sobie lepiej – ocenia Wróbel.
Słabeuszy nikt nie pożałuje
Dyrektor warszawskiego liceum obawia się z kolei tego, że jego koledzy z publicznych placówek w obliczu redukcji etatów będą pozbywali się... raczej tych lepszych belfrów. – W niektórych przedmiotach trzeba dziś mniej specjalistów. I zamiast ratować dobrego fizyka przed bezrobociem inwestując w niego, by mógł uczyć czegoś innego, wielu woli go zwolnić. Tymczasem słaby historyk, czy beznadziejna polonistka zostaną, ponieważ ich te przemiany strukturalne obejmują w znacznie mniejszym stopniu niż przedstawicieli przedmiotów ścisłych. Ważne jest też drugie zjawisko, które występuje niektórych w polskich szkołach, czyli wzajemne powiązania i znajomości. Nie możemy mieć złudzeń, że to kto kogo zna nie będzie odgrywało przy zwolnieniach żadnej roli – przekonuje Jan Wróbel.
Nie jest mu natomiast żal, że w szkołach brakuje tych, którzy dziś wolą po prostu biernie przeczekać bezrobocie. – Jeżeli ktoś uważa, że lepiej być na bezrobociu niż szukać aktywnie pracy w zawodzie, to sam ma o sobie mniemanie, iż jest nauczycielskim słabeuszem a jego potencjał intelektualny jest nikły. I chwała Bogu, że tego typu ludzie chcą przeczekać na bezrobociu, bo każdy rok, którego nie przepracują w szkole, to rok dla oświaty zyskany – mówi bez wahania.
Jan Wróbel przekonuje też, że przyjęcia posady w innej branży żaden nauczyciel nie powinien traktować jako ujmy na honorze. – To na pewno przykrość, ale nie ujma. Osobiście jestem wyznawcą zasady, że dobry nauczyciel to ten, kto ma jakieś doświadczenie także poza szkołą. To wtedy człowiek, który z całą pewnością może powiedzieć, że pracuje w szkole z wyboru. Zatem nauczycielom, którym przydarzy się taka wymuszona przygoda, że muszą szukać sobie nowego miejsca na rynku pracy, w przyszłości może to tylko przynieść ogromne psychologiczne i prestiżowe efekty – zapewnia.
Ułomny, polski system edukacyjny wyraźnie dzieli społeczeństwo na „inteligentnych - tych po studiach” i „nieinteligentnych - tych bez dyplomu”. W Polsce nadal nieskończone studia są przyczyną głębokich urazów i kompleksów. Tymczasem w „starej” Europie można bez trudu radzić sobie na rynku pracy z wykształceniem, np. licencjackim. Trzyletnie szkoły „zawodowe” nie zaprzątają młodych głów zbędną teorią. CZYTAJ WIĘCEJ
Kiedy czytam o zwieranych szykach w obronie Karty Nauczyciela, nie mam wątpliwości, że czeka nas poważna potyczka. Tym razem z polityką nie tylko w tle, ale i w roli głównej. Oczywiście, od polityki nie da się uciec, chcąc załatwiać sprawy szkolnictwa, ale na pewno nie można na niej poprzestawać. CZYTAJ WIĘCEJ