Już w poniedziałek Benedykt XVI odwiedzi Kubę. Wizyta, chociaż od dawna wyczekiwana, wzbudza wiele kontrowersji. Kubański reżim stara się oczyszczać ulice i kościoły z demonstrantów, a Watykan zapowiedział, że papież nie spotka się z lokalną opozycją.
1998 rok – ta data do dzisiaj jest dla wielu Kubańczyków wyjątkowa. Wtedy to bowiem Jan Paweł II, jako pierwszy papież w historii, przyleciał na ich wyspę. Na kolejne spotkanie z duchowym przywódcą katolików przyszło im czekać aż 14 lat. Ale tej wizycie towarzyszy już mniej nadziei.
W weekend kubańskie władze aresztowały około 70 kobiet, które okupowały kilka kościołów w największych miastach. Chciały w ten sposób zmusić Watykan do zabrania
głosu w sprawie więźniów i politycznych prześladowań. Stolica Apostolska jednak milczała, a reżim – chociaż wypuścił wszystkich po kilkunastu godzinach – pokazał, że nie pozwoli zakłócić przyjazdu Benedykta XVI.
Kubańscy opozycjoniści ubolewają, że papież nie poświęci im podczas swojej wizyty ani minuty. Spotka się za to z Raulem Castro, a zapowiada nawet, że chętnie porozmawia z Fidelem – o ile stan zdrowia 85-letniego ateisty na to pozwoli. Na początku miesiąca 750 dysydentów ostrzegało w otwartym liście Benedykta XVI, że jego milczenie w sprawie represji „będzie sygnałem dla reżimu, że może postępować tak dalej”.
Trudne z gruzów powstawanie
Decyzja o zignorowaniu opozycjonistów wywołuje wiele oburzenia, ale trudno uznać ją za niespodziankę. Kilkadziesiąt lat temu Kościół Katolicki należał do najbardziej tępionych organizacji na Kubie. Setki księży i sióstr zakonnych musiało uciekać z kraju lub trafiało do więzień; wielu duchownych zginęło. Komunistyczne władze widziały w
religii źródło wszelkiego zła – a przynajmniej wygodnego wroga. Zmianę przyniósł dopiero koniec zimnej wojny. Odcięci od gotówki z ZSRR, przerażeni widmem wybuchu klęski głodu, rządzący postanowili poprawić swój wizerunek na świecie i znaleźć nowych sojuszników. Jednym z nich był Watykan. W 1992 roku konstytucja przestała definiować Kubę jako „państwo ateistyczne” i dodano w niej nawet zakaz prześladowania za względu na przekonania religijne. Cztery lata później Fidel Castro spotkał się z Janem Pawłem II i zaprosił go na karaibską wyspę.
Od tego czasu stosunki Kościoła i władz w Hawanie są coraz lepsze. Kościoły są jednymi z niewielu instytucji, które zachowują względną autonomię (chociaż, jak wszędzie na Kubie, nie brakuje w nich szpicli), a rząd pozwala im nawet na prowadzenie działalności charytatywnej i organizowanie pozaszkolnych zajęć edukacyjnych. Około 10 proc. Kubańczyków deklaruje się dziś jako praktykujący katolicy, chociaż w rzeczywistości liczba ta może być znacznie wyższa.
Bez kolejnej rewolucji
Stosując strategię małych kroków – delikatnie naciskając na reżim i chłodząc zapały bardziej porywczych opozycjonistów – Kościół próbuje wpływać też na politykę państwa. W 2010 roku odniósł w tej kwestii najbardziej spektakularny sukces – udało mu się namówić rząd Castro do wypuszczenia 130 więźniów politycznych (ale faktem jest, że większość wypuszczonych musiała opuścić kraj). Teraz trwają negocjacje nad warunkami kolejnej, znacznie szerszej amnestii. Duchowni są jednymi z mediatorów.
Odmawiając spotkania z kubańską opozycją, papież wyraźnie pokazuje, że jego wizyta będzie mieć charakter misyjny, a nie polityczny. To ostrożne podejście, które ma nie naruszyć wypracowywanego latami balansu. Część dysydentów przyznaje, że to rozumie. - Papież przybywa jako duszpasterz z chrześcijańskim przesłaniem miłości i pojednania – mówił w rozmowie z BBC Angel Moya, były więzień polityczny. - Nie będzie wyzwolicielem Kuby. Tym mogą być tylko sami Kubańczycy – dodał.