Po tym, gdy wyszło na jaw, że największe firmy informatyczne udostępniają dane użytkowników amerykańskiemu programowi PRISM, na Amazonie o 3100 proc. wzrosła sprzedaż "Roku 1984" Georgea Orwella. Głośny skandal w USA pokazał, że wizja pisarza jest aktualna bardziej niż kiedykolwiek. Jeszcze nigdy na taką skalę nie oddawaliśmy komuś władzy nad sobą. I jeszcze nigdy do tej pory nie było nam z tym... tak wygodnie.
Pracownik amerykańskiej agencji wywiadowczej ujawnił istnienie tajnego rządowego programu służącego do inwigilacji obywateli. Informacja wstrząsnęła mediami w USA. Przez Stany przetoczyła się dyskusja o prywatności obywateli. Miała też nieoczekiwany skutek: w serwisie Amazon.com o 3000 tys. proc. wzrosła sprzedaż "Roku 1984" George'a Orwella. Czyżbyśmy wreszcie zrozumieli, że rok 1984 wydarza się dziś?
Tajny program, wielki front
O PRISM jeszcze kilka dni temu wiedzieli jedynie przedstawiciele służb specjalnych USA i pracownicy rządowych agend. 29-letni Edward Snowden, pracownik firmy, która od kilku lat świadczyła usługi informatyczne dla resortu obrony USA, postanowił jednak ujawnić jego istnienie. Jak tłumaczył w wywiadach, był przerażony skalą inwigilacji, którą odkrył. "Nawet jeśli nic nie robisz, jesteś nagrywany i szpiegowany. Możliwości tego systemu rosną z roku na rok […]. Nie chcę żyć w świecie, gdzie wszystko, co robię i mówię jest nagrywane" – powiedział w jednym z nich.
Jak wynika z ujawnionych przez Snowdena informacji, Narodowa Agencja Bezpieczeństwa ma swobodny i niemal nieograniczony dostęp do danych firm takich, jak Facebook, Microsoft, Apple, czy Google. Dzięki temu mogą namierzyć i podsłuchiwać każdego, a dane uzyskiwane wskutek działania programu wykorzystywane są do rządowych raportów dotyczących bezpieczeństwa.
Po tym, jak Snowden ujawnił aferę, przez Stany przelała się fala oburzenia. Zwykli obywatele byli zdumieni skalą, na jaką sięga inwigilacja. Popularnym skojarzeniem stała się fabuła "Roku 1984" George'a Orwella, w której przedstawiony jest świat w pełni zinwigilowany, obserwowany i kontrolowany przez członków partii. Choć książka jest opowieścią o totalitaryzmie, jeszcze nigdy nie była tak aktualna, jak teraz. Nie tylko zresztą w Stanach Zjednoczonych.
Polska niechlubnym liderem
– PRISM został ujawniony w Stanach Zjednoczonych, ale nie mamy pewności, czy u nas nie funkcjonują podobne systemy – mówi Paweł Lipiec, specjalista w zakresie nowych technologii i bloger naTemat. – Już należymy do krajów, w których liczba zapytań o dane telekomunikacyjne jest najwyższa w Unii Europejskiej – dodaje.
Do pobierania bilingów uprawnionych jest u nas aż 18 podmiotów, między innymi: sądy, policja, prokuratury, Agencja Wywiadu. Agendy zwykle chcą znać numery IP komputerów, identyfikować właścicieli numerów telefonów, znać wykazy połączeń i miejsca, z których je wykonywano. Tylko w 2011 roku o takie dane zwracano się do operatorów telekomunikacyjnych 1,8 mln razy. Sprawą zajęła się nawet Najwyższa Izba Kontroli.
– To nie jest żadna nowość, że służby specjalne mogą pozyskiwać nasze prywatne informacje. Mam wrażenie, że przy okazji wykrycia PRISM nie dokonuje się rewolucja, czy wielka zmiana jakościowa – mówi Lipiec. – Różnica jest taka, że nagle dotarło to do szerszej publiczności.
Czy skandal ze Stanów zmieni coś w naszej świadomości? Paweł Lipiec uważa, że to raczej mało prawdopodobne. – Poniekąd godzimy się na to krok po kroku. Zyskujemy wygodę: lepsze dopasowanie produktów, lepiej targetowane reklamy. W zamian oddajemy prywatność – dodaje.
Oddaj prywtność za dopasowanie do potrzeb
Wielki Brat patrzy na nas nawet w miejscach tak niepozornych, jak sklepy internetowe, które – według obserwacji badaczy internetu – dopasowują ceny oferowanych produktów do komputera, z jakiego korzystamy przeglądając stronę. Użytkownicy nowych modeli Apple czasem zapłacą więcej, niż ci, którzy korzystają ze starych PC. Ale to nie koniec: tak samo może się zdarzyć, jeśli przeglądamy stronę z regionu zamożniejszego ekonomicznie. Mieszkaniec Warszawy będzie musiał zapłacić więcej, niż wsi Pławna Górna na Dolnym Śląsku.
Dane, które udostępniamy w internecie chcą wykorzystywać także banki. Kilka miesięcy temu głośna była sprawa Alior Banku, który do ustalania stawek ubezpieczeń chciał wykorzystywać Facebooka. Osoba, która opublikowała zdjęcie z papierosem, miała płacić więcej. Pomysł banku spotkał się z falą internetowej krytyki, ale jego pracownicy tłumaczyli później, że wszystko robią dla dobra klienta. Dzięki zbieraniu, kompilowaniu i analizowaniu danych, dostaje on spersonalizowany produkt, dopasowany do potrzeb.
Taką samą wymówką posługuje się firma Google, która dzięki historii naszych wyszukiwań i odwiedzanych stron, profiluje treści wyświetlane nam w wyszukiwarce i na YouTube. Jak to wygląda w praktyce? Ostatnio sprzedawałam samochód. Choć oczywiście telefonów i adresów firm skupujących auta nie szukałam na YouTube, jako pierwszy, polecany film wyświetlał mi się taki, który został dodany z profilu, który w nazwie miał słowa podobne do tych, jakimi posługiwałam się w wyszukiwarce.
Uśpić Wielkiego Brata
Także Amazon, największa internetowa księgarnia wyświetla użytkownikom podpowiedzi lektur. Robi to na podstawie analizy wcześniejszych wyborów samego użytkownika, a także jego znajomych. – To niesłychanie ironiczne, że bardzo wielu ludzi sięgnęło właśnie po serwis Amazona, szukając "Roku 1984" – mówi Jarosław Lipszyc z Fundacji Nowoczesna Polska. – O tym serwisie dobrze wiemy, że śledzi, co czytamy. Zamiast spróbować znaleźć plik z tym tekstem zawieszony gdzieś w sieci, ludzie sięgnęli po medium, o którym z góry wiadomo, że będzie nas szpiegować a informacje, które uzyskało będzie wykorzystywać przeciwko nam, żeby wycisnąć z nas więcej pieniędzy – ocenia.
– Nie wiem, czy Amazon będzie przekazywał informacje o tym amerykańskiemu rządowi, jest mi wszystko jedno, bo jeśli nie muszę, to nie używam tej strony. Ale przy tej okazji namawiam do jednego: rzucenia serwisów, które zarabiają na szpiegowaniu nas. To nie będzie łatwe, ale to jedyna droga – uważa Lipszyc.
Bo, jeśli sami nie zawalczymy o naszą prywatność, nie ma co się łudzić, że zrobi to za nas wielka firma. Zapewne nie chodzi jej, tak jak partii opisanej w "Roku 1984" o absolutną kontrolę, czy władzę. Wystarczą pieniądze. A te, które można zarobić dzięki naszym danym, są ogromne.