"Żeby atakować ośmiotysięczniki w zimie kalendarzowej trzeba spędzić w górach wiele lat. I nie można zostawiać partnera. Bielecki i Małek mają to na sumieniu" – mówi w wywiadzie dla Sport.pl himalaista Ryszard Gajewski. Szczególnie mocne oskarżenia formułuje pod adresem Adama Bieleckiego. Jak twierdzi, uciekł on zamiast ratować kolegów, podobnie jak w przypadku poprzedniej wyprawy.
6 marca na zboczach Broad Peaku zginęli Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski. Wcześniej razem z Adamem Bieleckim i Arturem Małkiem jako pierwsi wspinacze w historii zdobyli szczyt zimą. Kiedy dwaj ostatni wrócili do Polski, rozpoczęła się dyskusja o ich odpowiedzialności za los kolegów. Mogli pomóc? Nie zrobili wszystkiego? – to najczęściej spotykane sugestie.
Teraz głos w sprawie zabrał także Ryszard Gajewski, znany himalaista, TOPR-owiec i przewodnik górski. W rozmowie z portalem Sport.pl bardzo ostro krytykuje Adama Bieleckiego, wytykając mu brak doświadczenia, nieodpowiedzialność, a nawet kłamstwa. "Kiedy Bielecki na Broad Peaku zobaczył, że zaraz będzie ciemno, uciekł. Dla niego noc bez namiotu to tragedia. A przecież przy dzisiejszym sprzęcie spokojnie można wykopać dziurę, siąść" – przekonuje Gajewski.
Jego zdaniem to już nie pierwszy raz, kiedy Bielecki zachował się w ten sposób. "Mówiąc o nim, musimy pamiętać o kilku sprawach. Makalu - zostawił do spółki z Hajzerem dwóch partnerów - efekt poważne amputacje palców. Zszedł do obozu poniżej po tlen, ale go nie wniósł bo się zmęczył, za to szybko zbiegł do bazy. Na Gasherbrumie I uciekł Januszowi Gołębiowi jeszcze przed zdobyciem szczytu. Rozmawiałem niedawno z Gołębiem. Opowiadał o tym zimowym wejściu. Był wkurzony i rozżalony" – wspomina.
Gajewski twierdzi też, że Bielecki nie powiedział całej prawdy o wydarzeniach na Broad Peaku. Stawia tezę, że wcale nie miał rozstrojonego radia, a po prostu nie chciał rozmawiać z kierownikiem wyprawy. "Jak słyszałem, co oni opowiadali o ataku szczytowym, to byłem pełen podziwu, jak można tak ściemniać" – mówi.
O tragicznych wydarzeniach w drodze na Broad Peak mówi w najnowszym "Newsweeku" Krzysztof Wielicki, kierownik wyprawy. Jak twierdzi, gdyby miał łączność z Adamem Bieleckim i Arturem Małkiem, którzy ostatecznie bezpieczni dotarli do bazy, kazałby im zaczekać na pozostałą dwójkę. "Nie wiem, czy by mnie posłuchali, czy byliby w stanie tak zrobić, ale miałem obowiązek im to powiedzieć" – zaznacza.