Zatrzymanie Ewy Wanat przez policję wzbudziło ogromne kontrowersje. Część osób nie zostawia na dziennikarce suchej nitki za to, że wsiadła na rower po spożyciu alkoholu. Pojawia się jednak wiele głosów dotyczących zachowania policjantów, którym zdarza się traktować obywateli jak bydło. – Dzięki temu opinia publiczna w Polsce dowie się, jak działa polska policja – napisała jednak z komentatorek naTemat. Czy noszenie munduru uprawnia do poniżania ludzi?
Ewa Wanat w rozmowie z nami wyraźnie zaznaczyła, że popełniła błąd wsiadając na rower po spożyciu alkoholu. Zamierza poddać się osądowi i zapowiada, że nie chce odwracać kota ogonem. Chce jednak złożyć zażalenie na to, jak jej zdaniem wyglądało zachowanie policjantów obecnych na komendzie przy ul. Wilczej w Warszawie. O jej prawniku - Krystianie Legierskim - policjanci mieli mówić per "pedał". Później agresja słowna przeniosła się już na samą dziennikarkę – Ma pani dzieci? – zapytał policjant. Wanat odparła, że nie. – To dobrze. Bo co by im pani powiedziała, gdyby zobaczyło dwóch całujących się mężczyzn – miał stwierdzić jeden z dziesięciu policjantów obecnych na komendzie.
Zdaniem Mariusza Mrozka z Komendy Stołecznej Policji, sytuacja wyglądała inaczej, niż twierdzi dziennikarka. Broni policjantów.
Niektórzy z komentujących piszą, że prawda zapewne leży gdzieś po środku. Znają ją tylko ci, którzy byli na miejscu, a reszta może jedynie wierzyć jednej lub drugiej stronie. Okazuje się jednak, że komisariat na Wilczej w Warszawie cieszy się wyjątkowo złą sławą. Przedstawiamy relacje tych, którzy mieli z nim do czynienia.
Wpis dziennikarza TVP na Twitterze odnosi się do słynnej sprawy chłopaka, który miał zostać pobity na komisariacie przy ul. Wilczej.
Fragment artykułu: Odnaleziono ciało chłopaka, który w nocy z 6 na 7 sierpnia wpadł do Wisły
Według własnej relacji aresztowany, otrzymał kilka ciosów tuż przed wejściem do budynku. Bicie kontynuowano w opustoszałym pomieszczeniu. Oprawców było dwóch. Rozebrali poszkodowanego, co - jak stwierdził – dawało funkcjonariuszom poczucie satysfakcji. Po zaprowadzeniu pana Pawła do aresztu, policjanci podduszali zatrzymanego,ponoć za to, że wcześniej rzucał obelgami.
CZYTAJ WIĘCEJ
Największe upokorzenie w życiu
Napisała do nas czytelniczka, której wspomnienia z pobytu na komendzie przy ulicy Wilczej także pozostaną do końca życia. Znalazła się na niej z powodu podejrzenia o sfałszowanie biletu autobusowego. Początkowo straż miejska, a później policja nie udzielała jej żadnych wyjaśnień. – Już od przyjazdu było bardzo niemiło, choć to ma akurat najmniejsze znaczenie w tym co się stało. Usiadłam w wyznaczonym miejscu myśląc, że za chwilę rozpocznę składanie wyjaśnień. Tymczasem zatrzaśnięto za mną kraty... Gdy zapytałam o co chodzi dowiedziałam się, że jestem "aresztowana" – mówi.
Pani Katarzynie zabrano telefon, rzeczy osobiste, portfel... – Po jakimś czasie przyszły dwie policjantki i zabrały mnie do łazienki, która wyglądała gorzej niż z filmu Smarzowskiego ("Drogówki"). Zupełnie nie wiedziałam co się dzieje i dlaczego ... Policjantki kazały mi się rozebrać i zrobiły kontrolę osobistą. Nikt nie chciał ze mną rozmawiać... To było najbardziej upokarzające wydarzenie w całym moim życiu – mówi nam mieszkanka Warszawy.
Gdy pani Katarzyna wróciła z powrotem do celi, zaczęto na nią naciskać, aby się przyznała do winy. – Policjanci byli bardzo niezadowoleni, a ja nadal nie rozumiałam co się dzieje. Zapytano mnie, czym się zajmuję. Opowiedziałam, że komunikacją. Na co jeden z nich odwrócił się i powiedział: czyli tramwajem pani jeździ, tak? Po czym cała dziewiątka panów zaczęła rechotać. Takiego poziomu chamstwa, wulgarności, seksizmu i głupoty wśród osób przebywających tak blisko siebie nie widziałam nigdy – stwierdza.
Pani Katarzyna ukończyła psychologię. Jej zdaniem, wszystkie metody, które były stosowane przez policjantów miały na celu wymuszenie, by przyznała się do czegoś, czego nie zrobiła. – Policjant mówił, że jest piątek i że wkurwia go, że nie może sobie pójść do swojej dziewczyny, tylko musi tu ze mną siedzieć. Zapytałam, czy mogę zadzwonić po swojego prawnika. Funkcjonariusz odparł, że jak wezmę mecenasa, to spędzę za kratami całą noc, bo sprawa się przedłuży. Gdy chciałam chociaż przyjąć leki na astmę, które miałam w torebce usłyszałam, że nie mogą mi ich podać. Musiałabym pojechać z nimi do szpitala na badania, czy mogę je przyjąć – wspomina.
W końcu udało się skontaktować z prawnikiem pani Katarzyny, który pojawił się na miejscu po dziewięciu godzinach od zatrzymania. – Wyciągnął mnie w 15 minut od przybycia – kończy opowieść.
To jest instytucja represyjna
Komentujący relację Ewy Wanat z jej zatrzymania patrzyli niekiedy z przerażeniem na to, jak łatwo można znaleźć się w podobnej sytuacji. O ile bowiem nie kwestionowali tego, że dziennikarka postąpiła niewłaściwie, to zachowanie policjantów, które opisywała, wołało o pomstę do nieba. Pani Milena napisała w komentarzu pod tekstem, że dzięki tej sprawie opinia publiczna będzie miała okazję dowiedzieć się, jak działa polska policja.
– To jest instytucja represyjna, a nie pomocnicza dla obywateli. Nie powinno tak być i na tzw. Zachodzie podobne zachowania są rzadkością. Normą jest ostrzeganie, nie represjonowanie. Pozostaje cicha nadzieja, że nie wszędzie jest tak źle – stwierdziła inna czytelniczka.
Pani Ewa Wanat została przewieziona do jednostki policji przy ulicy Wilczej. Na jej żądanie funkcjonariusze skontaktowali się z pełnomocnikiem prawnym. W trakcie pobytu w jednostce utrudniała sporządzenie stosownej dokumentacji. Twierdziła, że jako dziennikarka nie powinna zostać zatrzymana. Powoływała się na szereg znajomości, które dla policjantów będą oznaczać zwolnienie z pracy. Po przybyciu pełnomocnika, w uzgodnieniu z prokuratorem, została zwolniona
CZYTAJ WIĘCEJ
Kamil
Komentarz pod artykułem o zatrzymaniu Ewy Wanat
Pani Ewo, dobrze że Pani tam trafiła bo dzięki temu wiemy co nieco więcej o stołecznej policji. To nie jest błaha sprawa i mam nadzieję, że trafi wyżej i doczekamy się komentarzy ze strony policyjnych władz i rzecznika policji. Taka policja jaki kraj ale reagować trzeba.
Marta
Mieszkanka Warszawy
To nie jest to zawód dedykowany wszystkim i jak masz użerać się z pijana i nie miłą babą, to masz być dla niej miły, masz być wzorem, autorytetem, a nie burakiem, chamem w mundurze. A u nas panuje przekonanie, że to sam fakt noszenia munduru czyni cie wzorem. Coś musi za tym stać.