Ks. Wiesław Madziąg i 23-letni kierowca innego samochodu zginęli na obwodnicy Chojnic. Ich auta zderzyły się czołowo, kiedy chojnicki proboszcz próbował wyprzedzić cysternę. Mimo, że ksiądz miał wcześniej problemy z alkoholem i zbyt szybką jazdą, przez lata pozostawał proboszczem. Dlaczego nie mógł wziąć przykładu z biskupa Jareckiego?
W czwartek rano na obwodnicy Chojnic doszło do tragicznego wypadku. W pobliżu wiaduktu prowadzącego do Angowic kierowca skody próbował wyprzedzić cysternę. Nie zdążył jednak wrócić na swój pas i zderzył się z niewielkim dostawczym peugeotem. Początkowo policja nie chciała potwierdzić tożsamości ofiar, ale lokalnym dziennikarzom szybko udało się ustalić, że skodą kierował chojnicki proboszcz, ks. Wiesław Madziąg.
Do redakcji natomiast jeden z czytelników przysłał w tej sprawie list. "Na miejsce przyjechał dziekan ze starostą, media lokalne milczą nawet na temat prędkości, z którą mogły poruszać się samochody, a oba zostały zupełnie skasowane. Wcześniej księdzu zabrali prawo jazdy za jazdę po pijanemu, dwukrotnie przemierzył rondo w poprzek. I cały czas był proboszczem. Wielu moich znajomych martwi się, że ktoś ukręci sprawie łeb" – poinformował i poprosił o anonimowość.
Makabryczny widok
Co tak naprawdę stało się pod Chojnicami? Oficer prasowa lokalnej policji, Renata Konopalska, powiedziała mi tylko tyle, ile można wyczytać na stronie komendy. Osobowa skoda i dostawczy peugeot, dwie ofiary: 23-latek i mężczyzna w średnim wieku; policjanci zabezpieczający miejsce przez trzy godziny. Po szczegóły odesłała do prokuratora prowadzącego śledztwo, które ma wyjaśnić przyczyny wypadku i jego okoliczności. Prokurator Mirosław Orłowski był dla mnie jednak niedostępny.
Więcej na temat okoliczności wypadku byli w stanie powiedzieć lokalni dziennikarze. Michał Rytlewski, redaktor naczelny "Czasu Chojnic" jako jeden z pierwszych był na miejscu zdarzenia.
– Siła zderzenia była ogromna. Dostawczy peugeot, którym jechał 23-latek wyleciał ponad barierki, obróciło go i zatrzymał się dopiero na poboczu. To był makabryczny widok. Proboszcza próbowano reanimować. Ratownicy uznali, że w przypadku drugiego kierowcy reanimacja nie może przynieść skutku – mówi.
– Sekcja zwłok księdza proboszcza ma zostać przeprowadzona w poniedziałek. Ona pomoże określić przyczyny wypadku – mówi z kolei Arkadiusz Jażdżejewski z radia Weekend FM.
Nie pierwszy raz
Na lokalnych forach internetowych pojawia się wiele głosów, które oskarżają proboszcza o to, że mógł jechać po pijanemu. – Byłbym ostrożny w takiej ocenie. Poczekajmy do poniedziałku – przekonuje jednak Jażdżejewski.
Czytelnik, który poinformował nas o sprawie, przypomniał, że podobne incydenty już się księdzu zdarzały. W 2006 roku został skazany przez sąd za spowodowanie kolizji, gdy prowadził po pijanemu. Musiał zapłacić 3,2 tys. zł grzywny i rozstać się z prawem jazdy na cztery lata.
Głośna była również jego sprawa z grudnia ubiegłego roku. Ksiądz Madziąg jechał tym razem jako pasażer. Miał zapłacić za tankowanie na stacji benzynowej w Sierpcu, ale wraz z kierowcą odjechał bez regulowania rachunku. Kiedy auto zatrzymali policjanci, proboszcz zaczął się awanturować. "Groził, że wszystkich powyrzuca z pracy. Był agresywny i arogancki" – relacjonowała serwisowi wyborcza.pl rzeczniczka lokalnej policji. Okazało się, że ma 1,8 promila alkoholu we krwi. Został na noc w celi, a prokuratura postawiła mu zarzut znieważenia funkcjonariuszy i próby nakłonienia ich do odstąpienia od czynności prawnych.
W poniedziałek miał stawić się na pierwszej rozprawie.
Dlaczego nie postąpił jak bp. Jarecki?
Dlaczego ks. Madziąg, pomimo tych wpadek pozostawał proboszczem? Nie udało mi się zadać tego pytania rzecznikowi diecezji pelpińskiej. Arkadiusz Jażdżejewski przyznaje natomiast, że ks. Madziąga bardzo dobrze oceniali parafianie. – Wczoraj wieczorem robiłem sondę pod kościołem, w którym modlili się za zmarłego. Ich wypowiedzi mówiły same za siebie – mówi. Dodaje jednak, że o komentarze w sprawie z grudnia prosił w kurii. – Poproszono mnie, żebym poczekał aż sprawa formalnie trafi do kurii.
Bierność w sprawie dziwiła także innego lokalnego dziennikarza (nazwisko i redakcja pozostaje do wiadomości naTemat). Przyznał, że nie raz zadawał podobne pytania w kurii, bo ekscesów księdza było więcej. Zawsze jednak otrzymywał wymijające odpowiedzi. – Powiedzmy w ten sposób: miał duży kredyt zaufania u poprzedniego biskupa – ocenił mój rozmówca i dodał, że po tym, jak zmarł bp. Jan Szlaga, sytuacja miała się zmienić. – Nie zdążyła – podsumował.
Brak reakcji władz diecezjalnych może dziwić. Zwłaszcza, że kilka miesięcy temu pozytywny przykład dał biskup pomocniczy Archidiecezji Warszawskiej, Piotr Jarecki. Po tym, jak rozbił auto, kierując nim pod wpływem alkoholu wydał oświadczenie, w którym przeprosił wiernych, a także zadeklarował, że uda się na specjalistyczne leczenie. Wywołał też wielką debatę o alkoholizmie wśród księży. Szkoda, że chojnicki proboszcz i jego przełożeni nie odrobili tej lekcji.