Kompromitacja Joanny Moro w Opolu i krótka kronika koncertowych wpadek
Karol Białek
16 czerwca 2013, 11:49·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 16 czerwca 2013, 11:49
- Proszę mi wybaczyć, coś było nie tak, ale naprawdę, stać na tej scenie, to jest nie lada wyzwanie – powiedziała Moro chwilę po wykonaniu piosenki Anny German. Było za co przepraszać słuchaczy – aktorka niemiłosiernie fałszowała, co było łatwe do wysłyszenia nawet przez niewprawne ucho. Nie jest ona jednak ani pierwszą, ani też nie ostatnią gwiazdą, której występ na letnim festiwalu zakończył się porażką.
Reklama.
Joanna Moro, znana z roli Anny German w serialu emitowanym przez TVP, bardzo mocno „wsiąknęła” w swoją postać. Jej znajomi donoszą nawet plotkarskim portalom, że zaczęła mówić z rosyjskim akcentem. Popularność telewizyjnego programu przerosła oczekiwania producentów i aktorkę grającą główną rolę zapewne także, zatem stara się ona odcinać kupony od sławy wydając płytę z piosenkami zmarłej artystki oraz występuje śpiewając jej utwory. Tak stało się także na festiwalu w Opolu - Joanna Moro zaśpiewała utwór „Człowieczy Los”. Jej wykonanie było delikatnie mówiąc dyskusyjne. Sama aktorka po skończeniu swojego występu przeprosiła publiczność
Odsłuch?
Jako nieprofesjonalistka miała oczywiście prawo do potknięć, jednakże powinna mieć także świadomość tego, jak trudny repertuar sobie wybrała, oraz tego, że jej umiejętności raczej do niego nie przystają. Jest bardzo możliwe, że zawiódł odsłuch, jednakże w takich okolicznościach artyści z reguły przerywają występ i po chwili zaczynają go od nowa, kiedy techniczni naprawią błędy.
To nic nowego Polskie festiwale stają się coraz częściej obiektem drwin mediów i osób związanych ze środowiskiem muzycznym. Zarzuca się im promowanie tandety, zbyt nadętą atmosferę, w której jest mało miejsca na prawdziwe piękno muzyki i właśnie nieprzygotowanie artystów do śpiewania na żywo przed dużą publicznością – wpadka Joanny Moro nie była przecież jedyną.
"Znacie Ev'ry Night"?
Na pierwszym miejscu w kategorii festiwalowych porażek od wielu lat utrzymuje się Marta Wiśniewska, czyli Mandaryna – jej pozycja zdaje się być niezagrożona. Była tancerka i była żona Michała Wiśniewskiego w Sopocie dała niezwykły popis swoich anty-umiejętności.
Wszyscy wiedzieli, że nie umie śpiewać, a jej głos na nagraniach jest efektem sporej obróbki technicznej. Dlaczego zatem Marta zdecydowała się na występ na żywo, w dodatku na festiwalu? Tego nie wiadomo, ale niewątpliwie, było po nim o niej głośno i tak jak zapowiedziała przed zaśpiewaniem pierwszej nuty, sopocki występ stał się występem jej życia. Publiczność obeszła się z nią dużo gorzej niż z Joanną Moro, która otrzymała oklaski. W przypadku Mandaryny z widowni było słychać tylko buczenie i niemiłe okrzyki. Mimo to Marta nie zdecydowała się zejść ze sceny i śpiewała dalej, rozpaczliwie próbując rozgrzać jeszcze swoją publiczność.
Królowie playbacku
Zagranicznym gwiazdom wcale nie idzie u nas lepiej. Co prawda nie na festiwalu, ale na „zwykłym” koncercie w Warszawie, wówczas bóg nastolatków, czyli Enrique Iglesias oddalił się od mikrofonu, a mimo to fani mogli i tak usłyszeć z głośników jego aksamitny głos. Cud? Nie, playback. Iglesias nie należy do najlepszych warsztatowo wokalistów, zatem musi się nim wspomagać. Jego porażka obiegła szybko telewizyjne serwisy informacyjne i jedynym szczęściem boskiego Enrique było to, że wtedy facebook nie był w naszym kraju jeszcze internetową potęgą, za pośrednictwem której materiały z „wpadki” docierają niemal do każdego internauty.
Co zrobią fani?
Jednak niektóre wpadki zaistniałe przed dobą powszechnego internetu i tak ciągną się za gwiazdami do dziś. „Hardcore'owe” wykonanie hymnu Polski przez Edytę Górniak mimo tego, że miało miejsce już jedenaście lat temu wciąż przywoływane jest kontekście rozmowy o piosenkarce w programach telewizyjnych i na portalach plotkarskich. Do teraz pod filmem na youtube pojawiają się komentarze typu "ta frajerka skompromitowała całą Polskę".
Osobiście nie uważam tego wykonania za porażkę. Owszem, było przekombinowane, jednakże przynajmniej zaśpiewane czysto, w przeciwieństwie do występu Joanny Moro, której nie udało się trafić w ani jeden dźwięk. Czy widzowie wybaczą jej zmasakrowanie utworu ich ukochanej Anny German? Jak odbije się to na jej karierze?