"Przepraszam, pomyliliśmy się" – powinni powiedzieć autorzy listy kierunków zamawianych, które miały gwarantować zatrudnienie. Jednak przepraszam nie wystarczy absolwentom ochrony środowiska, chemii czy inżynierii środowiska. Młodzi ludzie zostali wpuszczeni w maliny, a teraz zmagają się z bezrobociem. – Czuję się bardzo zawiedziona i rozgoryczona – uważa absolwentka biotechnologii.
Miało być pięknie, a wyszło jak zwykle. Uruchomiony przed pięcioma laty program "kierunków zamawianych" miał być swoistym kołem zamachowym. Dzięki niemu młodzi ludzie nie musieli bać się o pracę po studiach, a ich szefowie mieli otrzymać specjalistów w rozwijających się, przyszłościowych dziedzinach. Mieli. Bo dziś okazuje się, kierunki zamawiane stały się fabrykami bezrobotnych, którzy swoje "poszukiwane" umiejętności mogą wykorzystywać najwyżej hobbystycznie.
Czym są kierunki zamawiane?
Źródło: MNiSW
Kierunki zamawiane to lista kierunków technicznych, matematycznych i przyrodniczych ustanowiona przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Działanie to ma na celu zapewnienie wystarczającej podaży odpowiednio wykwalifikowanych specjalistów nauk ścisłych, realizowane w ramach Poddziałania 4.1.2 „Zwiększenie liczby absolwentów kierunków o kluczowym znaczeniu dla gospodarki opartej na wiedzy” Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki.
Uczelnie, które zdecydowały się uruchomić kierunku zamawiane, otrzymywały dofinansowanie z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Eksperci się pomylili. Kierunki studiów, które miały być potrzebne za kilka lat okazały się bezużyteczne. Miliard dwieście tysięcy złotych, które Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przeznaczyło na kierunki zamawiane, zostały częściowo zmarnowane. To co miało być gwarancją pracy i spokojnego życia, okazało się pułapką. Absolwenci kierunków zamawianych borykają się ze znacznie większymi problemami, niż ci, którzy wybrali popularne fakultety.
Jak podaje Dziennik Gazeta Prawna, największe problemy z zatrudnieniem mają absolwenci ochrony środowiska, inżynierii środowiska i chemii.
Wyniki raportu Bilans Kapitału Ludzkiego
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Odsetek bezrobotnych absolwentów po tych studiach z ostatnich 10 lat wynosi odpowiednio 8,9 proc. (ochrona środowiska), 9,3 proc. (inżynieria środowiska) i 10,3 proc. (chemia). Mają oni większe problemy ze znalezieniem pracy niż np. osoby kończące prawo (6,5 proc. bezrobotnych), ekonomię (6,8 proc.) czy nawet zarządzanie i marketing (7,7 proc.). CZYTAJ WIĘCEJ
– Proszę mi wskazać choćby jeden projekt, który wymyślili rządzący i okazał się sukcesem – komentuje Cezary Kaźmierczak ze Związku Przedsiębiorstw i Pracodawców. – Zawsze kończy się tak samo. Siada polityk, dwóch urzędników i trzech profesorów, którzy wymyślają "idealny" projekt, rozwiązujący wszystkie nasze problemy. Są przekonani o swojej nieomylności, a kończy się tak, jak i w tym przypadku – mówi Kaźmierczak.
Rzecznik prasowy Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego twierdzi jednak, że dane opublikowane w Dzienniku Gazecie Prawnej w żaden sposób nie mogą się odnosić do absolwentów kierunków zamawianych i ich zestawianie jest merytorycznym nadużyciem. Autorzy raportu w skład grupy kierunków zamawianych wliczyli wszystkie kierunki kształcenia, które przynajmniej raz zostały zamówione przez MNiSW, co nie jest tożsame z grupą kierunków zamawianych.
Studenckie piwo
Studenci, którzy uwierzyli w telewizyjne spoty i zapewnienia o "gwarancji sukcesu" po reklamowanych kierunkach mają dziś nie lada problem. – Ktoś nawarzył piwa, ale musi je dziś wypić kto inny. Zrobią to studenci, którzy poszli na te kierunki studiów z nadzieją, że będzie tak, jak im powiedziano – mówi Prof. dr Stanisław Dawidziuk, ekspert ds. szkolnictwa wyższego. – To jest właśnie całe nieszczęście tej sytuacji, że konsekwencji nie poniosą osoby, które wyszły z tą cudowną inicjatywą – mówi ekspert Business Centre Club.
Kasia z Warszawy studiowała biotechnologię. Dziś wie już jednak, że szanse na pracę w zawodzie są znikome. Nie żałuje, że wybrała ten kierunek, bo studiowała z przyjemnością. Nie ma jednak złudzeń, co do ich rzeczywistej przydatności. – To raczej studia dla pasjonatów, ale Polska jest jeszcze zbyt zacofana, aby była przyszłość po takim kierunku. Najlepszym rozwiązaniem jest zostanie na uczelni, tylko ile osób może tak zrobić? Niestety, z pracą po moim kierunku jest duży problem – mówi była studentka biotechnologii.
Zdaniem pracodawcy Cezarego Kaźmierczaka, sam pomysł wprowadzenia kierunków zamówionych jest absurdalny. – To jest myślenie rodem z połowy ubiegłego stulecia. Wtedy było mniej więcej wiadomo, co wydarzy za 20 czy 30 lat. A dziś nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak nasza rzeczywistość zmieni się za tydzień. Perspektywa pięcioletnia jest wręcz niemożliwa do zaplanowania. Postęp technologiczny jest tak duży, że nie przeskoczy go żaden urzędnik – mówi Kaźmierczak.
Wygrały tylko uczelnie
Kierunki zamawiane najbardziej przydały się zatem samym uczelniom, które otrzymały na nie stosowne finansowanie. – Rzeczywistość sobie, a kierunki zamawiane sobie – mówi prof. Dawidziuk. – Pani minister otoczyła się wybitnymi ekspertami, którzy opierają się jedynie na literaturze, a nie na tym, co dyktuje samo życie i rynek pracy – mówi. Zdaniem eksperta, kierunki zamawiane były w rzeczywistości wzmocnieniem uczelni technicznych, które miały braki w rekrutacji.
Jak mogło dojść do tak kardynalnych błędów podczas planowania programu kierunków zamawianych? – Gdy idziemy do lekarza, nie wystawi on diagnozy bez zapoznania się z wynikami badań. W naszym ministerstwie nikt nie zrobił badań. Ktoś coś powiedział, trzeba było pomóc uczelniom technicznym i poszły na to grube pieniądze. Za miliard dwieście tysięcy złotych wzmocniliśmy rynek bezrobotnych – uważa rektor honorowy Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Warszawie.
Sorry, pomyliliśmy się
Co dziś mogą zrobić oszukani absolwenci? Niewiele. Są ofiarami urzędniczego błędu, który będzie skutkował przez ich całe zawodowe życie. – Od lat staramy się, aby studenci byli podmiotem, a nie przedmiotem w systemie edukacji. Niestety, pieniądze poszły na to, na co nie powinny. Rzeczywistość rozminęła się z działaniami – mówi prof. Dawidziuk. Rozgoryczeni tą sytuacją są nie tylko wykładowcy, ale przede wszystkim sami studenci. Jedna z czytelniczek serwisu trójmiasto.pl przysłała do redakcji list, który nie pozostawia złudzeń co do tego, w jak trudnej sytuacji zostali postawieni absolwenci kierunków zamawianych.
List absolwentki biotechnologii
Źródło: Trójmiasto.pl
Jestem absolwentką biotechnologii i czuję się bardzo zawiedziona i rozgoryczona. Roztaczano przed nami bajeczne perspektywy zawrotnej kariery w dziedzinie zmieniającej świat, tymczasem okazuje się, że w kraju, gdzie ludzie boją się GMO i zapłodnienia in vitro, biotechnolog nie ma dużego wyboru. Może zostać na uczelni i pracować w najlepszym wypadku za tysiąc złotych lub za darmo - CZYTAJ WIĘCEJ
Studenci, którzy ukończyli kierunki gwarantujące bezrobocie mogą próbować się przekwalifikować. Dziś modne są studia podyplomowe, które mogą nieco zmodyfikować ich dotychczasowe kwalifikacje. – Przykro mi, że młodzież, ma jakieś wyobrażenie o swojej karierze, która wierzy w siebie i przede wszystkim w nasze uczelnie i państwo, zostaje później zostawiona na lodzie – mówi prof. dr Stanisław Dawidziuk.
Program kierunków zamawianych rozpoczął się pilotażem w 2008 roku, a pierwsza edycja ruszyła rok później – w 2009 r. Na rynek pracy trafił zatem dopiero pierwszy rocznik absolwentów dofinansowanych przez państwo studiów. W ramach programu oferowane są nie tylko stypendia dla studentów, ale przede wszystkim dofinansowanie programu kształcenia poprzez organizację zajęć wyrównawczych, warsztatów, staży i praktyk w przedsiębiorstwach. Oznacza to wzmocnienie programu studiów „kierunku zamawianego” w stosunku do takiego samego kierunku nie objętego wsparciem w ramach programu. Blisko 82 proc. absolwentów kierunków zamawianych znalazło zatrudnienie. Zatrudnialność po pozostałych kierunkach studiów utrzymuje się na średnim poziomie 75,4%.