
Autorzy dokonują ciekawej manipulacji polegającej na uczłowieczeniu i przybliżeniu widzowi młodych berlińczyków oraz zestawieniu ich z tępymi, małostkowymi, antysemickimi, prostakami – mieszkańcami podbijanych terenów. CZYTAJ WIĘCEJ
Szczególnie zdziwić mógł sposób, w jaki w niemieckim filmie sportretowani zostali żołnierze polskiego podziemia. Mówi nam o tym Tadeusz Filipkowski, rzecznik prasowy Światowego Związku Żołnierzy AK: – Film widziałem dwukrotnie. Armia Krajowa została w nim przedstawiona nie jako wojsko, tylko jakaś dziwna zbieranina czy banda, w dodatku programowo antysemicka i szowinistycznie nacjonalistyczna – mówi z oburzeniem.
Przeciwko sposobowi w jaki ukazano tam polski ruchu oporu protestował ambasador RP w Berlinie Jerzy Margański, a prezes TVP Juliusz Braun oświadczył, że polski wątek serialu "nie ma nic wspólnego z prawdą historyczną i dlatego musi zostać potępiony i odrzucony". Niemniej jednak na początku czerwca okazało się, że TVP1 pokaże niemiecki mini-serial.
Prezes telewizji publicznej powinien odejść ze swojego stanowiska. To jest dyskwalifikacja dla prezesa Brauna, jeżeli dopuszcza do tego, żeby telewizja kupiła niemiecki film propagandowy i emitowała go o godzinie 20.20 w TVP 1.
"Każdy wyrobi sobie zdanie"
– Najostrzej o filmie wypowiadają się ci, którzy go nie widzieli – odpowiada krytykom rzecznik TVP Jacek Rakowiecki. Dodaje, że ktoś, kto uważa, że “Nasze matki, nasi ojcowie” przekona Polaków do prezentowanej w nim wizji historii, musi mieć naszych rodaków “w wyjątkowej pogardzie”.
Chcemy, aby opinia publiczna mogła bez pośrednictwa polityków i komentatorów ocenić, czy film fałszuje historię. Każdy będzie mógł wyrobić sobie własne zdanie.
Rakowiecki przypomina też, że trzecia część filmu, w której pojawia się “polski” wątek, poprzedzona będzie historycznym wstępem, a po emisji nastąpi godzinna dyskusją z udziałem polskich i niemieckich dziennikarzy, publicystów i historyków, w tym konsultanta historycznego produkcji prof. Juliusa H. Schoepsa. Reprezentujący środowiska kombatanckie Tadeusz Filipkowski wyraża jednak ubolewanie, że do udziału nie został zaproszony nikt spośród żołnierzy AK.
– Jestem zwolennikiem wolności słowa, ale są produkcje, których poważne media nie powinny emitować – komentuje całą sprawę medioznawca prof. Wiesław Godzic. Nie trafia też do niego argumentacja Jacka Rakowieckiego. – Nie jest tak, że jeśli film wzbudza kontrowersje, należy go pokazywać, aby “każdy mógł wyrobić sobie zdanie”. Od czego bowiem są edukatorzy, eksperci i inni “strażnicy”, którzy odsiewają produkcje dobre od bezwartościowych? – pyta retorycznie Godzic.
Choć środowisko kombatanckie jednoznacznie ocenia sam film, zdaje się mieć mieszane uczucia w związku z decyzją TVP o jego emisji. Tadeusz Filipkowski dopuszcza pokaz filmu opatrzony historycznym komentarzem i dyskusją, ale wielu jego kolegów ma inne zdanie. “Polska the Times” pisała nawet w poniedziałek o przygotowywanym przez niektórych kombatantów doniesieniu do prokuratury.