W poniedziałek 17 czerwca TVP1 pokaże pierwszą część kontrowersyjnego filmu "Nasze matki, nasi ojcowie". Posłowie PiS mówią o niemieckiej propagandzie i chcą dymisji prezesa Brauna, przedstawiciele środowisk kombatanckich czują się urażeni. – Jestem zwolennikiem wolności słowa, ale są produkcje, których poważne media nie powinny emitować – komentuje medioznawca prof. Wiesław Godzic.
O trzyczęściowej niemieckiej fabule wyprodukowanej przez stację ZDF nad Wisłą zrobiło się głośno już w momencie, gdy film pokazano w Niemczech. Polskich komentatorów zbulwersował sposób, w jaki w produkcji przedstawiającej wojenne losy kilkorga Berlińczyków ukazani zostali nasi rodacy.
Szczególnie zdziwić mógł sposób, w jaki w niemieckim filmie sportretowani zostali żołnierze polskiego podziemia. Mówi nam o tym Tadeusz Filipkowski, rzecznik prasowy Światowego Związku Żołnierzy AK: – Film widziałem dwukrotnie. Armia Krajowa została w nim przedstawiona nie jako wojsko, tylko jakaś dziwna zbieranina czy banda, w dodatku programowo antysemicka i szowinistycznie nacjonalistyczna – mówi z oburzeniem.
Rzecznik ŚZŻAK żałuje, że wydane przez związek oświadczenie potępiające film nie spotkało się z jakimkolwiek odzewem czy to ze strony niemieckiej, czy polskiej. – Jest to produkcja tendencyjna i niezgodna z rzeczywistością – mówi w rozmowie z naTemat.
PiS przeciwko filmowi
Przeciwko sposobowi w jaki ukazano tam polski ruchu oporu protestował ambasador RP w Berlinie Jerzy Margański, a prezes TVP Juliusz Braun oświadczył, że polski wątek serialu "nie ma nic wspólnego z prawdą historyczną i dlatego musi zostać potępiony i odrzucony". Niemniej jednak na początku czerwca okazało się, że TVP1 pokaże niemiecki mini-serial.
W poniedziałek, w dniu emisji pierwszego odcinka filmu, PiS zwołało w jego sprawie konferencję prasową w Sejmie. Mariusz Błaszczak stwierdził, że produkcja jest “przejawem niemieckiej polityki historycznej prowadzonej od wielu lat”, która konsekwentnie dąży do ukazywania sprawców w roli ofiar. Posłowie PiS argumentowali też, że tego typu filmy przerzucają winę za Holokaust na mieszkańców podbitych przez nazistów narodów.
Błaszczak skrytykował też decyzję o emisji filmu w TVP, domagając się dymisji jej prezesa Juliusza Brauna.
"Każdy wyrobi sobie zdanie"
– Najostrzej o filmie wypowiadają się ci, którzy go nie widzieli – odpowiada krytykom rzecznik TVP Jacek Rakowiecki. Dodaje, że ktoś, kto uważa, że “Nasze matki, nasi ojcowie” przekona Polaków do prezentowanej w nim wizji historii, musi mieć naszych rodaków “w wyjątkowej pogardzie”.
Rakowiecki przypomina też, że trzecia część filmu, w której pojawia się “polski” wątek, poprzedzona będzie historycznym wstępem, a po emisji nastąpi godzinna dyskusją z udziałem polskich i niemieckich dziennikarzy, publicystów i historyków, w tym konsultanta historycznego produkcji prof. Juliusa H. Schoepsa. Reprezentujący środowiska kombatanckie Tadeusz Filipkowski wyraża jednak ubolewanie, że do udziału nie został zaproszony nikt spośród żołnierzy AK.
Warto rozmawiać
– Jestem zwolennikiem wolności słowa, ale są produkcje, których poważne media nie powinny emitować – komentuje całą sprawę medioznawca prof. Wiesław Godzic. Nie trafia też do niego argumentacja Jacka Rakowieckiego. – Nie jest tak, że jeśli film wzbudza kontrowersje, należy go pokazywać, aby “każdy mógł wyrobić sobie zdanie”. Od czego bowiem są edukatorzy, eksperci i inni “strażnicy”, którzy odsiewają produkcje dobre od bezwartościowych? – pyta retorycznie Godzic.
Tadeusz Filipkowski pokłada duże nadzieje w dyskusji mającej nastąpić po emisji ostatniego odcinka: – Jeśli będzie poważna, jeśli ukaże historyczny fałsz, to pomysł pokazywania filmu w TVP jakoś się broni – mówi rzecznik ŚZŻAK. Prof. Godzic zwraca jednak uwagę, że wielu widzów nie będzie zapewne śledzić debaty, decydując się jedynie na obejrzenie filmu.
"Nie możemy chować głowy w piasek"
Choć środowisko kombatanckie jednoznacznie ocenia sam film, zdaje się mieć mieszane uczucia w związku z decyzją TVP o jego emisji. Tadeusz Filipkowski dopuszcza pokaz filmu opatrzony historycznym komentarzem i dyskusją, ale wielu jego kolegów ma inne zdanie. “Polska the Times” pisała nawet w poniedziałek o przygotowywanym przez niektórych kombatantów doniesieniu do prokuratury.
Nasi rozmówcy zwracają uwagę na jeszcze jedną możliwą konsekwencję emisji mini-serialu w TVP. – Telewizja publiczna może w ten sposób zaognić poprawne w ostatnich latach stosunki polsko-niemieckie – zauważa prof. Godzic.
– Jesteśmy świadomi, że ta produkcja nie służy ich poprawie, a jej emisja w TVP może je jeszcze dodatkowo pogorszyć – mówi też Filipkowski. Rozmówca naTemat przyznaje nawet, że film może przekreślić wiele lat pracy Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie. Nie znaczy to jednak, że w imię dobrych relacji powinniśmy milczeć o historycznym fałszu.– Nie możemy chować głowy w piasek i udawać, że taki film nie powstał – podsumowuje Filipkowski.
Autorzy dokonują ciekawej manipulacji polegającej na uczłowieczeniu i przybliżeniu widzowi młodych berlińczyków oraz zestawieniu ich z tępymi, małostkowymi, antysemickimi, prostakami – mieszkańcami podbijanych terenów. CZYTAJ WIĘCEJ
Mariusz Błaszczak
PiS
Prezes telewizji publicznej powinien odejść ze swojego stanowiska. To jest dyskwalifikacja dla prezesa Brauna, jeżeli dopuszcza do tego, żeby telewizja kupiła niemiecki film propagandowy i emitowała go o godzinie 20.20 w TVP 1.
Jacek Rakowiecki
rzecznik TVP
Chcemy, aby opinia publiczna mogła bez pośrednictwa polityków i komentatorów ocenić, czy film fałszuje historię. Każdy będzie mógł wyrobić sobie własne zdanie.