"Jarmark, tandeta, Cepelia, rozrywka dla gawiedzi" – komentarze po niedawnym Festiwalu w Opolu to często krytyka pełna pogardy. Jednak słowa najzagorzalszych "hejterów" źle świadczą nie tyle o "ciemnym ludzie", który przed telewizorami śledził występy polskich gwiazd, co o samych krytykantach.
Legendarny festiwal w Opolu był w tym roku śledzony z większą niż zwykle uwagą. Widzowie zastanawiali się, czym zaskoczą nas organizatorzy z okazji 50. jubileuszu imprezy. Oczekiwania były spore, więc i niemały był zawód, gdy staliśmy się świadkami wpadek i niedoróbek: warto wspomnieć choćby Joannę Moro zupełnie nie radzącą sobie z "Człowieczym losem", czy Andrzeja Grabowskiego, który zapomniał teksty wykonywanego skeczu.
Co więcej, zza kulis festiwalu do opinii publicznej dotarły informacje o ogromnym bałaganie organizacyjnym. Tak mówił o nich dla serwisu Gazeta.pl Czesław Mozil:
Jeśli prawda o Opolu jest zgodna z tym, co mówi Mozil (choć we wtorek TVP zapowiedziała, że poda go do sądu za zniesławienie), trudno nie przyklasnąć licznym apelom o pilną zmianę formuły imprezy. Niedoróbki to niedoróbki – trzeba się nimi zająć. Warto jednak zwrócić uwagę, że wśród nakręcającej się spirali (zwłaszcza internetowego) “hejtu na Opole” na pierwszy plan wysuwają się również inne głosy.
"Gawiedź kiwa rączką do kamery"
“TVP zamienia swój legendarny festiwal w jarmarczny show, przegląd plastiku i tandety” – podsumowuje w “Gazecie Wyborczej” swoją relację z Opola Robert Sankowski. “Ot kolejny festyn dla gawiedzi kiwającej rączkami do kamery” – komentuje jeden z internautów. “Zalew kiczu i plastiku” – dodaje inny.
Lekceważącym ocenom poziomu imprezy towarzyszą liczne ironiczne komentarze dotyczące udziału w niej artystów starszego pokolenia, takich jak Irena Santor, Zbigniew Wodecki, Jerzy Połomski, czy Maryla Rodowicz.
Twitter o Opolu
Aronsem
O, proszę, Wodecki też jeszcze żyje.
Anzinwala
Już nie mogę się doczekać kiedy w następnym, w następnym, i w następnym oraz w następnym roku na deskach Opola znów wystąpi Maryla Rodowicz.
Zbigniew Hołdys
Opole powinno leżeć w pobliżu piramid w Egipcie. Tam też czas stanął.
Wpisom popularnych Twitterowych mikroblogerów towarzyszyło całe mnóstwo mniej wybrednych komentarzy i docinków autorstwa anonimowych internautów. Nietrudno było zauważyć, że wiele z nich podszyte było ogromnym poczuciem wyższości nad bezrozumnymi masami śledzącymi występy dawno przebrzmiałych gwiazd i “ludowych grajków” w stylu Golec uOrkiestra. “Jarmark”, “Cepelia”, “rozrywka dla ludu” – to typowe przykłady tej retoryki.
Jednym Open'er, innym Cepelia
Krytyka przychodzi łatwo. Zwłaszcza, jeśli eleganccy i kulturalni krytykanci siedzący przy swoich Macach nad kawą ze Starbucksa, gdzie mogą dać upust swojej pogardzie dla plebejskich gustów muzycznych “narodu”.
Niestety, są w tym bardzo podobni do tych przedstawicieli “miejskich elit”, którzy od kilku dni chichoczą nad zdjęciem dziewczynki prezentującej na zdjęciu swoje liczne komunijne prezenty, albo podśmiewają się z “biedaków” robiących zakupy w Biedronce.
I żeby było jasne: każdy może mieć swoją opinię o poziomie artystycznym Opola. Oczywistym jest, że ta impreza nie spodoba się zapewne “młodym, zdolnym, atrakcyjnym” bywalcom Heineken Open'era czy OFF Festivalu.
I to do Was piszę: Krytykujcie, oceniajcie. Proszę bardzo. Nie przekraczajcie jednak cienkiej granicy między oceną a okazywaniem jawnej pogardy wszystkim tym, którzy nie są równie “fajni”, majętni i modni, co Wy. Wy macie swoje festiwale, oni swoją Cepelię.
Widok przypadkowych, pijanych osób w strefie VIP-owskiej - czyli w strefie świętej, miejscu, gdzie artyści powinni czuć się bezpiecznie - i moment, kiedy Pan Andrzej Grabowski nie mógł opędzić się od jakiegoś pijanego faceta na zapleczu. Czyli według mnie w każdym elemencie, od backstage'u do realizacji, tym festiwalem rządzi przypadek. CZYTAJ WIĘCEJ